Popularna sieć dyskontów przygotowała na majówkę nietypową promocję na piwo: „12 + 12 gratis”, którą objęto najpopularniejsze marki złocistego trunku. Po ogłoszeniu promocji w sklepach ustawiły się kilkudziesięcioosobowe kolejki, a towar ekspresowo znikał z półek. Ludzie stali przed sklepami nawet w środku nocy. W mediach społecznościowych pojawiały się komentarze, że dzięki takim akcjom można zrobić zapasy na majówkę. Według Teresy Zalewskiej, lekarza psychiatry ze Szczecina, takie działanie zachęca Polaków do picia alkoholu na umór. Efekty tego, szczególnie w czasie pandemii, mogą być dramatyczne.

„12 + 12 gratis”. Psychiatra o promocji na piwo: Jestem zszokowana i zbulwersowana

Szczeciński lekarz psychiatra, Teresa Zalewska, ostro skomentowała całą sytuację na antenie Radia Plus Szczecin. Jak mówiła, w tym roku nie ma możliwości wyjazdu na majówkę, tak więc Polacy będą siedzieć w domach albo grillować w ogródkach czy na tarasach. Wszystko to będzie zakrapiane alkoholem, który dzięki takim promocjom jest tani i można go kupić znacznie więcej.

– Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie nie kupują piwa czy innego alkoholu po to, by trzymać go miesiącami w szafce. Kupią 24 piwa i te 24 piwa szybko wypiją – uważa Zalewska.

Psychiatra jest zaskoczona, że to właśnie alkohol stał się elementem takiej promocji. Jak mówiła lekarz, „piwo nie potrzebuje promocji”, a takie zachęty mogą przyczyniać się do poszerzania problemów alkoholowych Polaków, które i tak w czasie pandemii biją wszelkie rekordy.

– Nie waham się powiedzieć, że jest to jawne rozpijanie narodu i nie powinno być przyzwolenia na taki proceder. Wiem, że klienci darzą takie promocje zainteresowaniem. Niestety w czasie pandemii spożycie alkoholu bardzo wzrosło, wzrosła diametralnie też liczba pacjentów w poradniach psychiatrycznych. To ludzie, którzy przez pandemię popadli w apatię, ludzie z problemami finansowymi. Jest to paradoks, że w takich czasach oferuje się alkohol w promocji. Jestem zszokowana i zbulwersowana – mówi psychiatra.

„Niektórzy poranną kawę zastąpili porannym piwkiem czy porannym whisky”

Jak przekonywała Zalewska, w czasie pandemii alkohol jest coraz bardziej obecny w życiu Polaków. To kwestia m.in. pracy zdalnej. Kiedy nie musimy dojeżdżać codziennie do pracy i tym samym codziennie prowadzić samochodu, to pozwalamy sobie na więcej. Ekspertka dodała, że trafiają do niej coraz młodsze osoby, które „nie mogą doczekać się weekendu, by wypić” lub przyznają, że piją alkohol podczas pracy zdalnej czy nauki zdalnej.

– Niestety zdarzają się osoby, które poranną kawę zamieniły na poranne piwko czy poranną whisky. Nikt tego nie kontroluje w czasie pracy zdalnej, bo dopóki jest ona wykonywana, to szefostwo takich rzeczy nie sprawdza. Efektem może być najpierw uzależnienie psychiczne, a potem ciężkie uzależnienie fizyczne – ostrzega Teresa Zalewska.

Jak dodała, to bardzo trudna sytuacja. Do tego w czasie pandemii utrudniony jest dostęp do specjalistów, a leczenie uzależnień w trybie online nie zawsze jest skuteczne.