Czasami niespodziewanie zdarzy się dzień, po którym nawet własny powyciągany na ulubione sposoby dres, wydaje się jakoś uwierać, choć jedyne co się skurczyło to poziom samozadowolenia. Czasami możesz przeżyć swój własny Dzień z życia Polaka

Chyba nie jestem ani prawdziwą Polką ani ciekawym podmiotem do obserwacji. Wiem, że to dość ryzykowne stwierdzenie na wstępie, biorąc pod uwagę potencjalną możliwość automatycznego skojarzenia, że do powiedzenia też nic ciekawego nie mam. Trudno. Takie o to wnioski, wciąż jednak z pewną nutką niepewności, zrodziły się w ostatnich dniach października. Nie tak wyobrażałam sobie koniec tego miesiąca. Miałam go spędzić spacerując z przyjaciółmi uliczkami Paryża. Powody nie wykraczające dalej niż kwestie budżetowe, skłoniły mnie do pozostania w domu. Nudą jednak nie wiało, gdyż jako substytut kontaktów zagranicznych pojawiła się możliwość wolontariuszowania w trakcie Study Tours in Poland, na który to czas dni dwunastu, w tym dwie soboty, przyjechali do Szczecina studenci z Ukrainy, Białorusi i Mołdawii.

Z komunikacją jakoś sobie radziłam, mimo tego że ja po rosyjsku to nie paniemaju w ogóle, a po angielsku gadać ochotę czasami maju i nie maju. Większych trudności nastręczył dopiero dzień sobotni- w programie szumnie nazwany „Dniem z życia Polaka”- podczas którego przez parę godzin miałam poddać moje życie do obserwacji przez przydzielone dwa wizytujące cienie. Bycie przedstawicielką naszego narodu za granicą przychodzi mi raczej łatwo. Zwłaszcza gdy jestem jedyną reprezentantką w towarzystwie, a wszystko co powiem i zrobię już z racji samego pochodzenia zostanie odebrane jako niewątpliwie naznaczone polskością. Będąc jednak na ziemi ojczystej zmienia się perspektywa takiego przekazu i rozmywa typowość.

Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak wygląda typowa polska sobota. Dla mnie już sam fakt zastanawiania poddaje w wątpliwość jej typowość. Mimo tego, Ja, córa wychowana na popruskich ziemiach, gdzie za lokalnie rozpoznawalną potrawę może służyć jedynie Paprykarz Szczeciński, miałam służyć jako modelowa Polka! Scenariusz zapowiadał się na tyle czarno i niemożliwie do wykonania, że postanowiłam go niemal całkowicie odrzucić i improwizować. Na korzyść tego postanowienia przemawiał fakt, że i tak w ustawiane obserwacje wierzę jak w efekt dodawania skrzydeł przez Red Bulla. Wielkie oczekiwania, a tak naprawdę pic na wodę i fotomontaż. Wyniki obserwacji są o wiele bardziej prawdziwe, kiedy podmiot nie zdaje sobie z niej sprawy, a ja byłam świadoma i to w stopniu ledwo akceptowalnym przez bardziej skrytą część mojej osobowości.
„Zachowuj się naturalnie” to hasło, który automatycznie przełącza nas w zupełnie inny tryb zachowania. W cotygodniowym rytuale często bez zastanowienia powielamy te same schematy, nie siląc się na wprowadzanie jakichś zmian. Więc ponowne ich wykonanie powinno być najłatwiejszą dla nas rzeczą, a nie jest, nie dla mnie. Zazwyczaj bez większego zastanowienia, w dzień wolny wciągam poplamiony dres na zadek, który po niedługim czasie ponownie ląduje na jeszcze ciepłej kanapie. Jednak świadomość, że ktoś miałby to zobaczyć, a ten odbity i trącający żałością obraz mógłby do mnie wrócić ze zdwojoną siłą, wymusiła na mnie poczynienie większych starań.

W efekcie rozminęłam się nieco z moim sobotnim wzorcem – chyba, że twórcze malowanie t- shirtów i ich bezwolne plamienie można podciągnąć pod tą samą kategorię. Przedstawiłam dzień tak jak dobrze by było, żeby wyglądał i co ciekawe nawet się przy tym nieźle bawiłam. Test na polskość też został oblany- tu już nie było zaskoczeń. Przed totalną kompromitacją nazwy tego dnia, uratował mnie może tylko schabowy zrobiony rękoma mojej matki polki i fakt, że jako osoba awanturnicza, niskiego wzrostu i posiadająca towarzysza życia w postaci zwierzątka (psa, ale mam nadzieję że mnie to nie dyskredytuje),w pewnym sensie wpisywałam się w obraz „prawdziwego Polaka”, jaki może czasami pojawiał się w wschodnich mediach.

Wprawdzie moja publiczność wracając do hotelu wyglądała na zadowoloną, co jako głównego aktora cieszyło mnie niezmiernie, jednak kiedy czas odgrywania mojej roli dobiegł końca, musiałam się zmierzyć z nie tak już atrakcyjną rzeczywistością, w której dla samej siebie nie dokładam już takich starań jak dla moich gości. Bez bacznie obserwujących oczu, przywdziałam kolejny raz swój wątpliwej świeżości dres i mocne postanowienie, że od jutra, każdy dzień będzie równie świadomie przeżywanym dniem z mojego życia, a nie uśpionym i z niego całkowicie wyjętym. I nie musi być wcale „POLSKI”, choć myślę, że już samo zaczynanie od jutra, mogłoby być uznane za taki typowo polski akcent…

----

Następna publikacja z cyklu "Artykuły sPoŻywcze" za 3 tygodnie