Czy Szczecin to temat na film? „Rzecz działaby się na bagnach” snuje Rafał Bajena, kierownik produkcji.

Ulice Szczecina

Idąc hiperaleją Wojska Polskiego, swoistą próbką reklamową – jak ją nazywa autor najlepszego hasła reklamowego Szczecina („Szczecin z widokiem na może”), widzę, że parzyste domy stoją naprzeciwko nieparzystych, ale już jak potem skrótem chcę wejść w ulicę Błogosławionej Królowej Jadwigi, to diabeł w kotle miesza, pozostała po Niemcach numeracja okrężna i numery najpierw rosną po jednej stronie, następnie przechodzą na drugą. Początek jest tam, gdzie koniec.

Sama patronka ulicy pozostaje niezmiennie błogosławioną, choć ponad 20 lat mija jak Jan Paweł II uznał ją za świętą. Święta królowa politykę rozumiała jako rodzaj służby, propagowała ideę integracji, a swoje klejnoty oddała na rozwój Akademii Krakowskiej. – Nasza patronka jest bardzo inspirująca – mówi Rafał Bajena, kierownik produkcji Obiektu Kreatywnego Jadwiga przy Błogosławionej Królowej Jadwigi 2 (FB: Tu Centrum.Szczecin). Jest ostatni dzień karnawału.

Kapelusze i baloniki

Zanim weszli tu artyści (co wymagało ze strony STBS-u otwartości w modelu najmu), lokal przez 15 lat stał pusty. Ale najstarsi górale pamiętają (noszą przecież na kapeluszach muszelki), że pod tym adresem działał kiedyś zakład produkujący kapelusze. Przy sprzątaniu znaleźli kosztorysy różnych czapek.

Kapelusznik miał nos do interesu. Kroił czapki z płaskim denkiem i niedużym daszkiem zanim przyjechał do Polski de Gaulle. Prezydent wolnej Francji witany był w 1967 roku z wielkim entuzjazmem, choć media nie pisały, że w 1920 brał udział w bitwie warszawskiej z bolszewikami. Nie odwiedził Szczecina, ale mówił o Ziemiach Odzyskanych, więc kolejka po degolówki przy Królowej Jadwigi kończyła się za rogiem ulicy.

Zofia Rydet, nazywana dziś legendą fotografii, podczas wizyty w Szczecinie, zrobiła zdjęcie wystawy kapelusznika przy Jadwigi 2 (fotografię można zobaczyć tutaj).

Ludzie widzieli też w tej witrynie kolorowe balony, które scenografka Kinga Dalska powiązała w napis „Gdzie pieniądze są za sztukę” i jak te balony z dnia na dzień coraz bardziej flaczały.

Teraz w witrynie stoi „Dzikie dziecko” rzeźba Natalii Janus, podrzutek nie rozumiejący świata, jak ten Kaspar Hauser.

Kolekcja Królowej Jadwigi

Przez framugi pomalowane na złote ramy wkraczam do wnętrza, które służy niekończącemu się procesowi kreacji. – Eee, na chatę normalnych mieszczan – ciągnie mnie Rafał Bajena.

Pierwsi do czyszczenia tu ścian byli licealiści z „Dziewiątki” i studenci pierwszych roczników. Z rozmachu poszli jeszcze potem umyć mozaiki koło Pasztecika.

Drzwi na złoto i czerwono malowali Jadwidze Remi Siuda z Marcinem Papisem, tym co na Pomorzanach malował długi mural o polskich wynalazcach na stulecie niepodległości, który odsłaniali potem ministrowie.

Rzadki obraz „z blaszkami” Tadeusza Eysymonta, który przyjechał do Szczecina w 1953 roku z „Grupą Sopocką”, tworzył Festiwal Malarstwa Współczesnego, miał zamiłowanie do abstrakcji (nawet namawiał ślusarzy, żeby mu topili garnki, które znajdował w gruzach na Niebuszewie i z takiego materiału malował obrazy), Jadwiga zakupiła od wdowy po wodzireju, której za bardzo przypominał męża i jego kolegów.

Przy piecu wisi makatka z Janem Pawłem II, którą Artur Malewski, wykładowca Akademii Sztuki wylicytował na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i podarował Jadwidze (są zdjęcia, że licytował też Buddę).

Wnętrze mieszczańskie miesza się z dworkiem myśliwskim (za całokształt scenografii odpowiada Kacper Zieliński).

Spojrzeć na krajobraz w Obiekcie Kreatywnym postanowił też Lech Karwowski, dyrektor Muzeum Narodowego. W rogu kuchni zobaczył kredens pomorski z końca XVIII wieku. „Mamy, ale nie w tak dobrym stanie” – westchnął. „Podarujemy mebel instytucji” – obiecał kierownik Jadwigi.

