O tym, że ten twórca dysponuje unikatowym głosem wiedzieliśmy od dawna, ale jak zachowuje się na scenie i jak wyglądają jego występy ? Na te pytanie uzyskaliśmy odpowiedź wczoraj, kiedy Asaf Avidan zagrał i zaśpiewał na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich.
 
Ten izraelski muzyk i wokalista przede wszystkim świetnie się bawi tym co robi, żartuje z samego siebie, parodiuje różne sytuacje. Jest utalentowanym showmanem, który prowokuje publiczność do żywszych reakcji. Często też zadaje pytania widzom, chcąc wysondować jak dobrze go znają, czego oczekują po jego występie. Wczoraj zaczął od utworu "My Latest Sin", a po wykonaniu kolejnej kompozycji zwrócił się do nas i zaczął opowiadać  o tym, że  złamane serce było powodem tego, że zaczął komponować.  Z humorem relacjonował swoje rozmowy z dziewczyną, która tak boleśnie potraktowała jego uczucia...
 
Grał głównie na gitarze akustycznej, ale też na harmonijce ustnej. Do dyspozycji miał również całą maszynerię, dzięki której produkował sobie podkłady perkusyjne.  Choć był to zatem akustyczny występ, to jednak mocno został urozmaicony różnymi dodatkami. Dzięki elektronicznym wspomagaczom w niektórych utworach słyszeliśmy niemalże całą orkiestrę, ale oczywiścier to głos Asafa i dźwięki gitary były na pierwszym planie.
 
W takich utworach jak "613 Shades of Sad", przebojowym "Love or Leave It" oraz w szczególnie zabawnej wersji "Small Change Girl" przekazał całą skalę emocji - od lirycznego rozrzewnienia do euforii.  Podobno jego dziadek pochodził z Polski. Może dlatego nazwę naszego miasta Asaf wypowiedział bardzo poprawnie, wyrażając swoją radość, że tu, tak daleko od miejsca w którym mieszka, są ludzie, którzy chcą posłuchać go na żywo, którzy cenią jego dokonania.  
 
W ostatniej części występu przedstawił jeden z najlepszych swoich utworów - "Cyclamen", a potem piosenkę, która była najbardziej oczerkiwana i która spowodowała, że stał się  tak popularny czyli oczywiście "One Day". Po takim finale chyba już nikt nie mógł powiedzieć, że czegoś w tym występie zabrakło.