To już trzecia odsłona współpracy portalu wszczecinie.pl i magazynu HOT nad cyklem artykułów spod znaku „eXXXtremalny Szczecin”. Seria ta ma na celu skierowanie zainteresowania Czytelników w stronę sportów oryginalnych i niekonwencjonalnych, uprawianych przez wąskie grupy ludzi. I najważniejsze – uprawia się je w Szczecinie i okolicach naszego miasta, więc dla chcących zmierzyć się ze swoim strachem możliwość ta jest dosłownie na wyciągniecie ręki! Po przeczytaniu zaś tego artykułu dosłownie „odlecisz”, bowiem po Le parkour i strzelectwie przyszedł czas na paralotnie.

„Lęk jest w każdym z nas, sztuką jest go przezwyciężyć.”

W Szczecinie funkcjonują 2 grupy ludzi zajmującej się paralotniarstwem- formalnie zrzeszona, gł. związana z Aeroklubem i niezarejestrowane, choć większość działających w nich ludzi posiada licencje na latanie. Jedna z nich, choć nie ma żadnej oficjalnej nazwy, wśród znajomych funkcjonuje roboczo jako „Grupa, Która Chce Się Zabić.” Jednym z jej członków jest Michał Malicki, który odżegnuje się od elitarności tego sportu, a wręcz przeciwnie, jest za propagowaniem go gdzie tylko się da : „Chętnie wciągamy w to ludzi i nie stawiamy żadnych barier dla nowych osób zainteresowanych lataniem. Jest to sport dla wszystkich, latają młodzi i osoby po 70-tce. Kiedyś podniebne wyczyny można było oglądać na filmach z Jamesem Bondem albo na produkcjach s-f, dziś jest to sport dla każdego, wystarczy zaświadczenie o dobrym zdrowiu. Ja sam namawiam swoich znajomych, by poszli choć na sam kurs i raz w życiu zobaczyli, jak to jest być w powietrzu, bo być może już nigdy w życiu nie będą mieli ku temu okazji.” Jedyną realną przeszkodą w realizacji oglądania świata z góry może być lęk, zarówno ten wysokości, jak i przestrzeni. Jak się jednak okazuje, osoby które latają również nie są go do końca pozbawione: „Oczywiście, że się czasem boję. Boję się np. spojrzeć w dół 10piętrowego wieżowca, ale nie przerażają mnie wielkie przestrzenie wokół, kiedy latam. Znam zawodowych pilotów, którzy pomimo wieloletniej praktyki w powietrzu, w domu, by nie wychylać się na balkonie, ściągają pranie przy pomocy kija. Lęki są w każdym z nas, sztuką jest je po prostu przezwyciężyć”.
                                                                                                                                                                                                       

Lataj gdzie tylko chcesz...o ile starczy Ci paliwa

Lata się w dwojaki sposób: z napędem na plecach, przy którym wystarcza kawałek pola czy skoszonej łąki, by móc zrobić rozbieg, wcisnąć gaz i zacząć latać gdzie dusza zapragnie; starty zazwyczaj mają miejscu w Dąbiu, Chojnie, Witkowie bądź na Cukrowej. Jednak dla rozpoczynających naukę zaczyna się od latania swobodnego, bez uprzęży, za to z grubą asekurującą poduchą. Wtedy wyciągarka rozciąga 1500 m liny podczepionej wcześniej do amatora wysokich lotów, wyciąga go na jakieś 300 i więcej metrów do góry (dla porównania - wieżowiec ma 30 metrów), po czym paralotniarz wypina się i odlatuje. Cały bajer polega na tym, by będąc już na górze złapać komin ciepłego powietrza, wokół którego paralotniarz obraca się, podobnie jak można to zaobserwować w przypadku ptaków.
Na zbiorniku paliwa można lecieć ok. 3-4 godzin ze średnią prędkością 50 km/h, a przy dobrych wiatrach można spokojnie dolecieć nad morze i z powrotem. Nie trzeba jednak ograniczać się jedynie do terenu własnego państwa, po wypełnieniu stosowanych papierów można również przeprowadzić „dywersyjną akcję szpiegowską” przelatując przez granicę i z powrotem nad głowami Straży Granicznej. Przy dłuższych trasach warto jednak wziąć ze sobą rozkład przydrożnych stacji benzynowych, gdzie sfruwając niczym wielka mucha bezpośrednio z nieba można zatankować do baku. Mina wtedy pracowników stacji – bezcenna!
                                                                                                                                                                                                        

