Pierwsza premiera Teatru Współczesnego w tym sezonie, to propozycja mocno związana z...kinem. „Fanny i Alexander” według scenariusza Ingmara Bergmana, zainteresuje zapewne widzów, którzy cenią twórczość tego szwedzkiego twórcy. Warto jednak ten spektakl polecić także osobom, które lubią bogatą scenografię, zajmujące historie i wartościowy przekaz.
Cztery Oscary
Film Bergmana, pod tym samym tytułem, wszedł do kin w grudniu 1982 roku. Dwa lata później zdobył Oscary za najlepsze zdjęcia, scenografię, kostiumy i jako najlepsza produkcja nieanglojęzyczna. Reżyser umieścił w nim wiele wątków autobiograficznych. Urodził się sto lat temu w Uppsali, niewielkim mieście, położonym na północ od stolicy Szwecji, jako syn pastora luterańskiego, Erika Bergmana, który wychowywał go stosując bardzo surowe metody. Posłuszeństwo i respekt wobec woli ojca były bowiem wymuszane przez dotkliwe kary i ograniczenia... Czerpiąc z tych doświadczeń stworzył po latach jeden z najpopularniejszych tytułów w swym dorobku, więc reżyseria adaptacji teatralnej „Fanny i Alexander” była bezsprzecznie zadaniem niełatwym. Podjęła je Justyna Celeda, która w Szczecinie jest już dobrze znana. Zrealizowała tu m.in. „Seks dla opornych” i „Szkołę żon”.
Kostiumy z epoki
W obsadzie widzimy prawie cały zespół Teatru Współczesnego. To osiemnastu szczecińskich aktorów oraz dwoje grających gościnnie - Jakub Gola kreujący Alexandra, a Dominika Kimaty w roli służącej Gustava Adolfa Ekhdala, Maj. W oryginale akcja dramatu rozpoczyna się w 1907 roku i warstwa wizualna spektaklu również jest wierna tej epoce. Kostiumy i scenografia (ich autorem jest Grzegorz Małecki) odwzorowują bowiem modę początku ubiegłego wieku. Niewątpliwie jest to jeden z istotniejszych walorów tej inscenizacji.
Łamanie charakteru
To historia szwedzkiej rodziny, w której „rządzi” Helena (w tej roli Beata Zygarlicka) – matka trzech braci – Oscara (Konrad Pawicki), Carla (Marian Dworakowski) i Gustawa Adolfa (Paweł Niczewski). Pierwszy z nich jest dyrektorem prowincjonalnego teatru, w którym „zatrudnia” m.in. członków swej rodziny, a dzieci, czyli Fanny (Maria Dąbrowska) i Alexander, go uwielbiają. Zdąży jeszcze wystawić „Hamleta”, ale nagle umiera. Wtedy jego żona Emilia (Barbara Lewandowska) dość szybko znajduje nowego męża, którym jest protestancki biskup Edward Vergerus (Adam Kuzycz-Berezowski).
To zmiana bardzo niekorzystna. Mężczyzna szanowany i pozornie bardzo troskliwy, okazuje się bowiem zwolennikiem bardzo twardych zasad wychowawczych, opartych na ciągłym uświadamianiu grzesznej natury człowieka i łamaniu niepokornego charakteru za pomocą drastycznych kar, które mają służyć przeniesieniu boskiego porządku w świat ludzi...
Ucieczka w wyobraźnię
Alexander bardzo odczuwa surową dyscyplinę, jaką narzuca mu ojczym, dlatego nie mogąc obronić się przed nią, ucieka w sferę wyobraźni. Stwarza na przykład własną wersję zdarzenia, które doprowadziło do śmierci poprzedniej żony i dzieci biskupa. Oniryczna scena ukazująca wizję tej tragedii, to jeden z najlepszych fragmentów spektaklu, który jest dość dynamiczny i nastrojowo zróżnicowany. Za ruch sceniczny odpowiada Zbigniew Szymczyk, który w jednej z sekwencji „ustawia” aktorów w taneczny korowód, później otrzymujemy też jedną scenę o baletowym wręcz rozmachu. To dobre urozmaicenie całości.
Łóżka, lalki i taniec
Scenariusz Bergmana pozwala na dość szybkie przechodzenie od jednej sceny do drugiej. Realizatorzy zastosowali ruchome podesty, które co kilka minut „wjeżdżają” z kolejnymi łóżkami (jest ich dużo w tym spektaklu) i innymi rekwizytami. Tytułowe postacie zostały też „zagrane” przez lalki (ich konstruktorem jest Rafał Budnik). Co ważne, aktorom udało się przekazać duży ciężar emocjonalny tej opowieści. Widz kibicuje Alexandrowi w próbach przeciwstawienia się surowości ojczyma i Emilii, która widząc swój błąd, stara się doprowadzić do rozwodu. To niewątpliwie jedna z najlepszych ról Barbary Lewandowskiej w całym jej dorobku. Bardzo dobrze kreuje kobietę doprowadzoną do skraju wytrzymałości postawą Vergerusa, zdeterminowaną do ratowania swych dzieci.
Nie tylko dramat
Jednak „Fanny i Alexander”, to nie tylko dramat. Publiczność może odetchnąć przy zabawnych „przygodach” niepoprawnego kobieciarza, Gustava Adolfa czy „lamentacjach” Carla na temat jego niemieckiej „lepszej połowy” (Krystyna Maksymowicz). Ten spektakl to także galeria drugoplanowych postaci, takich jak np. elegancki przyjaciel Heleny, Isaak Jacobi (Robert Gondek), pani Blenda Vergérus (Magdalena Myszkiewicz) czy odizolowany od świata chłopiec, Ismael (Konrad Beta). Ten ostatni absorbuje uwagę widzów chociażby za sprawą efektownej sceny, w której rozmawia z Alexandrem, zwisając głową w dół, między szczeblami drabiny.
Przekaz jaki otrzymujemy, to afirmacja małomiasteczkowej społeczności i siły rodzinnych więzi. Warto to zobaczyć! Najbliższa prezentacja 22 listopada.
Komentarze
0