To był bardzo pouczający wieczór! Wczoraj w szczecińskiej Filharmonii wystąpił Aleksiej Archipowski (kolejny artysta, zaproszony do naszego miasta przez stowarzyszenie Szczecińska Offensywa Kulturalna), udowadniając, że raczej mało ceniona bałałajka może być instrumentem niezwykle ekspresyjnym.
Bałałajka jako instrument ludowy pojawiła się w Rosji w XVII wieku, najprawdopodobniej przywieziona przez Mongołów. W pierwotnej wersji miała tylko dwie struny,  trzecią dodano sto lat później. W rękach Aleksieja ten, raczej niepozorny instrument, brzmi jak cała orkiestra. Słyszymy więc tym, co gra, nie tylko gitarę, ale też harfę, banjo czy nawet klawesyn. Aleksiej zamiłowanie do muzyki zaczerpnął od ojca, który grał na harmonijce ustnej oraz na akordeonie. On sam ukończył klasę bałałajki na wydziale instrumentów ludowych Państwowego Liceum Muzycznego. Od 1989 roku był solistą w Smoleńskiej Rosyjskiej Orkiestrze Ludowej i postanowił poszerzyć możliwości jakie daje gra na bałałajce. Unikatowe są zwłaszcza jego popisy przy użyciu techniki gry zwanej flażoletem, co w Szczecinie zaprezentował choćby w „Szarmance” (do której włączył motyw znany z „Do Elizy” Beethovena).
 
Struny wprawiane są w drganie przez palce tego znakomitego muzyka oddawały różne emocje od delikatnych wzruszeń do dynamicznych, mocnych pasaży. Zdarzało się też , że traktował pudło rezonansowe jak instrument perkusyjny, wystukując na nim rytm. Co istotne, muzyk nie prezentował dźwięków kojarzonych ze wschodną stylistyką. Sam twierdzi, ze bałałajka nie jest instrumentem ludowym i dlatego na jego występach praktyczni nieobecne są szalgiery zwykle grywane na niej. W odgrywane przez siebie improwizowane kompozycje, Aleksiej wplata motywy zaczerpnięte choćby z „Jingle Bells” czy „Różowej Pantery” Henry`ego Manciniego, ale generalnie repertuar jest wymagający i składa się m.in. z utworow Bacha i Mozarta.
 
Artysta, podczas całego wieczoru, był bardzo skupiony na grze, nie powiedział ani jednego słowa do publiczności, ale za to wtórował dźwiękom swego instrumentu pomrukami, cichymi okrzykami itp. Gesty i ruchy głowy, spojrzenia i uśmiech na twarzy – to były dodatkowe, niemniej istotne elementy, tego one man show. Poza tym znacząca był też gra świateł, które były idealnie dostrojone do tego, co działo się na scenie. Ostatnią kompozycję artysta zaprezentował siadając na jej brzegu i to był bardzo dobry finał koncertu.