Młodzi teraz mało chodzą. Mało mają doświadczenia z przestrzenią, krajobrazem - ubolewa. - A ja czuję, że to jest moja służba. Przekazywanie historii krajobrazu - tłumaczy.

Spotykamy się w kawiarni z książkami „Między Wierszami” przy Jasnych Błoniach. Miejsce wybrał Przemek Głowa, alternatywny przewodnik miejski. - Jasne Błonia to przecież rynek Szczecina - mówi.

Na powitanie otwiera plecak. To jego rytuał, taki sposób na kontakt z ludźmi. W worku zawsze nosi jakieś książki. Niech to będzie „Ulica jednokierunkowa” Waltera Benjamina, błąkającego się w latach 20. po Berlinie i eksperymentującego z haszyszem. Zatrzymujemy się nad fragmentem, że każdy marynarz w tej części Europy jak schodzi na ląd szuka górującej bryły katedry i od niej rozwija swój plan miasta. W kufrze u matrosa jest zdjęcie dziewczyny ze Szczecina. - Miasta północy są podobne. Naszą scenografią zdarzeń jest architektura ceglana Europy Północnej - zaczyna Przemek Głowa. Wyciąga też jakiś bestiariusz: - Bo my tu w Szczecinie cały czas oswajamy dzikiego zwierza, którym jest gryf.

Pisze bloga, którego dedykuje Szczecinowi i książkom. Pisze go na mieście, kiedy wpada do bibliotek publicznych. Ktoś przyszedł po książkę, coś mówi. Komputer się zacina.

Krajobraz z Głową

Choć niektórzy są przekonani, że to ksywa, Głowa to autentyczne nazwisko rodowe. W źródłach pisanych pojawia się w XIV w. w Małopolsce, to była drobna szlachta.

Dziadek Stanisław Głowa do Szczecina przyjechał w 1945 roku ze Stanisławowa. Był kolejarzem, kierownikiem działu taryf, pracę na kolei traktował jako służbę. Dziadkowie mieszkają na ulicy Legionów Dąbrowskiego. Ulubiona ciotka na Jagiellońskiej. Tam spotykają się Lwowiacy, grają w brydżyka, rozmawiają bałakiem. Panie i panowie śpiewają w chórze Hejnał (chórowi przyznano zaszczytny tytuł Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Kolejarzy Polskich). W Toruniu chórzyści wygrywają w konkursie obraz przedstawiający tamtejszy gotycki Ratusz. Malowany grubymi pociągnięciami pędzla, nie realistycznie, impresjonistycznie. - I pod tym obrazem rodzice się poznali - mówi Głowa.

Pierwsze wycieczki to, kiedy dziadek zabiera wnuka na godzinne spacery. - Nawet moja babcia określała, że był jak Willy Fog, precyzyjny i elegancki - wspomina Przemek Głowa. - Moja mama jak przyszła po tatę, to dzwoniła, dzwoniła, słyszy, że ktoś jest. Dziadek nie chciał otworzyć zanim nie założył marynarki.

Dziadek otwierał klaser pokazywał wnuczkowi znaczki i uczył historii. Na znaczkach przedwojennych Piłsudski. Na znaczkach powojennych Głowy Wawelskie.

Interpretujesz swoje nazwisko? - Patrząc na przodków i zawody, które uprawiali (dziadek kolejarz, ojciec geograf), Głowa to ten, co wędruje i wypatruje w pejzażu - odpowiada.

Wypatrzone w pejzażu

- W dniu wyboru Papieża przenosimy się na Pomarzany, moją dzielnicę dzieciństwa i młodości. Z ósmego piętra bloku przy dobrej pogodzie widać Stargard, widać wieżę w Gryfinie, Goleniowie. Krajobraz jak z XVII - wiecznych sztychów - kreśli Przemek Głowa.

Tato, zabierając na wycieczki, rysuje do nich mapy. Jest harcerzem, robi zwiady i prowadzi pierwsze wycieczki. Jest ministrantem, odwiedza po kolędzie pomorzańskie domy. - Młodzi teraz mało chodzą. Mało mają doświadczenia z przestrzenią, krajobrazem - ubolewa. - A ja czuję, że to jest moja służba. Przekazywanie historii krajobrazu - tłumaczy.

Dalej: - Miasta na północy są późniejsze niż na południu. I bardziej wymyślone. Przecież najdrobniejsze pagórki w pobliskim Parku Kasprowicza były kształtowane w szczególe. Cały wiek XIX to jest studium krajobrazu, pejzażu.

Dalej stwierdza - Zrozumienie wodociągów w mieście jest jak zrozumienie antyku dla kultury. I to niesprawiedliwe, że przy tylu zasługach zostało zapomniane nazwisko Hobrechta. (W latach 1862-1869 James Hobrecht był miejski radcą budowlanym Szczecina, światowej sławy specjalistą, któremu kilkadziesiąt miast na świecie, także Szczecin zawdzięcza kanalizację - red.). To od niego wszystko się zaczęło. Hobrecht wymyślił to miasto. Był pionierem nowoczesnej urbanistyki.

