Polskie ekipy filmowe i serialowe rzadko kiedy pojawiają się w naszym mieście. Czy Szczecin ma potencjał, by być drugą Warszawą lub Krakowem? Co mogłoby przyciągać, a co odstrasza producentów?


Musi się przede wszystkim opłacać

Kilka czynników będzie decydować o tym, czy dane miejsce jest dobre na kręcenie filmu czy serialu, jednak podstawowa sprawa będzie oczywiście dotyczyć pieniędzy: jeżeli gdzieś uda się nakręcić to samo taniej, to prawdopodobnie to miejsce będzie bardziej atrakcyjne.

Jak mówi Rafał Bajena z Film Services, miasto rzadko kiedy jest bohaterem filmu, chyba że mowa o ikonach, jak np. Paryż czy Rzym. Ale przy produkcjach, gdzie miejsce nie jest istotnym elementem scenariusza, równie dobrze można kręcić, że Szczecin to Hamburg – wystarczy tylko lokalizacja, która będzie to przypominać.

– Nie ma znaczenia dla widza i producenta, gdzie jest co nagrywane, musi się tylko to zgadzać wizualnie. Szczecin mógłby zagrać Śląsk, wystarczyłoby pojechać na Golęcin, tam są wzgórza i kamienice. Można by tam zrobić film, który dzieje się w Wałbrzychu i nikt by się nie zorientował – zapewnia Bajena.

Wszystko jednak zależy od logistyki. Jeżeli cały film robiony będzie np. we Wrocławiu, to przyjazd na jeden dzień zdjęciowy do Szczecina, jest po prostu nieopłacalny.

Film angażuje wiele branż i dla miast jest niezwykle cenną inwestycją

Czy Szczecinowi w ogóle powinno zależeć na tym, by ekipy filmowe kręciły się po ulicach? Jeżeli spojrzymy na to ze strony finansowej – oczywiście, że tak. Produkcja filmowa czy serialowa to nie tylko aktorzy i operatorzy, to szereg innych osób i firm, które są zaangażowane w ich powstawanie.

– Nie ma działalności gospodarczej, która nie byłaby potencjalnie związana z filmem. Mówimy tu o wynajmie oznakowań, żeby ogrodzić ulice, opłatach za parking czy wynajem ulic, które potem trafiają do miasta. To zakwaterowanie w hotelach, wypożyczenie tramwaju czy autobusu, agregatu prądotwórczego, taksówek, które przewożą artystów. Potrzebne są ekipy, których zadaniem będzie przemalowywać lokal ileś razy, żeby zaznaczyć upływ czasu, firmy, które przygotują scenograficzne plakaty czy dokumenty albo szyldy fikcyjnych sklepów, które zawisną na ulicach. To jest praca dla ogromu osób – przyznaje Bajena. – Przykład sprzed 6 lat: producenci filmu zakładali, że spędzą od 3 do 6 dni w Szczecinie. Zdecydowali się jednak zrobić cały film. Więc zamiast zostawić w mieście około 200 tysięcy złotych, przez te kilka dni zostawili ponad 2 miliony złotych.

Szczecin w filmach to miejsce zsyłki

Nie da się ukryć, że to często pojawiający się w serialach i filmach motyw – jeżeli jakiś bohater musi na jakiś czas gdzieś zniknąć, zazwyczaj tworzy się historię opartą na jego wyjeździe. Jeśli ma być to dłuższa nieobecność, Szczecin jawi się jako ta destynacja, która jest na tyle odległa, by ta absencja była usprawiedliwiona.

Ta odległość – jak wskazuje Ewelina Marcinkowska-Maniak z Kinomotiv – prawdopodobnie stanowi główny powód, dla którego nasze miasto jest mało atrakcyjne dla producentów – zwozić wszystko na Pomorze Zachodnie jest po pierwsze kosztowne, po drugie – czasochłonne.

– Ludziom z Warszawy czy Trójmiasta jest za daleko do nas. Szczecin jest w tym nieszczęśliwym położeniu, że blisko mamy jedynie do Berlina – zauważa Marcinkowska-Maniak. – Ale jest miastem z ogromnym potencjałem, z ludźmi przychylnie patrzącymi na ekipy filmowe, a także z miejscami, które są jeszcze nieograne i mogłyby stanowić doskonałe tło dla wielu produkcji.

Nieodpowiednia infrastruktura?

Odległości nie przeskoczmy, nie przeniesiemy Szczecina w głąb kraju, więc aby zaczęli się pojawiać się tu producenci, trzeba znaleźć inne atuty. Jednym z nich byłoby zaplecze osobowe – zamiast ściągać ochronę z Krakowa, można by skorzystać z tej dostępnej na miejscu, zamiast polegać na usługach cateringowych z Poznania, zamówić wyżywienie lokalnie.

– Potrzebni są ludzie, którym można zaufać, że wszystko będzie zrobione, jak trzeba, będą gotowi stawić czoła wyzwaniom – mówi Bajena.

– Mamy ludzi z pasją, którzy rwą się do kreatywnej pracy, ale żeby nie chcieli wyjeżdżać ze Szczecina to film musiałby być ich głównych źródłem utrzymania. Nie ma u nas korporacji, które zlecałyby poważne produkcje z dużym budżetem, więc trudniej o profesjonalizację w tym sektorze np. choćby poprzez budowę studia filmowego z prawdziwego zdarzenia – zaznacza Marcinkowska-Maniak. Na szczęście ostatnia „świąteczna” reklama McDonalda, projekt Music.Multimedia.Management. czy teledyski Łony i Webbera cały czas pokazują, że doskonale umiemy się organizować i promować nasze miasto nie tylko w Polsce, ale również na arenie międzynarodowej.