Kat to nazwa, która dla fanów metalu znaczy bardzo wiele. Nie było więc wątpliwości, że wczorajszy występ tej formacji w Szczecinie przyciągnie do „Słowianina” wiele osób. Zwłaszcza, że ten katowicki band niedawno wydał album z nowym materiałem i było wiadomo, że na żywo zagrają wiele z tych utworów.

Tym razem nie było dyskusji na temat supportów, które miałyby zagrać przed Katem. Organizatorzy zadecydowali, że będzie to tylko jeden zespół czyli Wishmaster. Około 20ej grupa ta zainstalowała się na scenie „Słowianina” i przez następne kilkadziesiąt minut godnie spełniła swoje zadanie, aplikując dość licznej już wtedy publice, sporą dawkę death-metalowej miazgi.

Kat i Roman Kostrzewski, bo tak oficjalnie nazywa się ta formacja, ukazali się oczom rosnącej rzeszy fanów, po 21ej. Weszli i otworzyli „Bramy żądz”, a zaraz po tym klasycznym kawałku zabrzmiał jeszcze starszy numer - „666”. Roman wspomniał pomiędzy nimi o powodach przesunięcia daty koncertu („intensywne kirzenie, a potem grypa”), a kolejne numery zapowiadał przytaczając różne fakty z historii zespołu. W przypadku „Nocy szatana” nadmienił, że tekst do niego to dzieło Roberta Lora (z grupy Mech), a jest to ewenement w twórczości Kata. Po wykonaniu tego numeru gitarzyści (Piotr Radecki i Krzysztof Pistelok ) musieli przestroić swoje instrumenty, bo przyszedł czas na nowe, świeże mięso – utwory z wydanej przed miesiącem płyty „Bało-czarna”. W trakcie całego wieczoru Kat zagrał z tego albumu takie kompozycje jak "Maryja omen" , „Szkarłatny wir”, „Wolni od klęczenia” "Milczy trup" i „Z boskim zyskiem”.

 

Kostrzewski odziany był tego dnia w t-shirt Toxic Bonkers, jakby chciał zareklamować ich występ w Kontrastach (20 maja). Kiedy publika zaczęła skandować „Nie ma Kata bez Romana” był wyraźnie usatysfakcjonowany tymi słowami. Także reakcja na muzykę była,  można powiedzieć, odpowiednia, bo pod sceną wrzało prawie przez cały czas trwania występu. Szczególnie jednak wówczas gdy brzmiały masywne riffy najstarszych w repertuarze utworów takich jak „Głos z Ciemności” , „W bezkształtnej bryle uwięziony”, „Szydercze zwierciadło” czy „"Łza Dla Cieniów Minionych.” Muszę jeszcze dodać, że także założyciel Kata – grający na perkusji Ireneusz Loth, został uhonorowany przez metalmaniaków. Krzyczeli kilkakrotnie „Irek, Irek” potwierdzając, że pamiętają o jego roli w historii grupy. Historii, której ważnym elementem są cztery już diabelskie domy. Panowie mogli zagrać ostatnią część kompozycji o tym tytule (bo taką umieścili na płycie „Biało-czarna”), ale postanowili sprawić radość tym, którzy przyszli do „Słowianina” przede wszystkim dla klasycznych numerów. W ostatnich minutach otrzymaliśmy więc jeszcze „Diabelski dom cz. I” (z albumu „Metal & Hell”).

 

Mam nadzieję, że za rok Kat odwiedzi Szczecin ponownie, bo frekwencję niewątpliwie będą mieli zapewnioną. Tymczasem już w czerwcu także w „Słowianinie” usłyszymy inny heavy-metalowy „zabytek” - poznański zespół Turbo.