Zaczynała jako prywatna inicjatywa, dzisiaj jest ceniona nie tylko w Polsce, ale i w Europie. W swoim repertuarze ma wiele nagradzanych spektakli, które pokochali zarówno krytycy, jak i widzowie. Opera na Zamku przeszła niejedną metamorfozę – nie tylko nazwy, ale i jej siedziba kilkukrotnie zmieniała swoją lokalizację. Zawsze jednak stawiała na jakość. „Istotne jest, by dbać o jakość, by inscenizacje były intrygujące dla publiczności, ale i nowatorskie w sensie artystycznym”.


Od szczecińskiej operetki do światowej klasy sceny

– Myślę, że inicjatorzy pomysłu stworzenia operetki w 1956 roku mieli ambicje, które może nawet i po operę sięgały, natomiast możliwości wystawienia dużych widowisk były jak na tamte czasy i możliwości sceny na ulicy Potulickiej po prostu nierealne – zauważa Jacek Jekiel, obecny dyrektor Opery na Zamku.

Od samego początku, kiedy zrodziła się jako prywatna inicjatywa, opera miała być teatrem muzycznym i na przestrzeni lat – choć zmieniała nazwy i siedziby – takim pozostała. Początkowo Operetka Szczecińska Towarzystwa Miłośników Teatru Muzycznego nie miała własnej siedziby, ówczesnemu dyrektorowi Jackowi Nieżychowskiemu udało się jednak w 1957 pozyskać na potrzeby teatru muzycznego salę gimnastyczną Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej przy ul. Potulickiej 1. Po 15 latach teatr muzyczny przeniesiono do Zamku Książąt Pomorskich i okazało się, że możliwości techniki, wielkość sceny, odpowiednie usytuowanie orkiestronu pozwoliły na sięgnięcie po repertuar także operowy. W czerwcu 2000 roku teatr muzyczny Szczecina przyjął nazwę „Opera na Zamku”.

Dziś na scenie można obejrzeć m.in. „Proces”, który był nominowany do Teatralnej Nagrody Muzycznej im. Jana Kiepury w kategorii najlepszy spektakl, a także „My Fair Lady” – wielki hit musicalowy z bogatą scenografią oraz liczną obsadą.

One-man show

W wielu miastach teatry muzyczne funkcjonują obok opery i ich repertuary są niezależne.

– W Szczecinie Opera na Zamku jest trochę takim one-man show, bo wypełnia przestrzeń zainteresowania publiczności, która koncentruje się też na nieco lżejszym repertuarze – mówi Jacek Jekiel. – Myślę, że to nie jest nic złego, wręcz przeciwnie. Jesteśmy w tym konsekwentni od samego początku. Ta rozmaitość jest w genotypie instytucji. Istotne jest, by dbać o jakość, by inscenizacje były intrygujące dla publiczności, ale i nowatorskie w sensie artystycznym. By to nie było odświeżanie czegoś omszałego i pokrytego patyną czasu, ale żeby było świeże, zrealizowane dla tej publiczności, która żyje dzisiaj. To, co dla mnie jest elementem ciągłości, to ogromny entuzjazm, który zawsze bije ze sceny, prawda artystyczna, którą mają w sobie ludzie, którzy kochają teatr, są pełni pasji.

Jak wskazuje Jekiel, bardzo liczy się wszechstronność, którą artyści muszą kultywować, czyli zdolność występowania w pełnokrwistych operach, jak i musicalach. To powoduje, że kompetencje artystów szczecińskiej sceny muszą być pełniejsze, szersze.

– Tacy artyści mają trudniejsze zadanie, szczególnie w świecie zawężonych kompetencji. Nam się to jednak udaje. Zespół, którym kieruję, szczególnie przez to musi cały czas doskonalić umiejętności – komentuje dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie.

„Musimy pokazać, że ta scena jest międzynarodowa”

W 2011 roku na cztery lata Opera na Zamku ponownie zmieniła lokalizację, a to wszystko z powodu przebudowy teatru. W tym czasie spektakle odbywały się w wielkim… namiocie i choć nie mogły być one tak spektakularne, zawsze były przygotowywane z myślą o tym, że potem będą wystawiane na prawdziwie nowoczesnej scenie.

