Kto zna choć trochę szczecińską kulturę, tę postać zna na pewno... Marek Maj to autor tekstów piosenek, twórca spektakli teatralnych, takich jak „Czarny Koń Trzygława” czy „Baśń o Roszpunce”, ale także – a może przede wszystkim – poeta. Wydał już tom wierszy „Obrzeża i skraje” (2012), a niedawno ukazał się najnowszy zbiór jego liryków „Teorie naiwne” (ponownie w serii Tablice, w wydawnictwie Forma). To tomik, którego lektura sprawić może, że przywołane przez autora „staczanie w rzeczywistość”, które nas niemal co chwila spotyka, będzie trochę mniej bolesne...

„Pisz jakbyś pisał list miłosny/ lirykę tajną/ jak wulkan, który z wybuchu nie ostygł”, czytamy w otwierającym „Teorie naiwne” wierszu „Rysopis świata”. W tym utworze autor niejako wykłada nam swój program, zapowiadając to, czego możemy się spodziewać na kolejnych kartkach. Drugi wiersz (tytułowy) wprowadza nas w te sfery jeszcze głębiej, trochę przekornie i prowokująco zdradzając mechanikę zamysłów autora. Znajdujemy w nim co prawda twierdzenie, że: „Z rzeczy prostych, jak prosta i kąt/ zbudowane są miasta i szczęście”, ale akurat wiersze w tym tomie proste raczej nie są (jedynie bywają takie). Takie frazy jak chociażby „dualizm korpuskuł i dusz” (w tym samym wierszu), sygnalizują, że łatwo nie będzie.

Z powodu przyjętej przez Maja koncepcji, znajdujemy w jego nowych wierszach wiele matematycznych czy fizycznych pojęć (atomy, kwanty) i spotykamy niemal wszystkie jednostki miary, takie jak choćby gramy, atomy czy metry. Autor aplikuje nam m.in. mikropoemat o liczbie zero, zaprasza na „rachowanie błaznów”, a jeden z wierszy puentuje opinią, że „pierwiastki są szelestem stanowień i pominięć”.

Generalnie Maj jest tu uważnym obserwatorem, poetycko rewidującym postrzeganie zjawisk, obiektów, ale też doznań. Dużo w tych strofach zagadkowych powiązań i zaskakujących roszad semantycznych. Łatwo zagubić się w napotkanym gąszczu wieloznacznych skojarzeń, tym bardziej, że Maj kwestionuje też wiedzę, którą dają nam nasze zmysły (choćby w jednym z najlepszych w tym tomie wierszy „Jaskrawa historia ślepoty”).

Nie znaczy to jednak, że ładunek filozoficzny i intelektualny dominuje w całym przekazie. Humor obecny np. w wierszu „Za pięcioma górami”, ciepła ironia w „Skądinąd”, gry słowne oraz neologizmy („pocichutko”, „kobietyka”, „niedowspółrzędna”) pozwalają na zyskanie pewnego dystansu wobec ciężaru słów i znaczeń w nich zawartych, a różnorodność tropów i konwencji, które w „Teoriach naiwnych” odnajdziemy, niejednemu czytelnikowi sprawią chyba niemało poznawczej satysfakcji. „Szczególna teoria małych poruszeń” okazuje się bowiem przewrotnym erotykiem, a w wierszu „Podgląda nas las” autor wyraża żal z powodu naszego pustynniejącego smaku. Afirmacja natury, obecna w tym utworze, powraca zresztą w kilku miejscach, choćby w miniaturze „Łąka w rzęsach” (to jeden z dwóch utworów z dedykacją, w tym wypadku dla Martynki), a to tylko ułamek tego wszystkiego, co oferują nam „Teorie naiwne”.

Utwory autora tego zbioru znalazły się 7 lat temu na płycie „Wiem, jak nie jest, czyli Leoszewski Majem” i dzięki temu krąg osób, które jego poezję znają, znacznie się poszerzył. Wiadomo już, że także te najnowsze dokonania poety stały się obiektem zaintersowania lidera Sklepu z Ptasimi Piórami. To ogólnie dobra prognoza, ale mam jednak wrażenie, że chociaż muzyka Leoszewskiego popularyzuje Maja, to jest to poezja na tyle autonomiczna, że bez takiego wsparcia może wywoływać równie znaczący oddźwięk. Choć wydaje się, że ta poezja nie zawsze jest w pełni komunikatywna, istotne jest to, że uwrażliwia czytelnika, który „niech patrzy (...) zanim go piękno nie zlęknie” (wiersz „Opcja logiczna”).