Rozpoczęty w październiku rok akademicki jest zupełnie inny niż wszystkie dotychczasowe. Większość uczelni rozpoczęła naukę hybrydowo, a rozpędzająca się pandemia koronawirusa spowodowała, że studenci w dużej mierze zdecydowali się pozostać w domach i uczyć się na odległość. Efektem takich decyzji są niemal puste akademiki i poważny kryzys na rynku mieszkań na wynajem. Ta druga branża jest jeszcze dodatkowo dotknięta spadkiem liczby obcokrajowców w Szczecinie, a to właśnie oni i studenci stanowili dla wynajmujących główne źródło dochodu.


Ponad połowa wolnych miejsc w akademikach największych uczelni wyższych w mieście. „Ponosimy ogromne koszty”

Portal wSzczecinie.pl zapytał o obłożenie akademików przedstawicieli dwóch największych uczelni w mieście. Sytuacja na Uniwersytecie Szczecińskim oraz Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym jest raczej podobna: mniej studentów, restrykcje epidemiczne i wysokie koszty utrzymania. Obłożenie akademików Uniwersytetu Szczecińskiego nie przekracza nawet połowy.

– Przygotowanych miejsc jest 1400. Obłożenie wynosi 610 osób. W akademiku na ciągach komunikacyjnych obowiązuje noszenie maseczki oraz dezynfekcja rąk, na każdym piętrze akademika znajduje się automatyczny dyfuzor płynu antybakteryjnego – zapewnia Karolina Płotnicka-Błoch, rzeczniczka Uniwersytetu Szczecińskiego.

– We wszystkich domach studenckich (7 akademików) przygotowanych było 2899 miejsc. Na ten moment zakwaterowaliśmy 1443 osoby. 1453 miejsca pozostały wolne. Uczelnia z tego tytułu ponosi ogromne koszty. Samodzielnie w pokojach jednoosobowych mieszka około 924 studentów – mówi Mateusz Lipka, rzecznik prasowy Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie. – Decyzją władz uczelni w akademikach ZUT-u wprowadzono całkowity zakaz odwiedzin, w tym członków najbliższej rodziny. W każdym domu studenckim zapewniliśmy środki do dezynfekcji dłoni. Wyznaczyliśmy również pomieszczenie, w którym będzie można odizolować osobę w przypadku stwierdzenia objawów chorobowych. Kuchnie oraz hol dezynfekowane są kompleksowo trzy razy dziennie. Klamki dezynfekowane są co 20-30 minut.

Na wolnym rynku mniej wynajmujących, ale nie wszędzie

Problem mają również firmy i przedsiębiorcy zajmujący się wynajmem mieszkań. Dotychczas popyt był galopujący, a na rynku wręcz brakowało mieszkań na wynajem. Od momentu wybuchu pandemii sytuacja zmieniła się diametralnie.

– Mniejsza ilość zajęć na uczelniach spowodowana prowadzeniem części zajęć zdalnie sprawia, że studenci, szczególnie początkowych lat studiów, są mniej chętni do podpisywania umów, które będą dodatkowym obciążeniem ich budżetów. Szczególnie, że praktyką profesjonalnych wynajmujących jest proponowanie umów na 12 miesięcy, a takie umowy – poza przypadkami opisanymi w umowie – nie podlegają jednostronnemu wypowiedzeniu i ich wcześniejsze zakończenie możliwie jest jedynie poprzez rozwiązanie za porozumieniem stron – mówi Bartosz Deka ze Stowarzyszenia Mieszkanicznik.

– Postępująca profesjonalizacja wynajmujących nieruchomości sprawia, że najemcy poszukują lokali lepiej przygotowanych, spełniających coraz wyższe wymagania i standardy. Mimo panującej sytuacji, studenci najmujący oferowane przeze mnie mieszkania w większości nie zdecydowali się rozwiązać umowy, a dzięki poleceniom poprzednich najemców, stale otrzymuję zapytania od kolejnych osób i nie odczuwam zmniejszenia zainteresowania swoją ofertą – mówi Anna Pezold, członek Stowarzyszenia Mieszkanicznik.

Przedsiębiorcy wyprzedają mieszkania? „Wielu błędnie myślało, że student lub cudzoziemiec zamieszka byle gdzie, byle taniej”

Doradca gospodarczy Katarzyna Michalska przyznaje, że w ostatnich miesiącach do jej kancelarii trafiło wielu przedsiębiorców, którzy zawodowo zajmowali się wynajmem mieszkań. Problem mają ci, którzy zadłużyli się, by kupić lokale na wynajem, a teraz nie mają klientów, a raty kredytów nadal muszą być spłacane. Wielu decyduje się na sprzedaż nieruchomości po to, by nie popadać w spiralę zadłużenia. Chętnych nie brakuje, bo mimo kryzysu to właśnie nieruchomości są najpewniejszą inwestycją.

– Wiele osób jednak „przeinwestowało”. Już przed kryzysem docierały do nas informacje, że inwestują w mieszkania o niskim standardzie, wymagające wielkich nakładów finansowych. Niektórych zgubiło myślenie, że jak ktoś jest na pracy tymczasowej lub jest studentem, to zamieszka byle gdzie, byle taniej. To myślenie, które na rynku nieruchomości już w roku 2019 było poważnie weryfikowane, a teraz takie mieszkania są kulą u nogi przedsiębiorców, którzy zajmowali się wynajmem – dodaje Katarzyna Michalska. – Teraz wielu próbuje spieniężyć mieszkania, na rynku wtórnym nie jest to takie łatwe.