W sam środek juwenaliów zaplątał się niesamowity spektakl. 24. maja w Amfiteatrze mieliśmy okazję zobaczyć kolejny sukces polskiego musicalu. Rock-opera Jesus Chrust Superstar powinna być bardzo łakomym kąskiem w kalendarzu kulturalnym każdego szczecinianina. Niestety okazało się, że plakaty alarmujące o tym wydarzeniu trochę zawiodły i ławeczki były w połowie puste… a może w połowie pełne.
Przedstawienie opowiada o ostatnich dniach życia Jezusa. Widzieliście „Pasję”? W porównaniu do wokalno-tanecznych popisów aktorów, film Gibsona jest nudny. Spektakl wyreżyserował Marcel Kochańczyk. Mężczyźni siedzący na widowni szczególnie szeroko otworzyli oczy w trakcie sceny w pałacu Heroda, było to variete w kusych strojach. Panie za to cicho chichotały z szortów i kozaczków, Marii Magdaleny, która pod koniec sztuki porzuca najstarszy zawód na świecie i ubiera się przyzwoicie. Co do strojów, muszę przyznać, że początek był zatrważająco nieciekawy. Tancerze byli ubrani jakby właśnie przyszli z ulicy. Dopiero finał pokazał, że budżet pozwolił na stworzenie interesujących kostiumów.

Postać Jezusa odegrał Maciek Balcar, wokalista zespołu Dżem. Trzeba przyznać, że potęga jego głosu jest jego największym atutem. Ale głos to nie wszystko, nawet w musicalu trzeba wykazywać jakieś zdolności aktorskie. Tego w postaci Chrystusa zdecydowanie zabrakło. Pozytywnie zaskoczył mnie za to Janusz Radek w roli Judasza. Jego krzykliwe solówki powodowały dreszcze na skórze, a mimika twarzy idealnie współgrała z przekazem piosenek. Nie mogę sobie wyobrazić w tej roli Pawła Kukiza, którego twórcy spektaklu chcieli namówić, lecz się nie zgodził. Maria Magdalena stworzyła postać dość niewyraźną. Poza wcześniej wspomnianą garderobą, nie warte jest omawianie jej walorów głosowych. Choć w wielu partiach dobrze dawała sobie radę, jednak nie rzucała na kolana.

Bardzo istotny w musicalu jest taniec. Tu genialnie sprawował się Teatr Rozrywki z Chorzowa. Choreografia była urozmaicona, widz nie miał wrażenie ani chaosu, ani nadmiernej stagnacji. Nie zauważyłam poważnych problemów z synchronizacją tancerzy, co jest chyba najczęstszą wadę tego typu przedstawień. Muzyka, zaczerpnięta oczywiście z pierwowzoru, była wykonana fantastycznie. Słyszałam nawet, jak niektóry wspólnie z aktorami podśpiewywali najbardziej znane partie.

Jestem zaszczycona, że nie pominięto naszego miasta w trakcie trasy Jesus Christ Superstar. To chyba dobrze o nas świadczy- spektaklu Tańca z gwiadami u nas nie było, a faktycznie dobre dzieło przybyło. Szkody mi jednak, że tak mało szczecinian postanowiło się na operę wybrać. Czyżby bilety były za drogie?