„Awantury o żłobki” ciąg dalszy. Więcej dzieci niż miejsc w placówkach – z tym zjawiskiem w Szczecinie spotkało się paręset rodziców, po czym nastąpiło gorączkowe upychanie dzieci w żłobkach porozrzucanych po całym mieście. Wielu jednak musiało odejść z kwitkiem i zostać w domach, by opiekować się dziećmi zamiast pójść do pracy. Dlaczego taka sytuacja w ogóle ma miejsce i co robić na przyszłość, by uniknąć podobnej w przyszłym roku? – na te pytania odpowiadał wiceprezydent Tomasz Jamoliński wraz z urzędową kadrą.

Skąd ten wyż??

Jak każdego roku w maju, rozpoczęła się rekrutacja do przedszkoli. Rodzicom dzieci przypomniał się scenariusz z ich własnej młodości, kiedy walczyli o miejsce na studiach: wpierw należało zrobić rozeznanie w terenie, złożyć podanie, a następnie stawić się przed komisją, która drobiazgowo przepytywała z warunków życiowych. Pod koniec, by zwiększyć prawdopodobieństwo trafienia dziecka od żłobka, należało zacząć się modlić i w miarę możliwości uruchomić „znajomości”.                                                                                                                     

O wyżu demograficznym zaczęto myśleć od mniej więcej 2006 roku, choć można było go spokojnie przewidzieć wcześniej. „Prawdą jest, że od `06 roku wzrost urodzeń ma charakter trendu” - mówił wiceprezydent Szczecina. „Około 1/3 urodzonych u nas dzieci jest jednak spoza Szczecina, więc nie przysługują im później miejsca w żłobkach”- dodał Jarmoliński. Pocieszające jest może jedynie to, że inne miasta pod kątem zapobiegania katastrofy żłobkowej nie wypadły lepiej od Szczecina. Dla przykładu, Szczecin posiada aktualnie 730 miejsc, ale już Bydgoszcz 600, Katowice 485. Liderem jest Wrocław, który zapobiegawczo utworzył aż 1460 miejsc dla dzieci.                                                                                                                 

Nie ma i nie będzie dla wszystkich miejsc.

W trakcie gorącej rozmowy mediów (co nie powinno dziwić, głównie kobiet) z przedstawicielami władz co jakiś czas powracał prosty wniosek: miasto nie ma obowiązku zapewnić wszystkim miejsc w żłobkach, ma jedynie wspomagać rodziców w odchowywaniu pociech. Pomoc ta ma polegać między innymi na rozbudowie przedszkola nr 8 przy ul Niedziałkowskiego (koniec w sierpniu przyszłego roku) i budowę nowego przedszkola przy ul. Duńskiej (koniec przewidywany na wakacje przyszłego roku). Dodatkowo Barbara Mielko niemalże stanęła na głowie, by utworzyć dodatkowe 10 miejsc przy ul. Podhalańskiej, gdzie będzie funkcjonować miejsce dziennego pobytu dla niemowląt. „Stawiamy sobie za cel do przyszłego roku zwiększenie miejsc w żłobkach o przynajmniej 180. Jest to absolutne minimum” - zadeklarował wiceprezydent.                                                                                                                                                           

Barbara Mielko dyrektor Zakładu Żłobki Miejskie w Szczecinie zapewniła, że rodzice których dzieci nie podostawały się teraz do żłobków, nie powinni żegnać się z nadzieją na realizację tego planu w przyszłych miesiącach. „Rodzice dzieci, które się nie podostawały do placówek, są na listach rezerwowych i będą od razu brani pod uwagę, jeśli jakieś miejsce się zwolni. Zawsze jest na to spora szansa, bowiem rotacja dzieci w żłobkach jest bardzo duża. Dla porównania, tylko w ubiegłym roku było zapisanych ponad 1000 maluchów, z czego aż 700 zostało później wypisanych. Miejsca będą więc z pewnością sukcesywnie się zwalniać również w tym roku”- dodała B. Mielko.                                                                                                                                                                                           

... a co z przedszkolami?

Marcin Janda dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Szczecinie nie ukrywał, że wyż demograficzny i przepełnienie żłobków maluchami mogłoby zostać perfekcyjnie rozwiązane poprzez wprowadzenie zmian w prawie, które teraz restrykcyjnie i nieufnie odnosi się do prób tworzenia żłobków przez osoby prywatne w domach. Głównie chodzi Ci tu kwestię traktowania żłobków bardziej jak placówki typu szpitalnego, czemu niewiele osób fizycznych jest w praktyce wstanie sprostać.                                                                                                                             

Czy za 2-3 lata, kiedy dzisiejsze niemowlaki wejdą w okres przedszkolny, znów nie zabraknie dla nich miejsc? Marcin Janda jest optymistą twierdząc, że nadmiar dzieci ożywi rynek i zmotywuje do obniżania cen w prywatnych przedszkolach. Czy jednak nie będzie wręcz odwrotnie i ceny nie pójdą w górę, a także czy władze pomyślą tym razem od tym zawczasu – o tym, Drodzy Rodzice, dowiemy się z pewnością w następnym odcinku. Bo że to nie koniec telenoweli ze żłobkami w roli głównej, to pewne.