– Moment wejścia na tę nowoczesną scenę, wszystkie okoliczności, które pozwalały zrobić całą masę rzeczy, powodowały zobowiązanie: musimy pokazać, że nasza scena jest międzynarodowa, musi pokazywać i wielki dorobek operowy polski, i kanon międzynarodowy oraz sięgać po tytuły, których nie było w naszym kraju – zaznacza Jekiel. – Udało się wystawić spektakl „Polowanie na czarownice” Cathy Marston, która jest jedną z najwybitniejszych choreografów na świecie. Nigdy wcześniej w Polsce nie była, kiedy przyjechała przygotowywać spektakl, to Szczecin był pierwszym miastem, które odwiedziła. Zrealizowaliśmy światową prapremierę „Guru” opery współczesnej Laurenta Petitgirarda, wybitnego kompozytora francuskiego. To było jesienią 2018 roku, a wiosną 2019 roku dostałem zaproszenie od Akademii Francuskiej w Paryżu, gdzie w nowoczesnej sali audiowizualnej był prezentowany film, nagrany z premiery. To był naprawdę piękny moment, kiedy ze sceny, w obecności kilkuset osób, które są kwiatem intelektualnym paryskiego życia artystycznego, Petitgirard mówił o Operze na Zamku, o wyzwaniach, które dźwignęliśmy. Jak się wchodzi do krwiobiegu międzynarodowego, zaczynają o tobie mówić. Teatr, który był niewątpliwie prowincjonalnym, niewiele się o nim mówiło, dzisiaj – przez to, co stworzył – nie jest już anonimowy.

Doceniana nie tylko przez widzów, ale i przez krytyków

Opera na Zamku może poszczycić się sporą liczbą nagród, przyznawanych zarówno przez publiczność, jak i przez jury konkursowe. Jednym z bardziej cenionych wyróżnień jest Teatralna Nagroda Muzyczna im. Jana Kiepury.

– To jest nagroda, w której się rozsmakowaliśmy. Ale są międzynarodowe nagrody, gdzie aplikowanie jest trudniejsze. Taka weryfikacja, uznanie na arenie światowej, byłaby potwierdzeniem jakości, którą staramy się tutaj wnosić. Nie zawsze jest to możliwe. Miałem ambicje, by z tak docenionym w Polsce „Dokręcaniem śruby” Benjamina Brittena pojeździć po Europie i zagościć na festiwalach. Udało nam się pojechać na Festiwal Bydgoski – najbardziej znany i ceniony w Polsce, byliśmy na Festiwalu Oper Kameralnych w Sankt Petersburgu. Przed nami tylko Warszawska Opera Kameralna była zaproszona na ten festiwal, więc to ogromne wyróżnienie – dodaje dyrektor Opery na Zamku.

COVID jednak pokrzyżował plany. Współpraca międzynarodowa została wstrzymana, teraz może być już trudno wyruszyć w trasę ze spektaklem, który miał swoją premierę ponad pięć lat temu.

– Będziemy próbować, ponieważ dobre spektakle ciągle odnajdują swoją widownię. Historia sztuki jest pełna takich spektakularnych come backów. Ten spektakl będziemy pokazywali na naszej scenie tak długo, jak widzowie będą chcieli go oglądać – zapewnia Jekiel.

„Odnawianie publiczności, jeżeli chodzi o wiek, jest konieczne”

Opera tym się różni od teatru dramatycznego – jak wskazuje Jekiel – że musi być efektowna, musi budować treść w sposób odpowiedni, dostosowany do pomysłu inscenizacyjnego.

– Według mnie publiczność powinna być wielopokoleniowa, powinna kochać to, co robimy, być zaintrygowana. Nigdy nie zakładam, że jedno dzieło jest dla seniorów, a jedno dla tych w średnim wieku. Staramy się robić spektakle tak, by zainteresowały możliwie jak najszerszą publiczność. To trudne, ale nie niemożliwe. Poza tym odnawianie publiczności, jeżeli chodzi o wiek, jest konieczne. Zwłaszcza w sytuacji, gdy edukacja muzyczna na etapie szkolnym tak wcześnie się kończy. Mamy świadomość ograniczeń, ale nie możemy rezygnować z możliwości kreowania dobrego gustu. To jest jedna z naszych ważnych części misji.

Dlatego Opera na Zamku stara się również docierać do coraz większej liczby widzów, a w tym pomaga szereg wydarzeń w bardziej lifestyle’owym stylu, m.in. Turniej Tenorów, Letni Festiwal Operowy w pasie nadmorskim czy koncert „Sierpniowe Przełomy” z polską muzyką filmową.

– Niewątpliwie takie wydarzenia jak „Fryderyki. Gala Muzyki Poważnej”, która po raz pierwszy się u nas odbyła, dała możliwość wzmocnienia pozycji Opery na Zamku – dodaje Jekiel.

Wspaniałe nazwiska, które gościły w Operze na Zamku

Opera na Zamku miała przyjemność współpracować z wielkimi artystami przy różnych projektach.

