Przez ostatnie trzy lata miasto musiało dołożyć 46 mln zł do otrzymywanej z Ministerstwa Edukacji Narodowej subwencji oświatowej, by starczyło na wypłatę wynagrodzeń dla szczecińskich nauczycieli. To rząd powinien zapewniać pieniądze na takie wydatki, więc magistrat będzie się domagał od Skarbu Państwa zwrotu poniesionych kosztów.

Prezydent Piotr Krzystek już dawno zapowiadał, że podejmie w tej sprawie kroki prawne. Teraz nabierają one realnych kształtów. Pod koniec ubiegłego roku miasto podpisało umowę z poznańską kancelarią prawniczą WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr, której przedmiotem jest „zastępstwo procesowe w sprawie o dochodzenie od Skarbu Państwa świadczeń wynikających z różnicy pomiędzy uzyskaną od Skarbu Państwa kwotą części oświatowej subwencji ogólnej, a rzeczywiście poniesionym wydatkiem związanym z wypłatą wynagrodzeń”.

- To pionierskie działanie w skali kraju, bo dotychczas żaden samorząd nie występował do sądu z takimi roszczeniami – mówi Marta Kufel z Urzędu Miasta. - Obecnie trwa opracowywanie materiału dowodowego w postaci dokumentów kadrowo-płacowych. To zawiły i złożony proces, gdyż niezbędna dokumentacja jest bardzo obszerna i znajduje się w zasobach 147 szczecińskich jednostek oświatowych. Ponadto wiele wskazuje na to, że proces sądowy będzie długotrwały i skomplikowany.

Na pensje dla nauczycieli trzeba dopłacać od 2018 r.

Prezydent Krzystek przypomina przy każdej debacie budżetowej, że zdaniem samorządowców subwencja oświatowa jest zbyt niska. Co prawda kwoty przekazywane na ten cel z budżetu państwa stale rosną (w 2021 r. będą to 532 mln zł), ale dużo szybciej rosną koszty utrzymania szkół. Wystarczy powiedzieć, że w tym roku Szczecin będzie musiał dołożyć do oświaty 278 mln zł.

Na sfinansowanie części wydatków (np. wynagrodzenie pracowników niepedagogicznych czy utrzymanie obiektów oświatowych) Gmina musi sama zapewnić środki. Inaczej sytuacja wygląda z wynagrodzeniami dla nauczycieli, które powinien pokrywać rząd. Do 2018 r. subwencja oświatowa jeszcze wystarczała na same pensje, ale później już nie.

- Od tego momentu, mając na uwadze dobro nauczycieli, Gmina Miasto Szczecin dopłaca do ich pensji i pokrywa różnicę z własnych środków. W ten sposób w 2018 roku Miasto wydało ponad 7 mln zł, w 2019 r. kwota wzrosła do 15 mln zł, a w 2020 r. do ponad 24 mln zł. Spowodowane jest to podwyżkami dla nauczycieli przyjmowanymi przez rząd. Łącznie zatem, przez 3 lata faktycznie poniesione wydatki związane z samą wypłatą wynagrodzeń dla nauczycieli okazały się o około 46 mln zł wyższe niż środki przekazane przez rząd – wylicza Marta Kufel.

„Problem dotyczy samorządów w całym kraju”

Szczecin zostanie pierwszą gminą, która będzie się w tej sprawie sądzić z rządem. Choć krytyka wielkości i sposobu przyznawania subwencji oświatowej jest dość powszechna.

- Problem dotyczy samorządów w całym kraju, które od wielu lat zgłaszają postulaty w sprawie zmiany w sposobie finansowania oświaty. Pojawiały się między innymi apele o przejęcie finansowania wynagrodzeń nauczycieli przez Budżet Państwa lub wręcz likwidację subwencji oświatowej i przekazywanie środków do jednostek samorządu terytorialnego w inny sposób (np. w formie dotacji lub zwiększenia udziału w podatkach). Na razie jednak nic się nie zmieniło. Dlatego, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami prezydent Szczecina podjął decyzję o na złożeniu w sądzie pozwu o zwrócenie środków, które Miasto musiało wydać z własnej kasy – mówi Marta Kufel.

Oświata nie jest jedynym sektorem, w którym Szczecin uważa, że ponosi wydatki, które powinny być udziałem administracji rządowej. Magistrat zamierza również ubiegać się od Skarbu Państwa zapłaty świadczeń należnych Gminie z tytułu wykonywania zadań zleconych przez Skarb Państwa w zakresie geodezji i kartografii w latach 2009-2015.