- Była idea Szczecina jako wielkiego portu, ale oni tu największe majątki robili się na betonie, cegle, kamieniu. Patrz rodzina Toepfferów. Na budowaniu Szczecina i innych miast, Berlina.

Wyciąga z plecaka kolejną książkę „Badania nad konserwacją obiektów marmurowych (beton, cegła) w obozie zagłady Oświęcim - Birkenau”, które wydał Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. I komentuje - Architektura czasu wojny stosowała beton i cegłę. Dziś jej stan świadczy o naszej pamięci. W okolicy, w której mieszkam znajduję pozostałości betonowej architektury z lat 40. XX wieku, na przykład na ulicy Chopina - wskazuje. - To miejsca, gdzie istniały obozy pracy przymusowej z charakterystycznymi słupami.

Jeszcze jeden podróżnik

- Szczecin był portem nie tylko dla marynarzy, ale też dla artystów, którzy przez ten port podróżowali i się tu pojawiali - opowiada Przemek Głowa.

Jeden z najwspanialszych pejzażystów w historii malarstwa odwiedził w 1835 r. Szczecin. W zbiorach Tate Gallery w Londynie znajduje się szkicownik Williama Turnera z rysunkami szczecińskiego zamku, kościoła św. Jakuba, Bramy Królewskiej, kościoła św. Jana, portu, nabrzeża. - Lubię te rysunki. Kilka kresek a można rozpoznać, że to krajobraz naszego miasta - mówi Głowa.

Może Turner robił je z myślą o jakiś przyszłych obrazach, albo po prostu na pamiątkę. Może przyjechał zobaczył pierwszą wystawę sztuki w Szczecinie, która właśnie w tym samym roku odbywała się w Domu Bractwa Strzeleckiego przy ul. św. Ducha? Uśmiechamy się, bo dekady później właśnie przy tej ulicy Miasto otworzy swoją galerię miejską - Trafostację Sztuki.

Wspaniale odmalował malarza w filmie „Mr Turner” reżyser Mike Leigh, a niełatwo zrobić dobry film o artyście. - Był włóczęgą cały czas w podróży. Cały czas rysującym i czującym, że nadchodzi coś nowego – mówi Przemek Głowa.

Malarstwo Turnera inspirować będzie potem impresjonistów. Być może przedwojenna Turnerstrasse (dzisiejsza ulica Jagiellońska) upamiętniała wizytę wybitnego romantyka w Szczecinie.

- Historia sztuki opowiada o Szczecinie, Szczecin opowiada o historii sztuki - cieszy się. - Historia sztuki scala.

Miasto, kobieta, Miss La La

- Kości szczecińskich artylerzystów były wszędzie na świecie - mówi Głowa o miastu twierdzy. - Choć panowała zasada ograniczająca kobiety „Kinder, Küche, Kirche” („Dzieci, kuchnia, kościół”), kiedy faceci skupiali się na broni, silne kobiety się w Szczecinie emancypowały. Przecież szczecinianka Zofia von Anhalr - Zerbst, o której ja lubię mówić, że pochodzę z miasta, z którego pochodzi caryca Katarzyna Wielka, która pokazała Rosjanom Zachód, była właśnie córką dowódcy szczecińskiej twierdzy.

Dalej: - A jak mogła się emancypować afroniemiecka dziewczynka wychowująca się w mieście portowym i wojskowym na szczecińskim Drzetowie? Jedynie dostępną dla niej drogą okazuje się cyrk, gdzie matka oddaje dziewięciolatkę. Historia, że w Szczecinie urodziła się jako Olga Brown, prawdziwa siłaczka, kobieta o stalowej szczęce, Miss La La mnie powaliła.

Pozostał po niej wspaniały obraz impresjonisty Edgara Degasa. Malarze chętnie przychodzili na próby szukać modeli w Cyrku Fernando na Montmartrze.

Ciemnoskóra szczecinianka na obrazie w National Gallery w Londynie wisi samotnie gdzieś wysoko pod dachami kopuły cyrku, na linie, którą zaciska zębami. Prawdopodobnie zaraz zacznie wirować. Tam znalazła swoją doskonałość. Natomiast na plakacie zapowiadającym jej występ wisi głową w dół, w szczęce trzyma linę, na której utrzymuje w zębach 200 funtową armatę. - W tym jej numerze jest coś z przeciwstawienia się wojnie przez Barona Münchhausena - widzi Przemek Głowa. - Olga mogła znać tę książkę. A wiesz na czyjej on był służbie? U carycy rosyjskiej Katarzyny. Szczecin jest wszędzie, wszystko jest w Szczecinie. Wszystko staje się domem.