Ostatni raz zagrali w Szczecinie pięć lat temu. Nie było zatem wątpliwości, że spragniona muzyki Świetlików publiczność wypełni klub „Hormon” we wczorajszy wieczór. Zespół przyjechał do naszego miasta w odmienionym już składzie, by odegrać przede wszystkim utwory z najnowszej płyty - „Sromota”.

Po wydaniu przed ośmiu laty albumu „Las Putas Melancolicas” Marcin Świetlicki skupił się na pisaniu prozy kryminalnej. Nie zapominał jednak oczywiście o poezji, bo otrzymaliśmy przecież kilka miesięcy temu jego najnowszy tom wierszy, zatytułowany „Jeden”. Część z opublikowanych w nim utworów stało się tekstami wykorzystanymi na „Sromocie”, a całe to wydawnictwo to aż trzy płytowa dawka muzyki, która ukontentowała niewątpliwie najwierniejszych fanów zespołu swą zawartością. Od dwóch lat w Świetlikach gra na altówce Zuzanna Iwańska, a innym młodym muzykiem, który dołączył do grupy w ostatnim czasie jest klawiszowiec Michał Wandzilak (oboje wzięli udział w nagrywaniu tego materiału).

Występ w „Hormonie” trwał dwie godziny i większą jego część wypełniły utwory ze „Sromoty”. Pierwsze cztery numery z tego albumu, z tytułowym na czele, to był wstęp, a następnie muzycy zaczęli „przeskakiwać” kolejne indeksy, by z pokaźnej liczby piosenek grać te wybrane. Tak więc usłyszeliśmy jeszcze np. „Majowe wojny”, „Kapustę” (wykonaną w duecie przez Świetlickiego i Radziszewskiego - gitara), a także bardzo oczekiwane „Papierosy” (pan Marcin wypalił chyba pół paczki w czasie koncertu) ), „Pinokio” czy psychodeliczną „Zimną lalę”, którą lider Świetlików opatrzył komentarzem dotyczącym tekstu („jest głupi, ale nagranie powstało podczas próby i tak już musiało zostać, nie da się tu już nic zmienić”). Oczywiście zagrali też numer „O.” („znajdujący się obecnie na 21. miejscu na jakiejś tam liście” jak zapowiedział go Świetlicki). W przerwach publiczność próbowała klaskać, ale pan Marcin uciszał te dowody uznania, twierdząc, że za mało czasu pozostanie na muzykę („Musimy skończyć o 21.30”).

W drugiej części występu pojawiło się już jednak więcej dygresji okołomuzycznych. Widzowie oczywiście wykrzykiwali swoje życzenia dotyczące set listy i już pierwsze z nich – prośba o „Henryk Kwiatka” - zostało spełnione choć „w nieco” przewrotnej formie. Usłyszeliśmy bowiem kakofonicznę miniaturę ze śladami oryginalnego tekstu... Później były już wersje bliższe, tym znanym z płyt. Tuż po ciepło przyjętej „Filandii” jeden z widzów głośno wyraził rozżalenie z powodu absencji pewnego znanego aktora, a kiedy później przeszkadzał w wykonaniu melodeklamowanego wstępu do „Nieprzysiadalności”, gitarzysta zespołu sprowadził go do parteru, sugerując by się uspokoił i usiadł (co też się stało).

Muzycy wybrali jeszcze ze swych hitów takie numery jak „Olifant”, „Chmurka”, regałowe „Freedom” czy „Listopad” , a na finał jeden z najspokojniejszych w całym zestawie utworów czyli „79”. Pewnie mogliby jeszcze dorzucić kilka rarytasów z przeszłości, ale umowa z klubem by skończyć występ w wyznaczonym czasie, została jednak dotrzymana...