W piątkowy wieczór studencki klub Kontrasty po raz trzeci stał się gospodarzem cyklicznej już imprezy o stanowczo metalcorowym charakterze. Tym razem organizatorzy zafundowali publiczności prawdziwie mocną ucztę, a to za sprawą trzech młodych wiekiem, lecz dojrzałych muzycznie zespołów: The Old Cinema, Cruentus i Sybreed.
Kilkanaście minut po godzinie dziewiętnastej na scenie w „Kontach” zawitała poznańska formacja The Old Cinema. Zespół z Krainy Podziemnych Pomarańczy, jak sam się określa to na razie szept rozchodzący się od ucha do ucha, wywołując podekscytowanie, ciekawość… może nawet, wśród bardziej zorientowanych, niespokojne drżenie. Już wkrótce ten szept, wibrując strunami dwóch gitar, basu, perkusyjnymi membranami i wiązadłami głosowymi przerodzi się w potężny krzyk. O tym, czy na tyle potężny by rozsadzić mury mogliśmy się przekonać w ten właśnie wieczór.

Zespołowi przypadła trudna rola zagrania, jako pierwsi. Trudna, ale nie dla nich. Od pierwszych dźwięków zgromadzona pod sceną publiczność zawrzała. Młodzież w wieku około pełnoletnim nie tracąc czasu owacyjnie przyjęła zespół z Poznania. Grupa The Old Cinema to ciężkie i zarazem melodyjne połączenie wielu nurtów muzycznych. Rock, metal, hardcore plus bijąca od kapeli energia, tworzą niezwykle energetyczny przekaz. Niewymuszony i spontaniczny kontakt z publicznością, profesjonalny warsztat muzyczny i przemyślane aranżacje to wizytówka poznańskiej formacji, która tego wieczoru zagrała bardzo dobry koncert.

Po przerwie technicznej związanej z zainstalowaniem się kolejnej kapeli na scenie pojawiła się szczecińska formacja Cruentus. Industrialne, metalcorowe brzmienie wspierane solidną dawką elektronicznych efektów ponownie zgromadziło pod sceną tłum fanów mocnego, nowoczesnego brzmienia. Zespół zaprezentował własne kompozycje o bardzo nowatorskim charakterze. Fani Fear Factory, Mnemic czy Meshuggah otrzymali od kapeli ze Szczecina obfitą dawkę pieczołowicie dopracowanych aranżacji. Połączenie komputerowo wygenerowanych brzmień, keyboardowych akordów i ostrego, mięsistego jazgotu gitar, opartego na „dwukopytnych” bębnach z deserem w postaci brutalnego wokalu, wskazuje zdecydowanie, że Szczecin dzięki takim projektom muzycznym ma się, czym poszczycić.

Po kolejnej, dłuższej chwili nastał czas ekstazy muzycznej. Szwajcarski kwartet Sybreed, który zawitał po raz pierwszy do Polski stał się sprawcą absolutnego szału publiczności pod sceną. Bezkompromisowy industrial metal z Genewy wzbogacony o elektronikę i wybitne partie wokalne, osadzony na dynamicznie grającej sekcji rytmicznej to niepowtarzalna hybryda energii o harmonii. Zespół w bardzo oszczędnym składzie: wokal, gitara, bas, bębny, postawił ścianę dźwięku. Wspomagani elektronicznymi „lupami” pokazali kunszt a zarazem swobodę grania ciężkiej muzy. Frontman zespołu to młody człowiek dysponujący nietuzinkowym wokalem. Z jednej strony ochrypły, ostry głos a za chwilę niemal operowe popisowe partie wokalne. Bębniarz pokazał klasę grając jak maszyna z imponującą prędkością. Liczne tremola grane stopami i bardzo dokładne współgranie z komputerem sprawiało wrażenie, że perkusista nakręca idealnie działającą machinę pod nazwą Sybreed. Niezwykle sprawni gitarzysta i basman oprócz potężnego brzmienia i dynamiki, synchronicznie bujali się w rytmie popełnianych utworów. Świetne aranżacje, częste zmiany tempa, potężne brzmienie, efektowny image i perfekcja wykonania sprawiła, że koncert przerodził się w spektakl i to z niewątpliwym udziałem publiczności.
Rzadko bywa, by niemal matematycznie grająca kapela robiła to na pełnym luzie w tak naturalny sposób bijąc przy tym energią i wyzwalając pozytywne, duże emocje wśród publiczności.

Wszystko, co dobre kiedyś jednak się kończy. Z niecierpliwością czekamy na Neuro City Live vol. 4. Szczecin ma duże zapotrzebowanie na takie imprezy. Po obecnych na koncercie widać, że znamienita część nietuzinkowej młodzieży nie zamyka się na prezentowaną w popularnych mediach papkę muzyczną, lecz potrzebuje dobrej i ambitnej muzyki na wysokim poziomie.