Żywot paralotniarza – czasem słońce, czasem widły

Przygotowania do lotu nie zajmują zbyt wiele czasu i nakładów finansowych. By nie zamarznąć na górze, wystarczy kombinezon lotniczy z demobilu za 50 zł (opcja lanserska ze specjalistycznego sklepu : 1000 zł), ciepły sweter, rękawiczki i kask. Na dłuższe loty warto ze sobą zabrać, prócz GPS`u, radia i oczywiście spadochronu, dodatkowo... telefon i portfel. Niefajnie robi jest bowiem wtedy, kiedy po skończeniu lotu lądujesz gdzieś w szczerym polu, z dala od domu pośrodku Niczego, bez możliwości zadzwonienia po kolegów, którzy po Ciebie przyjadą. Co wtedy robić? Rada Michała jest prosta : „Pozostaje powrót na „stopa” bądź, tak jak ostatnio w przypadku kolegi lądującego gdzieś na polu jakichś rolników, wprosić się na grilla. Są jednak tacy, którzy alergicznie reagują na latających im po prywatnej posesji paralotniarzy i czasem zdarza się też tak, że zamiast zaproszenia na obiad mogą pogonić Cię widłami.”                           

Michał Malicki, który lata ponad 3 lata, jest zdania, że licencja paralotniarska nie jest żadną miarą tego, czy ktoś potrafi latać. Licencję, którą można zrobić w trakcie kilku odbywających się w ciągu roku kursach, robi się trzyetapowo : wpierw, podczas 16 lotów, jest nauka startu i lądowania, następnie 8 lotów poświęconych nauce skrętów i ostrzejszych manewrów, a na koniec egzamin organizowany przez Urząd Lotnictwa Cywilnego. Najważniejsze według niego jest jednak to, czy ten sport po prostu się czuje. Skąd w ogóle wziął się u niego pomysł na paralotnie? „Zawsze chciałem latać, odkład pamiętam miałem na to odpał. Kiedy byłem mały latałem na symulatorach, później zaliczyłem epizod ze skakaniem spadochronowym. Po przeliczeniu jednak kosztów uznałem, że najrozsądniej byłoby kupić własny sprzęt i nieograniczony posiadaniem samolotu móc samemu latać”.                                                                                                                                                                                 

Ptaki bywają czasem zazdrosne

Prócz kosztu kursu, wynoszące paręset złotych, należy zakupić sobie m. in. skrzydło. Nowe to wydatek rzędu 5-10 tys. zł, ale już używane z ważnym przeglądem (tak! skrzydła z materiału, jak samochody, mają swoje przeglądy!) można kupić już od 1500 zł. Co ciekawe, najlepsze na świecie skrzydła do latania z napędem są produkcji...polskiej. Na skrzydłach firmy Dudek Paragliders będzie m. in. latać amerykańska policja.

Dodatkowo należy doliczyć koszt uprzęży: nowa- 1200 zł, używana już od 300 zł. Dla początkującego amatora podniebnych lotów kwota 2000 zł może być więc wystarczającą, by móc wykonać pierwszy samodzielny lot na własnym sprzęcie. Warto też zakupić spadochron, jednak Michał jak na członka „Grupy, Która Chce Się Zabić” przystało, swój pierwszy spadochron kupił... dopiero 3 miesiące temu. Na szczęście nigdy wcześniej nie miał sytuacji, w której musiałby go używać. Najniebezpieczniejszym incydentem, jaki zanotował, było opadnięcie go przez chmarę ptaków rodem z filmu Hitchcocka, które na szczęście nie zainteresowały się dziobaniem jego skrzydeł. Dodatkowo skrzydła są tak skonstruowane, że w razie gdyby coś się działo, zasadą jest, że należy je puścić i po prostu im nie przeszkadzać. Wtedy istnieje duża szansa na to, że same odpowiednio się ustawią i zbalansują. Skrzydła to aż 31m2 powierzchni, Michał jest więc zdania, że jest to świetny sposób na ruchomą reklamę, która w dodatku byłaby tam umieszczona aż do zużycia skrzydeł, czyli 8 lat. Sam ma cichą nadzieję, ze jakiś chętny sponsor zaproponuje mu pewnego dnia kupno nowych skrzydeł w zamian za umieszczenie na nich swojej reklamy.                                                                                                                                                                                                                                               

Prócz pięknych, powodujących opadanie szczeki widoków w trakcie lotu, fenomenem jest również bardzo sympatyczny odbiór ludzi, tych „na dole”, którzy zawsze pozdrawiają paralotniarzy i do nich machają. Jednak jest to tylko jeden z powodów, dla których warto choć raz w życiu zakosztować wiatru we włosach i adrenaliny przy okazji walki z własnym strachem. Innym jest po prostu niepowtarzalne uczucie nieskrępowanej wolności, której można spróbować tylko tam, „na górze”.