Szczecińscy fani Marcina Świetlickiego tego wieczoru nie mogli przegapić. W piątek (8 czerwca) w Trafostacji najpierw mogli uczestniczyć w spotkaniu autorskim na temat nowego tomiku „Polska”, a potem zobaczyć występ zespołu Zgniłość, w którym ten krakowski poeta ostatnio intensywnie się realizuje.

50 nowych wierszy i poker

Spotkanie poprowadził Andrzej Skrendo, który rozpoczął od pytań o te polskie wiersze. Jednak ten temat go nie zdominował. Było też kilka nawiązań do autobiograficznej rozmowy z Rafałem Księżykiem, wydanej w ubiegłym roku i zatytułowanej „Nieprzysiadalność”. Poza tym Świetlicki mówił też, o tym, że ma już 50 nowych wierszy (ale one jeszcze nie są całością, gotową do druku), o tym dlaczego nie uczy innych pisać i o sumach, jakie wygrał w pokera, m.in. grając z „rzekomo wybitniejszym” od siebie poetą...

Zgniłość w drugiej części

Zgniłość, czyli zespół, który wystąpił w drugiej części wieczoru, to formacja, którą stworzył wraz z pianistą Michałem Wandzilakiem (współpracującym z nim w Świetlikach). Zaprosili do zespołu muzyków z Trójmiasta: saksofonistę Michała Ciesielskiego i trębacza Dawida Lipkę (znanych z grupy Tymon Tymanski) oraz kontrabasistę Macieja Sadowskiego i perkusistę Tomasza Kopra. W ubiegłym roku wydali album „Siedmiościan” i oczywiście utwory z niego znalazły się w programie tego występu. Zaczęli od tytułowego, który Świetlicki zapowiedział słowami „bardzo go lubię, bo nic w nim nie muszę robić...”.

Szatan i skrzyżowanie

Takich ironicznych komentarzy było podczas tego występu więcej aczkolwiek nie tylko pan Marcin zabierał głos Michał Wandzilak także mocno się udzielał na tym polu, przedstawiając kilka razy pozostałych muzyków i dialogując ze Świetlickim. Panowie serwowali kolejne utwory z debiutanckiej płyty takie jak „Hotel Savoy”, „To ten sam wiatr” czy bardzo ekspresyjny „Szatan to szmata” (z apetycznym free-jazzowym zjazdem w środku), docierając do „Skrzyżowania”, zagranego w rozbudowanej, rozimprowizowanej wersji.

Przedpremierowe ujawnienia

Świetlicki wyraźnie nie chciał być postrzegany jako lider zespołu. Kiedy tylko mógł znikał ze sceny albo schodził na plan dalszy. Głównie słuchał tego co grają jego koledzy, a trzeba przyznać, że było to granie bardzo sprawne i nieprzeciętne technicznie. W pewnym momencie, kiedy oni zapuścili się w dłuższą instrumentalną improwizację, wyszedł nawet z sali by zapalić papierosa. Potem jednak oczywiście wrócił i Zgniłość zaczęła testować nowe numery. W niedzielę muzycy wchodzą do studia w Pruszczu Gdańskim i nagrywają kolejne wersje utworów przeznaczonych na drugi album. Dlatego przedpremierowo ujawnili kilka z nich, dorzucając do tego swoją interpretację klasycznej kompozycji Johna Coltrane`a „Love Supreme” (ze świetnym dialogiem saksofonu i perkusji). To kolejny powód dal którego warto było tam być...