Krótko po prezentacji nowej marki Szczecina przez media przetoczyła się burzliwa, lecz jak na szczecińskie realia niesamowicie krótka debata. Głosy poparcia goniły głosy krytyki, ale tak szybko jak rozgorzała polemika, tak równie szybko zrobiło się o nowej marce cicho, lecz pewne wątpliwości i obawy pozostały. Nie jestem designerem ani grafikiem, nie pracuję w agencji reklamowej, jednak rozumiem założenia nowego otwarcia w komunikacji wizualnej miasta i postawienie na innowacyjność w prawdziwie europejskiej skali. Floating garden wydaje się doskonałą kontynuacją strategii “otwarcia na”, jednak ciągle odczuwam pewne zgrzyty, nie związane (taką mam przynajmniej nadzieję) z chorobą szczecińską, objawiającą się nierzeczową i nieuzasadnioną krytyką wszystkich nowych pomysłów dotyczących rozwoju miasta.

Moje watpliwości pośrednio określił Jacek Żakowski w artykułach, które ukazały się niedawno na łamach Polityki - “Polityka i Symbolika” (Polityka, nr 17/2008) oraz “Sieroty Casanovy” (Polityka, nr 19/2008). Poniżej zamierzam przytoczyć kilka spostrzeżeń znanego dziennikarza dotyczących polskiej sceny politycznej w ogóle, które być może dotyczą również Szczecina i jego włodarzy.

 

“(…) programy polityczne znikły, a ich miejsce zajęły radykalne, lecz nieostre lub pozbawione treści symbole, pod które każdy mógł sobie podłożyć co chciał”[1] - tak Żakowski pisze o programach i pomysłach polskich polityków na rządzenie. Czy właśnie takim nieostrym symbolem nie jest nowa marka, a nawet pomysł na zagospodarowanie Śródodrza?

 

O nową markę miasta mogą się spierać zarówno specjaliści w zakresie marketingu, jak i szarzy obywatele. Tak samo o wizji Śródodrza, nowego centrum, serca miasta czy Starówki mogą dyskutować wszyscy - to symbol i dla każdego może znaczyć coś zupełnie innego, natomiast realna realizacja tych pomysłów jest martwa, zaś energia kanalizowana w pełnym podniecenia dyskursie. Debata na temat nowych dróg rozwoju jest pogłębiana, modyfikowana i co chwilę sprowadzana na nowe tory, ale czy coś oprócz snów o potędze z niej wynika?

 

Żakowski stwierdza: “Ewidentna luka między symboliką a rzeczywistością jakoś jednak nie przeszkadzała większości wyborców. Politykom zaś bez trudu przychodziło formułowanie tez, których prawdziwości, lub choćby sensowności nawet nie próbowali wykazać. I im zawdzięczali wyborcze sukcesy”[2]. Kampanie wyborcze rządzą się swoimi prawami, a nagminne nierealizowanie obietnic wyborczych stało się spatologizowaną normą - czy nowa marka będzie jedynie listkiem figowym, który miałby to ukryć?

 

Rządzący nie muszą ogłaszać, że Szczecin jest najbardziej wizjonerskim miastem w Europie. Wiemy to od dawna - ilość pomysłów na “rozwój”, “zagospodarownie”, “naprawę” i “zmianę”, które pojawiły się w publicznej debacie na przestrzeni ostatnich lat wystarczyłaby spokojnie, by obdzielić nimi kilka dużych aglomeracji. Wolałbym jednak, żeby Szczecin był najbardziej skutecznym miastem w Europie. Skutecznym w relizacji modernizacyjnych pomysłów i marzeń jego mieszkańców.

 

Pod Szczecinem nie powstają nowe fabryki, nie jesteśmy polskim centrum nowych technologii, lub polskim centrum usług na najwyższym poziomie. Inwestorów z prawdziwego zdarzenia, a nie budowniczych centrów handlowych, jak nie było, tak nie ma. Czy rządzący wiedzą dlaczego? Czy stawiają czoło problemowi, obrabiają go? Najwyższy czas ocenić rozwiązania dla Szczecina pod kątem ich przydatności, realności i korzyści zmian, jakie ze sobą niosą – koncepcje ciekawe, lecz (na przykładzie doświadczeń innych miast) nie sprawdzające się, powinny trafić do kosza. Czy racjonalizm podejmowanych działań i pragmatyzm w dobieraniu metod są nadal czymś niezwykłym w Szczecinie?

