Kilka miesięcy temu w polskich kinach można było zobaczyć belgijski film "Robert Mitchum nie zyje". Zdanie, zawarte w jego tytule to niezaprzeczalny fakt. Ten słynny amerykański aktor rzeczywiście już od 15 lat, nie chodzi po tym świecie. Jednak jego postać wciąż inspiruje artystów do różnorakich, ciekawych działań...

Dla muzyków pewnej irlandzkiej grupy, ten człowiek, wsławiony rolami w takich filmach jak "Przylądek strachu" czy "Żegnaj laleczko" stał się nawet kimś więcej, bo... ojcem. Nazwali się Sons Of Robert Mitchum. Podobno muzycy tej formacji poznali się na dublińskim wystepie Toma Waitsa, więc jemu powinni chyba dedykować swe piosenki. zdecydowali jednak inaczej. Możliwe, że stało się tak dlatego, że Robert oprócz aktorskich ról, miał też w swoim dorobku płyty. W 1957 roku wydał album "lypso — is like so... " (w renomowanym Capitolu)a dziesięć lat później  "That Man Robert Mitchum...Sings"

10 października panowie, którzy przyjęli sobie tę postać za patrona, zagrają w Szczecinie, więc warto poznać ich historię. Ich pierwsze wspólne,  to utwór "William Bloat" –  określone jako  "rockowe tango" do wiersza  Raymonda Calverta. 
Zespół zagrał dotychczas m.in. na festiwalach Flat Lake Festival, Hillsborough Fest, a w  2011 wydal EP „Too Late For Tears”. W maju tego roku,  z okazji 150 lecia powstania Ulster Hall (w Belfaście) grupa zrealizowała materiał „Un-American” , na  którym umieścił utwory Paula Robesona, (znanego m.in. jako  interpretatora standardu "Ol' Man River").

W ich muzyce można znaleźć elementy irlandzkiej tradycji i  rockowego  grania w stylu Grindermen czy Waterboys. Doskonale sprawdza się w barowej atmosferze i dlatego miejsce szczecińskiego występu (czyli "Rocker Club") jest bezsprzecznie bardzo trafionym wyborem. Obecny skład grupy to:Morgan Moore - wokal, Jack Forgie - gitara, Andrew Thompson - bas, pochodzący ze Szczecina - Marcin Sobczak - perkusja i  Thomas Behringer - trąbka.


Tylko do piatku (5.10) można kupić bilet na ich  koncert w cenie promocyjnej 15 zł.