A kto chce zadrzeć głowę przy wyjściu, zobaczy, że na śnieżnobiałym lighboksie Katarzyny Szeszyckiej, wisi obraz wilczka, który jakby śpi, ale już się nie obudzi.

Na pobliskim placu, gdzie rozebrali Ścianę Płaczu, wydarzeń Jadwigi było już kilka. Na zakończenie lata – festiwal sztuki w przestrzeni kamienic. Wielka kolacja uliczna przy wspólnych stołach. Jak z „Rzymu” Federico Felliniego. Akademia Cyrkowa. Pchli Targ. Rafał Bajena mówi: – Ludzie z podwórek po dwóch stronach ulicy zaczęli ze sobą rozmawiać. W finale potańcówki emerytki tak się rozkręciły, że chciały tańczyć „New York, New York” z dzielnicowym, a gity z policjantką.

(Świat jest na opak, więc, że imprezek na świeżym powietrzu nie będzie, bo w szczecińskim budżecie obywatelskim „Spotkania przy Najdłuższej Alei Miasta” przegrały ze spacerami po Szczecinie).

Lokalny przemysł kreatywny

Wcześniej Rafał Bajena prowadził KinoTeatr pod Złotym Leszczem przy Wielkopolskiej. W sierpniu udostępnił go młodzieży. – Nie mają miejsc, gdzie mogliby pokazać swoje działania. Mało jest teraz młodych zespołów muzycznych, ale gdzie miałyby ćwiczyć? Oni tu nie mają nawet, gdzie pójść. Na Bulwary? – „Tam chodzi gimbaza i się jara, że poczęstuje żula fajką” – odpowiadają. Na Deptak? „Na wódkę?”.

Rozmawia z młodzieżą, dlaczego chcą wyjechać ze Szczecina, a oni mówią, że nie dlatego, żeby mieszkać w Nowym Jorku. Oni chcą do miasta o podobnej wielkości, ale z perspektywą, że jak będą się wykazywać aktywnością, to dostaną szanse, żeby realizować swoje pomysły jeszcze lepiej.

– Tyle jest pustostanów w mieście, które są miejskim mieniem, czyli nas wszystkich mieszkańców, które przy preferencyjnych stawkach mogłyby stać się mikropracowniami dla kreatywnych osób – widzi Rafał Bajena. – Przecież, jakby miały wartość komercyjną, dawno już byłyby użytkowane. A stoją puste, ulegają erozji, a potem zostają wyburzane.

Partnerzy z Meklemburgii (Bajena jest producentem z Film Services Szczecin i prezesem Stowarzyszenia Twórców i Producentów Sztuki w Szczecinie) zaprosili ich na prezentację w ramach Berlinale, gdzie Meklemburgia prezentowała jak super się rozwija w dziedzinie przemysłu kreatywnego. Bajena: – A przecież Bismarck mówił: „Jakbym miał się dowiedzieć, że nazajutrz umrę, to bym się natychmiast udał do Maklemburgii, bo tam wszystko dzieje się 50 lat później”.

Góra złomu na ostatki

Jemy ciastka z talerza z napisem „Społem”. Bajena lubi ciastka: – Jak mówił porucznik Borewicz „Każdy mężczyzna lubi słodycze, ale tylko prawdziwi mają odwagę się do tego przyznać”.

Zaraz przyjdzie do Jadwigi ze studentami prof. Kamil Kuskowski, pionier Akademii Sztuki, który dziesięć lat temu do Szczecina jechał z Zakopanego przez Łódź, budować Wydział Malarstwa i Nowych Mediów.

Ale ja kierownika produkcji muszę jeszcze zapytać, czy Szczecin to jest temat na film? – Tak…, tak, rzecz działaby się na bagnach – już snuje Rafał Bajena. – Scenariusz może mógłby napisać Adam Zadworny, ten co grał Policjanta w „Młodych wilkach”. Na warsztatach w Jadwidze uwrażliwiał naszą młodzież na miasto. Pytał: Czy jak szliście widzieliście, że tu na rogu, na parterze jest Żabka, a pod Żabką skup złomu.

I zaraz kierownik opowiada, jak Artur Malewski urządził Dni złomu w Lublinie. Rozłożona na trawniku w samym centrum miasta 11500-tonowa góra żelastwa rozeszła się w trzy godziny. „Żyjemy w czasach, kiedy sztuka jest swojego rodzaju złomem” – mówił artysta, ale dziennikarz poszedł w lud zapytać, co sądzi o artyście. „Panie, jaki artysta? Toż to święty” – usłyszał od zbieraczy złomu.

Do zdjęcia Rafał Bajena kategorycznie chce się ustawić się przy piecu na tle plakatu „Jelenia Góra” Ryszarda Kai z cyklu „Polska”: – Bo tam są taaakie czarodziejskie góry.

Foto: Agnieszka Tylka