W ramach Zamkowego Lata Artystycznego na Zamku Książąt Pomorskich odbył się koncert Grzegorza Turnaua. Na scenie wspierali go basista Robert Kubiszyn oraz perkusista Cezary Konrad. Przybyli na miejsce szczecinianie mogli cieszyć się nie tylko magią melancholijnej muzyki, ale również idealnym, letnim wieczorem. Sam Turnau wspominał swój ostatni koncert w Szczecinie, który odbył się przy akompaniamencie burzy.

Występ rozpoczął się krótko po godzinie 21. Prawie dwugodzinne wystąpienie muzyków, to spacer po dźwiękach nostalgii. Po tym świecie oprowadza nas subtelnie, jednak z dużą dawką humoru, dystansu hipnotyzujący wokal Grzegorza Turnaua. Kompozytor zabawiał zgromadzonych na dziedzińcu słuchaczy.

Zanurzył ich w nutach znanych utworów takich jak Naprawdę Nie Dzieje Się Nic. Po chwili zmieniał on klimat, chociażby za sprawą krótkiej anegdotki o czasach licealnych, która wywołała szczere uśmiechy na twarzach zgromadzonej widowni. W ten niesamowicie nonszalancki sposób Turnau zaprezentował utwór Johna Lennona Jealous Guy. Najpierw wykonał kawałek w języku angielskim, by po chwili popisać się własnym tłumaczeniem na język polski. Kompozytor zademonstrował w pastiszowy sposób swojej wspomnienie z koncertu Marka Grechuty. Wydaje mi się, że ten mały performance był gwoździem programu. Nie mogło zabraknąć oczywiście takich utworów jak Bracka, czy Cichosza. Przy tym drugim utworze publiczność została zaproszona do wspólnego gwizdania. Turnau pokusił się o zastąpienie Sebastiana Karpiela-Bułecki wykonująć utwór Na Plażach Zanzibaru.

Kolejnym ukłonem w stronę Beatelsów, było wykonanie My Valentine Paula McCartney'a. Szczecinianie nieszybko pozwolili zejść artystom sceny, zapraszając ich na dwukrotny bis. Podczas pierwszego powrotu wykonany został najbardziej rozpoznawalny utwór Między Ciszą, A Ciszą.

Amatorzy poezji śpiewanej nie mają na co narzekać. W nowej odsłonie otrzymali tego wieczoru odpowiednią dawkę optymizmu, połączonego z refleksją.