– Bardzo jesteśmy wdzięczni, że artyści przyjmują nasze zaproszenia. Często ich obecność jest dość trudna ze względu na honorarium, które mogę zaproponować. Największe zasługi pokładam w tym, że kiedy marka zaczyna piąć się w górę, teatr zaczyna coś znaczyć nie tylko na rynku polskim, ale i europejskim, to łatwiej się ze wszystkimi rozmawia. Początki były żmudne, lista osób, która nam odmówiła, nie jest krótka. Największą satysfakcją jest to, że ci, którzy kiedyś powiedzieli „nie”, teraz dzwonią i mówią, że chętnie by coś z nami zrobili. To pokazuje, jak to się zmieniło – wspomina Jekiel. – Kiedy rozmawiam z gwiazdami i mówię o Aleksandrze Kurzak czy Arturze Rucińskim, te rozmowy są łatwiejsze. Wtedy trudne kwestie honorarium nie uniemożliwiają zaistnienia wydarzenia. Staramy się, jak potrafimy najlepiej, wykorzystać środki, którymi dysponujemy. Nie ma takich tytułów i takich artystów, których nie moglibyśmy dzisiaj w Szczecinie gościć.

– Ostatnio Edyta Kulczyk, która jest bodaj jedyną polską śpiewaczką, która śpiewa od dwudziestu lat w Metropolitan Opera – chyba najbardziej znanym teatrze operowym na świecie – wystąpiła w naszym – nie premierowym, ale którymś z kolei wznowieniu „Carmen”. Wyszedłem na scenę i powiedziałem publiczności, że była świadkiem niezwykłego wydarzenia. Byliśmy oczarowani występem artystki i teraz mamy już kontakty, które będą owocowały dalszymi projektami. Nasza aktualna kierownik baletu, Lucyna Zwolińska, która przygotowuje się do pierwszej premiery w Operze na Zamku, w listopadzie zrealizowała swój spektakl na scenie jednej z największych oper niemieckich w Stuttgardzie. To pokazuje, że publiczność może spodziewać się w maju niezwykłego przedstawienia, bo ktoś, kto pracował tyle lat na najważniejszych scenach niemieckich, to jest artysta kompletny – podkreśla dyrektor.

Dobry start w przyszłość

Opera na Zamku jest często również furtką dla utalentowanych, będących dopiero na początku swojej kariery artystów.

– Dla artystów, których zapraszamy, występowanie w naszych wydarzeniach jest fantastyczną trampoliną do budowania karier. Na przykład Aleksandra Olczyk kilka lat temu wystąpiła w naszym projekcie, wykonując arię Królowej Nocy. Potem dowiedziałam się, że jest w zespole Deutsche Oper, Opery Wiedeńskiej, występuje na deskach londyńskiej Covent Garden. Łukasz Goliński, który wykonywał partie w „Napoju Miłosnym” i jako młody śpiewak zaprezentował niebywały kunszt i talent, dzisiaj wykonuje partie barytonowe na najważniejszych scenach europejskich. Bożena Bujnicka, która zaczynała od „Dokręcania śruby” i „Guru”, dzisiaj śpiewa w jednej z najważniejszej oper szwajcarskich w Zurychu. Podobnie jak Rafał Pawnuk. Oboje dostali nagrody za najlepszy debiut sceniczny w naszych przedstawieniach, co bardzo ułatwiło im karierę. To nie jest przypadek – zaznacza Jekiel.

Czego życzyć Operze na Zamku na kolejne lata działalności?

– Życzliwości tych, którzy decydują o finansach. Myślę o prywatnych donatorach, o tych, którym przedstawiamy różne pomysły na realizację naszych premier. Bo bez tych dodatkowych pieniędzy nie jesteśmy w stanie zorganizować wydarzeń w sposób jakościowy taki, jaki byśmy chcieli. Ambitna, ale też spektakularna sztuka wiąże się z kosztami. Tu każda złotówka jest dziesięć razy obejrzana przed wydaniem – zapewnia Jekiel. I dodaje:

– Kultura to taki naturalny regulator zdrowia psychicznego społeczeństwa, co bardzo mocno pokazała pandemia. Jeżeli kultura nie będzie powszechna i dostępna, to społeczeństwo będzie się rozwijało gorzej. To tak, jakbyśmy żyli w pomieszczeniu, w którym nie ma wystarczającej ilości tlenu. Tlenem dla naszej wyobraźni jest sztuka. Kultura powinna być niezwykle szeroka, powinna się skrzyć wszystkimi barwami tęczy i powinna dawać możliwość uczestniczenia w niej absolutnie wszystkim – podkreśla Jekiel.

O tym, co Opera na Zamku przygotowała z okazji jubileuszu 65-lecia, informowaliśmy w tekście: „Szykują największą premierę w swojej historii. Opera na Zamku świętuje w tym roku 65-lecie!”