W poprzednim artykule „SZCZECIN - to my, wy i oni. Wspólnota?”, pisałem o Szczecinie jako mieście, któremu brak reklamy. Mieście, w którym jeżeli się postaramy znajdziemy wiele atrakcji, wiele wartościowych miejsc. Miejsc, którym brak rozgłosu, a które mogłyby stać się sporą atrakcją turystyczną i bodźcem dla nas samych, by ubarwić miasto. Miejsc wyróżniających się nawet na mapie Świata. Sztuka ukazania tych „asów z rękawa” polegałaby także na tym by nie zniszczyć ich kameralnego klimatu. Skomercjalizować można wszystko, ważne jest to, by zrobić to w dobrym tonie. Zachować wartość, wszelkie atuty, nie zniszczyć tego, co wyróżniło, zainteresowało i zaczarowało nas, co może oczarować także innych. Ważne jest, aby takie miejsca pozostały „ambitne”, nie przeobraziły się w „miejski szalet”.
W naszym Szczecinie funkcjonuje kino „Pionier”, które w 2005 roku zostało uznane za najstarsze na Świecie nieprzerwanie działające kino. „Pionier” został także odznaczony certyfikatem Guinness World Records, który jest gwarancją stuprocentowej autentyczności tej informacji. Założone przez Alberta Pietzke, już 26 września 1909 roku rozpoczęło swoją działalność (wtedy pod nazwą Helios), zapraszając na pierwszy seans. Jak można przeczytać na internetowej witrynie kina „Pionier został przyjęty do prestiżowej sieci Europa Cinemas oraz sieci Kin Studyjnych.” Idąc dalej z cytatami „W Pionierze jak w żadnym innym kinie w Szczecinie, w tzw. Kiniarni, można obejrzeć film przy stoliku w kawiarnianej atmosferze.” Jednocześnie oprócz samej atmosfery miejsca, kino nie prezentuje nam typowej „holyłódzkiej” sieczki, nie znajdziemy tutaj komercji dla mas. Kino ambitne, w rozumieniu zarówno miejsca jak i repertuaru.

Nie przypominam sobie, żebym często słyszał rozmowy na temat „Pioniera”, nie przypominam sobie plakatów zachęcających do odwiedzenia tego miejsca. Może zbyt słabo się rozglądam. Najgorszym, co mogłoby spotkać tą perełkę, to alienacja, przeobrażenie w miejsce schadzek jednej niezmieniającej się, zamkniętej dla innych, grupy ludzi. Zdaję sobie sprawę, że w czasach, kiedy prym wiedzie pojęcie „społeczeństwa masowego”, trudno jest bez obaw otworzyć się takim „ambitnym” miejscom. Bez obaw o zatracenie tej „perełkowatości”, wyjątkowości. Można powiedzieć, że kto interesuje się kinem ambitnym i lubi „takie klimaty” to o Pionierze wie wszystko, na pewno odwiedza i nikomu nie dzieje się krzywda. Nie zgodzę się, bo to właśnie pierwszy krok do wspomnianej alienacji. Czy nie byłoby dobrą sprawą promowanie, popularyzowanie ambitnego kina wśród ludzi, w czasach kiedy zarzucani jesteśmy „szfarcenegerami” i innymi terminatorami?

Niektórzy po prostu potrzebują bodźca, a reszta potoczy się sama.
Czy nie byłoby dobrym pomysłem włączenie takich perełek kulturalnych jak „Pionier” do portfolio Szczecina, wykorzystywanie ich jako wizytówek miasta. Mimo, że kino uległo gruntownemu remontowi, nie straciło na atrakcyjności, wręcz zyskało. Wykorzystajmy takie asy, wyciągnijmy je z rękawa i rzućmy na stół. Skoro mamy coś, czego nie ma Warszawa, Kraków, Wrocław, czy Poznań, czemu się z tym nie obnosimy. Może powodem jest, wspominane już w innych artykułach, poczucie odepchnięcia. Powszechna opinia, że Szczecin innym do pięt nie dorasta, więc, po co się wychylać. Takie myślenie nam nie pomoże.

Szczecin też może być bastionem kultury. Według badań przeprowadzanych dla „GW”, szczecinianin, o kulturze najchętniej porozmawiałby z Krakowiakiem. Zróbmy tak (wiem, łatwo powiedzieć, ale nie zaszkodzi spróbować), aby Krakowiak najchętniej chciał porozmawiać o kulturze z mieszkańcem Szczecina. Nie podam gotowej recepty. Liczę na to, że akcja Przystanek Szczecin, rozwinie wielowektorową dyskusję na temat miasta. Dyskusję, która sprawi, że przysiądziemy i zastanowimy się nad miastem i jego przyszłością (to już będzie sukces), a następnie zaczniemy działać (marzyciel ze mnie?).