Wczorajszy wieczór we Free Blues Clubie upłynął pod hasłem „radość”. Niesamowitą atmosferę muzyczną wykreował Pilichowski Band. Koncert promował najnowsze wydawnictwo "Wojtek Pilichowski Band Noise Live koncert w Trójce".

Występ rozpoczął się tuż przed 21:00 i trwał prawie dwie godziny. O tym jak szczecinianie przyjęli zespół, najlepiej świadczy fakt, że zgromadzeni słuchacze doczekali się dwóch bisów. Nie powinno to jednak dziwić, zważywszy na fakt, jakiego kalibru artystą jest Wojtek Pilichowski.

Na setlistę złożyły się przede wszystkim utwory pochodzące z najnowszej płyty basisty zatytułowanej Fair Of Noise. Zespół zagrał numery takie jak Meat Ball, Kac Vegas, Niemilknący Szept, oraz tytułowe Fair Of Noise. Najlepiej na żywo wypadł jednak bez wątpienia Pan Bałwan. Chwytliwy tekst piosenki sprawia, że piosenka doskonale sprawdza się na koncertach. Po chwili publiczność zgromadzona w klubie śpiewała z basistą.

Nie zabrakło również numerów ze starszych płyt Granat czy Lodołamacz. Pojawił się również utwór z płyty Jana Borysewicza Moja Wolność.

Wysoki poziom artystyczny koncertu przejawiał się w licznych improwizacjach artystów, na co żywo reagowali słuchacze.

Formacja Pilichowski Band, to nie tylko wirtuoz basu, ale także młodzi i utalentowani muzycy. Lena Romul chwytała za serce ciepłymi dźwiękami wydobywającym się z jej saksofonu. Równie pozytywnie przyjęte zostały jej partie wokalne. Gitarzysta Artur Twarowski udowodnił, że nie gra jedynie na instrumencie akompaniującym basiście. Jego gitarowe solówki był mocne, energetyczne i co najważniejsze świetne technicznie. Tomasz Świerk, odpowiedzialny za instrumenty klawiszowe, po raz kolejny pokazał, jak niesamowitą wyobraźnię muzyczną posiada. Nietuzinkowe dźwięki, umiejętność dopasowania ich do klimatu panującego na koncercie to jego główne atuty. Za perkusją zasiadł Tomasz Mądzielewski- człowiek, który na „pierwszy rzut ucha” nie wybija się, by po chwili rzucić na kolana słuchaczy.

Wojtek Pilichowski to światowej klasy basista, o jego osiągnięciach można napisać książkę. O emocjach, jakie wywołują jego płyty również. Jest on artystą z krwi i kości, otwartym, z dystansem do siebie. Jego specyficzny sposób bycia dało się odczuć tego wieczoru, co jakiś czas bawił publiczność śmiesznymi anegdotkami, wytwarzając prawdziwą atmosferę radości.

Energia, żywioł i potężna dawka świetnej muzyki – tak właśnie wyglądał środowy wieczór we Free Blues Clubie.