28 kwietnia 2012 roku pozostanie w mojej pamięci na bardzo długo. Do Rockera zawitali znani i lubiani Bracia Figo Fagot. Jak na ikonę polskiej muzyki disco (nurt: polo) przystało, duet zagrał wspaniały koncert i porwał całkiem liczną widownię do wspaniałej zabawy.
Zanim jednak lokal opanowało wyczekiwane przez wszystkich disko-komando, miejsce na scenie zajęli Ułani Kapitalizmu, którzy supportowali gwiazdy wieczoru. Byłem szczerze zdziwiony takim obrotem wydarzeń, organizator imprezy nigdzie nie wspominał o udziale formacji w imprezie. Trudno mi zresztą było wyobrazić sobie kogokolwiek, kto nadawałby się do roli artysty rozgrzewającego publikę przed pierwszym rodzeństwem III RP. No i nie pomyliłem się. Kapela, która z całą pewnością nasłuchała się najbardziej pokręconych rzeczy Franka Zappy, zaserwowała całą masę dysharmonii, fałszów i innych dobrodziejstw muzyki bardzo alternatywnej. Mi, podobnie zresztą jak niemal całej publiczności, występ ten absolutnie nie przypadł do gustu. Wszyscy przyszliśmy wszak na prostą, „hej-do-przodu” rozrywkę. Po zakończonym występie Ułani pożegnani zostali nie aplauzem, a wymownymi okrzykami „Figo Fagot”.
Krótka chwila przerwy i pojawili się ONI. Myk. Bracia zagrali cały swój repertuar (czego można się było spodziewać – nie ma tego wszak specjalnie dużo). Było zatem poruszające serce „O Boże, Bożenko”, pouczające „A Gdybym Zgolił Wąs”, „Małgoś” (piosenka coverowana przez Marylę Rodowicz, która jednak jest gruba i śpiewa wersję pod tytułem „Małgośka”). Było też „Disko Komando”, które nie doczekało się jeszcze publikacji swojej studyjnej wersji. Odśpiewano nawet przyśpiewkę najlepszego w galaktyce Kurvix klubu – RKS Huwdu.
Wspomniana przyśpiewka nie pozwala mi pominąć jednego, istotnego faktu. Chyba nigdy nie spotkałem się z sytuacją, w której publiczność tak dobrze znałaby teksty artysty, który przed nią występuje. Coś pięknego. Dodajmy do tego autentyczną radość, jaka biła z oczu braci, co chwilę wchodzących na scenę ludzi i nieustające tańce. Jestem pewien, że wszyscy bawili się doskonale.
Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do długości występu. Pomimo bisów (granych zgodnie z życzeniami fanów) impreza trwała dosyć krótko. Około 21 było już w zasadzie po wszystkim. Szkoda, ale z drugiej strony trudno się dziwić. Figo i Fagot nie mają jeszcze repertuaru na dłuższy występ. Lekki niedosyt rekompensowało to, że z muzykami można było spokojnie i bardzo miło porozmawiać po tym, jak zakończyli raczyć Rockera swoją sztuką.
Życzyłbym sobie rychłego powrotu zespołu do Szczecina. Już tęsknię za nimi. Pocieszam się jednak myślą, że już w okolicach połowy maja będzie można nabyć debiutancki album Braci Figo Fagot. „Na Bogatości” będzie prawdopodobnie królować na wielu wakacyjnych imprezach.
Komentarze
1