Monodram „Sex, metro i mp3” był niewątpliwie bardzo kuszącą ofertą kulturalną na ten, jedyny wieczór. Nie tylko z uwagi na udział w nim Katarzyny Skrzyneckiej, ale także temat inscenizacji czyli rozważania dotyczące współczesnych związków mężczyzn i kobiet. Szczecinianie wypełnili zatem niemal wszystkie miejsca na widowni Teatru Współczesnego podczas obu gościnnych występów w dniu 14 lutego zorganizowanych przez agencję Brandhouse.

 

Kiedyś byli mężczyźni i kobiety, teraz gatunków jest tyle, że można się w nich pogubić” mówi bohaterka spektaklu. Rodzaj męski dzieli na metro, techno i retro, każdemu z rodzajów przypisując określone cechy, jednocześnie dodając, że żaden z tych typów jej nie odpowiada. Ona jest zapatrzona w „Ostry dyżur” i chciałaby spotkać faceta takiego jak George Clooney, dlatego zwraca swą uwagę szczególnie na lekarzy. Pyta ze sceny, czy jest na sali anastezjolog lub traumatolog, narzekając że sama jest skazana przede wszystkim na żeński personel w miejscu gdzie przebywa. Po nerwowym, wypalającym związku z ostatnim ex, znalazła się bowiem w Instytucie Regeneracji Emocjonalnej ...

Teraz marzy o jakiejś przemianie w swoim życiu, poddając krytyce tzw. „nowego mężczyznę”, który jest co prawda proekologiczny, wrażliwy, czuły i grzeczny, ale niewiele w nim testosteronu. W dodatku  „po godzinach” pozwala sobie na wyjście na piwo do pubu, oglądanie meczu i tyłków kelnerek. Pensjonariuszka świrlandii (tak nazywa szpital)  analizuje artykuły w tabloidach, opowiada najnowsze plotki ze świata wyższych sfer, ironicznie traktując stereotypowe zachowania i poglądy. Komentuje i kontestuje rzeczywistość twierdząc, że teraz trudno o prawdziwego mężczyznę, bo za dużo w świecie bab.


W tekście Olgi Pietkiewicz, który na scenę przeniósł Stefan Friedmann (jego głos słyszymy zresztą w jednej ze scen), nie ma praktycznie nowych treści. Podobne scenariusze, co pewien czas są odgrywane w teatrze. Przypomnę tu choćby monodram „Kobieta Jaskiniowa” z udziałem Hanny Śleszyńska (pokazywany już w Szczecinie dwukrotnie). Tam, także głównym rekwizytem i miejscem centralnym akcji sztuki było łóżko, z poziomu którego aktorka wygłaszała swoje kwestie. Zatem nie treść, a forma była w przypadku „Sexu, metra i mp3” wartością decydującą. Katarzyna Skrzynecka stworzyła kreację interesującą i co najważniejsze przekonywającą. Gra nie tylko porzuconą, zdesperowaną kobietę-marzycielkę, ale w epizodycznych sekwencjach wciela się w matkę, nadmiernie troszczącą się o dorosłego syna, czy staruszkę pamiętającą rzekomo stworzenie świata. Nie tylko mówi, ale też krzyczy, śpiewa... Obok niej na scenie widzimy tancerzy: Annę Janikowską i Pawła Owsikowskiego. Nie ograniczają się oni do figur tanecznych, ale także uczestniczą w dialogach, przerywając niekończący się monolog bohaterki. Nie są tylko tłem narracji, ale znacząco ją ubarwiają. Zapewne wielu widzów ubawił nieudany strip-tease w rytmie „Eye of the Tiger”, a był to jeden z wielu śmiesznych akcentów w całym spektaklu.