W brazylijskim Pomerode można zatrzymać się w hostelu Stettin, przyjrzeć się fladze z gryfem i przejść bramą identyczną, jak ta prowadząca do szczecińskiego portu. Wszystko dlatego, że miasteczko założyli w XIX-wieku emigranci z Pomorza, którzy drogę za ocean rozpoczęli w Szczecinie. - Brama Portu Wolnocłowego była jedną z ostatnich rzeczy, jaką widzieli na opuszczanej matczynej ziemi – mówi Mateusz Jakubowski, podróżnik ze Szczecina.

Pomerode to blisko 30-tysięczne miasteczko położone w południowo-wschodniej Brazylii. Miasteczko wyjątkowe, choćby dlatego, że na jego ulicach usłyszymy nie tylko język portugalski, ale również niemiecki. Część mieszkańców to potomkowie osadników z niemieckiego Pomorza, pierwsi dotarli tutaj w 1861 r., głównie z okolic dzisiejszego Nowogardu.

- Miasto wygląda jak jedno z malutkich miasteczek na Pomorzu, sporo typowo niemieckiej zabudowy, małych wiejskich domków, które my możemy znać z okolicznych wsi. Do tego dużo nowych budynków, bardziej okazałych i w niemieckim stylu – opowiada Mateusz Jakubowski. - Co ważne, muzeum opisuje historię miasta jako historię Pomorzan, nie Niemców. Mają świadomość jak wyglądały losy dawnego Pomorza, które wydzierały sobie różne państwa. Ale znaczna część mieszkańców oczywiście uważa się za Niemców.

Symboliczna brama ze Szczecina

Już sama nazwa – Pomerode – pochodzi od niemieckiego słowa Pommern (Pomorze). Dodatkowo, na fladze miasta znajdziemy świetnie nam znanego gryfa. A najnowszym nawiązaniem do korzeni jest wspomniana wcześniej kopia szczecińskiej bramy do Portu Wolnocłowego. Zbudowano ją w 2000 r. czyli dokładnie 100 lat później niż oryginał.

Pierwsi emigranci z Pomorza nie mogą oczywiście jej pamiętać, ale dla pokolenia wyruszającego w świat na początku XX wieku stała się bardzo ważnym symbolem. Dlatego, gdy obecny prefekt (odpowiednik naszego burmistrza) Pomerode wybrał się po raz pierwszy do Szczecina (był już dwa razy i zapowiada kolejną wizytę) obejrzenie oryginału było jednym z ważniejszych celów.

- Zdziwił się, że brama nie jest atrakcją turystyczną Szczecina. Pytał o nią w okolicy Wałów Chrobrego, ale nikt nie wiedział o co mu chodzi. W końcu pokazał zdjęcie w telefonie i dopiero wtedy pokazano mu gdzie ona jest – mówi Mateusz Jakubowski.

Łączy nas historia

Szczeciński podróżnik podkreśla, że w Pomerode przyjęto go z dużą życzliwością. Jest już umówiony z brazylijską rodziną, która wkrótce przyjedzie do Nowogardu, by szukać swoich korzeni. Do Polski wróci z prezentami dla prezydenta miasta – proporcem Pomerode, broszurami informacyjnymi i promocyjnymi gadżetami.

- Generalnie ucieszono się, że przyjechał ktoś że Szczecina, bo bardzo mocno łączy nas historia. Usłyszałem, że nie są jedynym miastem założonym przez Pomorzan i mają plany, by nawiązać z innymi jakąś formę współpracy – mówi.

W Brazylii są też miejsca, gdzie mówi się po polsku

Mateusz Jakubowski w Ameryce Południowej zbiera jednak przede wszystkim materiały do książki o Polonii na tym kontynencie. Doniesienia z jego wyprawy można na bieżąco śledzić na Facebooku, na profilach: „Mateusz Jakubowski” i „Śladami Polonii".

- Niedawno byłem w okolicach Itaiopolis, tam w domach do dzisiaj mówi się po polsku. Jedna z osób podziewała mi, że przed pójściem do szkoły nie znała nawet słowa po portugalsku. Jeszcze 20 lat temu byli tu chłopi, którzy całe życie zajmowali się uprawą pola i do śmierci mówili tylko po polsku – relacjonuje szczeciński podróżnik.

Mateusz Jakubowski ma na swoim koncie już jedną książką. To Encyklopedia Taniego Zwiedzania.