Choć były obawy o frekwencję, okazało się, że Szczecin zmobilizował się i dość liczna publika odwiedziła Peron 5 w piątkowy wieczór. 7 lutego zagrały tam trzy death-metalowe zespoły z trzech stron świata.
Rozpoczęli Włosi z Fleshgod Apocalypse,  Kilkadziesiąt minut jakie mieli do dyspozycji  wykorzystali na to, by zagrać numery z różnych płyt. Zatem było nie tylko symfonicznie, ale też  bardzo konkretnie. "Przyładowali" w  takich utworach jak "The Deceit" i "Egoism" by bardziej przestrzenne brzmienie przedstawić chociażby w "Forsaking".
 
Metalmaniacy przyjęli ich przychylnie, ale  to następny w programie Krisiun był jak sądzę bardziej oczekiwanym zespołem. Z licznej death metalowej produkcji jaka spływa z Brazylii do Europy, jest to na pewno jedna z najbardziej znanych grup. Trio z regionu Rio Grande do Sul to już weterani, bo grają od ponad dwóch dekad i wypracowali przez ten czas mocną pozycję, wydając płyty w renomowanej firmie Century Media. Wczoraj Alex i jego dwaj bracia zagrali  repertuar przekrojowy, wybierając do set listy takie "szlagiery" ze swej dyskografii jak "Vengeance's Revelation", "Descending Abomination" , "Ravager" czy oczywiście klasyk - "The Will The Potency". Mnie osobiście skasował przede wszytkim numer "Blood of Lions", bardziej progresywny i zróżnicowany. 
 
 Kataklysm to także  zespół  zdługim stażem. Powstał na początku 1991 roku w Montrealu, a ich  ubiegłoroczny album "Waiting for the End to Come" to jedenasta studyjna płyta w ich karierze. Jeżeli ktoś miał wątpliwości czy Kanadyjczycy nie zabrzmią zbyt mocno, kierując się w zbyt melodyjne rejony,  to wszelkie obawy prysły po pierwszych utworach. To było agresywne, bezkompromisowe granie. Takie numery jak "Like Animals", "Blood on the Swans" czy "Fire" to były bardzo celne ciosy.
 
Mauricio (wokal), który co pewien czas podkreślał jak cieszy go, to, że mogą znów grać w Polsce, dłuższą przemową opatrzył jeden z nowszych numerów -  "Kill The Elite" Skomentował  jego tekst traktujący o wszechwładzy polityków i chciwości rządów. W sumie Kanadyjczycy zagrali około 80 minutowy set, w którym umieścili jeszcze także "Iron Will" , "Elevate"  i "In Shadows And Dust". Na koniec zostawili utwór, który niemalże  zdewastował nasze uszy. To był  "Crippled & Broken" z albumu "In The Arms Of Devastation". Świetny finał bardzo dobrego występu.