Jak powstał Wolin? Kim była czarna Jolka i czy nadal kręci się po szczecińskim ratuszu? Kilka słów o Pomorzu, które powstało z okruchów i czy kot na naszym zamku to... faktycznie kot? Na półkach księgarni znajdziecie „Legendy Pomorza” autorstwa Jarosława Kociuby – książkę, którą powinien mieć każdy Pomorzanin.

Jakie znacie lokalne legendy? Gdyby tak się skupić, chwilę pomyśleć. Sydonia Von Borck do głowy przychodzi jako pierwsza, potem nieszczęsne misterium w Baniach, jeszcze słyszałam o kotach na Zamku Książąt Pomorskich, a dalej już tylko pustka. Mało, bardzo mało, pora to zmienić, bo nasz region – Księstwo Pomorskie – jest bogate w opowieści, legendy, podania, które bawią, uczą, mrożą krew i skłaniają do refleksji. Wszystkie (a przynajmniej całkiem sporą dawkę) znajdziecie w „Legendach Pomorza” wydanych przez Wydawnictwo Walkowska.

 

500 stron magii

Niemała, bo niemal 500-stronicowa książka to zbiór 200 legend, niezwykłych ilustracji, a także dodatek, w którym znajdziemy informację na temat miejscowości, postaci i rodów, które pojawiają się w legendach. Wśród tekstów zamieszczono historie zarówno z polskiej jak i niemieckiej części Pomorza – jak zaznacza autor „Pomorze jest krainą po obu brzegach Odry, wzdłuż brzegu Bałtyckiego.”

Zacznijmy od kwestii technicznych - „Legendy Pomorza” to niezwykle estetyczne wydanie. Barwna okładka, na to założona mniej (z pozoru) atrakcyjna obwoluta. Gdy książka pierwszy raz trafiła w moje ręce pomyślałam sobie, że bardziej odpowiada mi to co pod obwolutą, wystarczyło jednak zajrzeć do środka, by zrozumieć jej sens i konieczność. W środku, tak jak już wspomniałam 200 legend, każda z nich opatrzona tytułem i (niemal każda) miejscowością, która jest tłem danej opowieści. A obwoluta to nic innego jak mapa przedstawiająca poszczególne miasta, miasteczka, wsie. Już przy pierwszych legendach zdjęłam obwolutę i palcem po mapie wędrowałam, ach tak, teraz jesteśmy w Wolinie, wyspa właśnie powstaje, teraz w Resku, gdzie mieszkali Bartłomiej z Anetą. Rozpiętość od Flensburgu po Gniewino.

 

Za mało, chcę więcej!

Wybrane legendy zostały zilustrowane przez Justynę Szklarską i są to naprawdę niesamowite obrazy, przy których człowiek się zatrzymuje, które ogląda, dotyka. Których jest zdecydowanie za mało, które są zbyt rzadko rozsiane po książce. Z jednej strony ubolewam, z drugiej rozumiem – mamy 200 legend, więcej ilustracji i z pozycji 500- stronicowej robi się się 600- stronicowa. Mimo wszystko, gdyby tak jeszcze z 10, może 15.

Poza legendami na szczególną uwagę zasługuje także dodatek umieszczony na końcu książki. Tutaj znajdziemy wszelkie objaśnienia do legend, od informacji nt. wierzeń, zwyczajów, informacji nt. nieistniejących budowli, dokładne umiejscowienie opisanych wydarzeń w dziejach Pomorza, po opis miast i postaci, które w legendach się pojawiają. Dodatek jest mozolnie utkanym uzupełnieniem, który pozwala nam lepiej zrozumieć legendy, cieszyć się nimi w pełni.

 

Kociuba snuje opowieść

Ze wstępu dowiadujemy się, że Jarosław Kociuba zbierając materiał ingerował w niektóre z legend. Jak zaznacza: „(...) nierzadko wymagały rekonstrukcji, uzupełnienia czy też wprowadzenia warstwy fabularnej, aby uczynić je interesującymi dla Czytelnika. Niektóre legendy zostały napisane przeze mnie od podstaw, w oparciu o dostępne źródła” - trudno mi wskazać te, w które Jarosław Kociuba musiał ingerować najmocniej, niemniej jednak z pewnością wykonał kawał dobrej roboty. Czytając „Legendy Pomorza” miałam trochę wrażenie jakby autor wprowadzał mnie do baśniowego świata rodem z opowieści braci Grimm czy Andersena. Do świata pełnego magii, a fakt, że wszystko wydarzyło się w moim Szczecinie, znanym Gryfinie, Stargardzie, Golczewie, Policach, Pasewalku etc. czyni tę pozycję lepszą, ciekawszą niż klasyka baśni.

 

Tutaj jest wszystko

A same Legendy? No dobrze, powiem uczciwie, niektóre czytało się przyjemniej, inne mniej. Dla równowagi jednak muszę dodać, że znacząca większość rozbawiła ( jak ta o Bartłomieju i Anecie na Księżycu), wciągnęła niczym powieść sensacyjna (jak ta o powstaniu wyspy Wolin), czy zmroziła (jak ta o pasterce umarłych). Jest tutaj pełna rozpiętość, różnorodność, trudno się nudzić. W tych legendach można przebierać, zaczytywać się i koniec końców dojść do jednego słusznego wniosku – to co zostało opisane w tej książce jest częścią tożsamości Pomorzanina. No właśnie, każdy kto w jakikolwiek sposób czuje się związany z tymi terenami, kto interesuje się historią Pomorza Zachodniego, a właściwie Księstwa Pomorskiego powinien obowiązkowo tę pozycję mieć na swojej półce. Obowiązkowo.

 

Za książkę w zależności od księgarni zapłacicie od 35 do 55 zł.