 

Znany teoretyk zarządzania, Peter Senge w “Piątej dyscyplinie” pisał, że “problem jest trudny do zdefiniowania przez zainteresowanych z powodu jego zawiłości lub wysokiej ceny, jaka wiąże się ze stawieniem mu czoła. Ludzie wówczas “przerzucają brzemię” tego problemu na inne rozwiązania - w dobrej wierze stosując rozwiązania łatwe, zwykle też wyjątkowo spektakularne. Niestety, te łatwiejsze rozwiązania wpływają tylko na poprawę symptomów, ale podstawowy problem pozostaje niezmieniony”[3].

 

Chcę wierzyć, że nowa marka nie jest “przerzucaniem brzemienia”, chcę wierzyć, że idzie za nią kompleksowa strategia rozwoju, jednak słowa Żakowskiego o polskich reformach wdrażanych przez polityków dają dużo do myślenia: “nie słyszałem, żeby - jak w normalnej firmie - jakiś plan reformy miał na końcu dwa standardowe punkty: rewaluację i weryfikację. Polityczne myślenie, polityczne programy, reformatorskie ustawy kończą się na wdrożeniu”[4].

 

Czy istniejącą strategia rozwoju miasta została zrealizowana? Jeśli tak, to w jakim zakresie i w ilu procentach? W dokumencie z 2002 roku zapisano, że Szczecin powinien stać się ”ośrodkiem integracji europejskiej, ponadregionalnym centrum południowego Bałtyku - wspólnotą mieszkanców wykorzystującą do zrównoważonego i trwałego rozwoju tradycję historyczną, walory środowiska przyrodniczego oraz swoje nadodrzańskie położenie"[5]. Wypisz, wymaluj - floating garden. Wizja jest świetnie nazwana i pięknie przedstawiona, ale mam wrażenie, że ciągle jesteśmy w tym samym miejscu, co sześć lat temu.

 

Ciekawym ostrzeżeniem dla rządzących, którzy zawsze powtarzają, że chcą zarządzać Szczecinem jak profesjonalną firmą niech będzie przykład przytoczony przez Żakowskiego: “W jednej z potężniejszych firm przerzucanie (brzemienia) zaszło tak daleko, że kolejnych kilku prezesów sprawujących władzę w fazie postępującego upadku wywodziło się nie ze szkół zarządzania, nie z branży w której korporacja działa, lecz z firm reklamowych. Niektórzy z nich nawet osobiście wymyślali slogany kampanii reklamowych, których kolejne odsłony miały zastępować reformy lub innowacje”[6].

 

Czuję logo floating garden i bardzo wierzę w wizję, ale chciałbym również usłyszeć jak rozwiązać realne szczecińskie problemy, a obawa Petera Druckera o to, “że jeśli spece od reklamy z biur bocznego skrzydła przenoszą się na najwyższe piętro głównego biurowca, znaczy to, że instytucja słabnie, jej produkty tracą konkurencyjność, a jej przyszłość jest poważnie zagrożona”[7] jest i we mnie nad wyraz silna.

 

Szczecin potrzebował nowoczesnej i niepowtarzalnej marki i taką właśnie dostał, ale pytania czy jest ona wstępem do przemyślanej komunikacji marketingowej miasta, do stworzenia rozwiązań dzisiejszych problemów w sposób podporządkowany wizji, czy jedynie tworem propagandowym stworzonym na potrzeby polityków zarządzających miastem pozostają otwarte. Wierzę w dobrą wolę i chęć rządzących, by w końcu mocno ruszyć do przodu w promocji i rozwoju miasta, jednak ograniczone zaufanie i podejrzliwość do działań polityków jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziły.


[1]  J., Żakowski, Polityka i Symbolika, Polityka, nr 17, 26 kwietnia 2008, s. 12.

[2]  Ibidem, s. 13

[3]  J., Żakowski, Sieroty Casanovy, Polityka, nr 19, 10 maja 2008, s. 13.

[4]  Ibidem

[5]  http://www.szczecin.pl/Strategia

[6]  J., Żakowski, op. cit.

[7]  Ibidem

O autorze:
Sebastian Napieraj, 23 letni absolwent Socjologii i student Politologii Uniwersytetu Szczecińskiego. Współwłaściciel "brzycka, napieraj!" impresariat. Współpracował z miastem Wrocław przy realizacji kampanii promocyjnej "Wrocław - miasto spotkań".