Wydawałoby się, ze skoro grali u nas parę miesięcy temu to zainteresowanie ich kolejnym występem w naszym mieście nie będzie tak duże jak poprzednio. Tymczasem było jednak inaczej. Sala Free Blues Clubu mimo, że dość pojemna, z ledwością pomieściła wszystkich, którzy chcieli zobaczyć na żywo legendę polskiego rocka – SBB. Tym razem zespół dotarł do nas w ramach trasy „The Rock – Autumn Tour”, która właśnie w Szczecinie miała swój początek.
Zanim jednak na scenie pojawili się goście zawładnęli nią na gospodarze czyli Free Blues Band. Skutecznie pobudzili oni koncertowe emocje, wykonując trzy utwory, oczywiście utrzymane w stosownej dla nazwy grupy, konwencji. Była to taka dobra rozgrzewka przed zbliżającą się „Bluesadą”, na której również i ten zespół zobaczymy. Po przerwie, potrzebnej na techniczne modyfikacje sceniczne i szybki skok do baru po piwo, weszło na scnę trzech muzyków tworzących SBB. Mimo, że aktualnie grają oni koncerty z założenia mające służyć (zgodnie z nazwą trasy) promocji nowego albumu, który ukazał się dokładnie dwa dni przed szczecińskim występem, to zespół rzadko realizuje to zadanie w sensie dosłownym. Prezentuje bowiem przede wszystkim materiał już dobrze znany czyli swoje klasyczne utwory. Dzieje się tak za aprobatą większości widzów, z których niejeden przecież trzymał w ręku jakiś stary winylowy longplay (choćby „Nowy horyzont” czy „Welcome”), zawierający nagrania, po które Skrzek i spółka także tego wieczora sięgnęli. Całość rozpoczął rozpędzający się z minuty na minutę, doskonały „Odlot”, a w dalszej części koncertu trio przedstawiło m.in. „Walkin’ Around The Stormy Bay”, „Z których krwi krew moja “,”Rainbow Man”, “Memento z banalnym tryptykiem”opatrzony specjalną dedykacją. Mnie usatysfakcjonował szczególnie urokliwy „Freedom With Us” pochodzący z płyty „Follow My Dream”, ale tak naprawdę każdy z zagranych utworów zabrzmiał interesująco. Jak ci panowie to robią, że grają praktycznie ten sam repertuar, a wciąż wydaje się on ciekawy, zaskakujący, energetyczny ? Wyjaśnie tej „tajemniczej” umiejętności tkwi chyba w tym, że kompozycje są traktowane jak tworzywo, które podlega kształtowaniu podczas każdego występu. Pojawiają się improwizacje, jakieś dodatkowe wątki, a wszystko to jest precyzyjnie powiązane i praktycznie nic nie jest pozostawione przypadkowi ...

Wracając do tytułu nowego albumu tej formacji „The Rock” to znaczy skała, ale w przypadku SBB na pewno nie oznacza on skamienieliny. Panowie wykonują swe utwory z werwą i energią , której mogłoby im pozazdrościć wiele młodszych grup. Węgierski perkusista Gabor Nemeth grał z takim zaangażowaniem, że jego zestaw nie wytrzymał napięcia i trzeba było wymieniać werbel. Natomiast lider, czyli Józef Skrzek, zarówno głosowo, jak instrumentalnie (bas i klawisze) jak zwykle znakomicie sobie radził, pogodnie przyjmując niedostatki techniczne, z którymi czasem musiał się zmagać... Trzeci z muzyków – Antymos Apostolis - bynajmniej nie pozostawał w cieniu pozostałych, wydobywając ze swej gitary nietuzinkowe partie solowe. Nie tylko z gitary zresztą, bo zasiadł również w pewnym momencie za drugim zestawem perkusyjnym i najpierw sam pokazał co potrafi wycisnąć z tego sprzętu, a potem wykonał wraz z Nemethem podwójne solo na bębnach. W sumie cały koncert był takim 120 minutowym popisem możliwości jakimi dysponuje aktualnie SBB, a że są one naprawdę niemałe, to zostały docenione pzez przybyłych fanów nagradzających etuzjastycznymi brawami praktycznie każdy wykonany numer.