Mityng lekkoatletyczny Pedro’s Cup był niewątpliwie sportowym wydarzeniem dekady w Szczecinie. Chociaż może to się jeszcze zmienić w przyszłym roku, kiedy odbędzie się… kolejny mityng Pedro’s Cup. Szkoda, że pogoda nie dopisała i sportowcy musieli startować w skrajnie niskiej temperaturze. Za to na trybunach było gorąco, gdzie szczecinianie pokazali jak bardzo kochają lekkoatletykę. Dyrektor mityngu, były znakomity wieloboista - Sebastian Chmara wyglądał na wyraźnie zadowolonego z przebiegu zawodów.

Szczecińscy mistrzowie nie zawiedli

Zanim rozpoczęły się zawody, największe gwiazdy zawodów wjechały na stadion w imponujących dżipach. W ten sposób zaprezentowali się publiczności m.in. Asafa Powell, Tomasz Majewski, Piotr Małachowski czy Christian Cantwell.

Prawdziwa rywalizacja rozpoczęła się od konkurencji skoku o tyczce pań i panów. Szczecinianie – Monika Pyrek i Przemysław Czerwiński nie zawiedli swoich kibiców. Podopieczna MKL Szczecin wygrała rezultatem 4.60. Trudne warunki atmosferyczne nie pozwoliły Monice Pyrek na poprawę wyniku na jeszcze wyższej wysokości. Natomiast Przemysław Czerwiński z wynikiem 5.50 zajął trzecie miejsce. Zawody wygrał Amerykanin Brad Walker, który pokonał poprzeczkę na wysokości o 10 centymetrów wyższej.

 

Mistrz olimpijski nie zawsze musi wygrywać

Szczecińskim kibicom zaprezentowali się również polscy bohaterowie z Pekinu – Tomasz Majewski oraz Piotr Małachowski. Obaj zawodnicy zajęli drugie miejsca w swoich konkurencjach. Małachowski w rzucie dyskiem z wynikiem 65.88 uległ jedynie Węgrowi Zoltanowi Kovago (67.66). Natomiast rewanż na Majewskim powiódł się Christianowi Cantwellowi. Amerykanin pchając kulę na odległość 20.92 pokonał polskiego mistrza jedynie o dwa centymetry. Majewski swoją przegraną skomentował w ten sposób: „mistrz olimpijski nie zawsze musi wygrywać”. Polski olbrzym miał także zastrzeżenia do pracy sędziów.

 

Polskie niespodzianki

Podczas mityngu doszło również do „polskich” niespodzianek. Zawodnicy znad Wisły dwukrotnie pokonali faworyzowane gwiazdy. Paweł Czapiewski na 800 metrów ponownie zdetronizował mistrza olimpijskiego Wilfreda Bungei, który chciał się zrewanżować Polakowi za porażkę w Brukseli, ale po raz kolejny mu się to nie udało. Czapiewski wygrał wyścig z wynikiem 1:46.75, a Bungei musiał się zadowolić jedynie drugim miejscem. Natomiast wicemistrza olimpijskiego w skoku wzwyż pokonał Michał Bieniek, który igrzysk olimpijskich w Pekinie nie wspomina zbyt dobrze. Tymczasem na mityngu Pedro’s Cup Polak skoczył 2.30, podczas gdy Brytyjczyk Germaine Mason zdołał pokonać poprzeczkę jedynie na wysokości 2,27.

 

Asafa Powell, welcome in Szczecin!

Prawdziwym gwoździem programu był jednak występ Asafy Powella na 100 metrów. Jamajczyk nie zawiódł kibiców. Na szczecińskim stadionie złamał magiczną granicę 10 sekund. Po raz pierwszy w Polsce pokonano ten królewski dystans w tak szybkim tempie. 24-letni rekord Mariana Woronina nareszcie odszedł do lamusa. Wynik sympatycznego Jamajczyka – 9.89 wprawił w kibiców w taką euforię, że Powell miał problem… z opuszczeniem stadionu. Młodzi kibice przygotowali nawet wielki transparent z napisem: „Asafa Powell, welcome in Szczecin. 9.68” I chociaż Jamajczykowi nie udało się pobić rekordu świata, kilkunastoletni chłopcy z Dąbia byli zadowoleni z jego występu. „Robiliśmy ten transparent trzy godziny. To był nasz własny pomysł, nikt nam nie podpowiadał” – powiedział jeden z nich. W końcu upragniony idol pojawił się w drzwiach i pomachał do rozentuzjazmowanej młodzieży, ale stadion opuścił innym, mniej obleganym wyjściem.

 

Na trybunach również gwiazdy

Także na trybunach roiło się od sportowych gwiazd. Najlepszy chodziarz wszechczasów Robert Korzeniowski pozował do zdjęć razem z Pawłem... Korzeniowskim, utalentowanym pływakiem, chociaż obaj panowie zaprzeczali, że są rodziną. Każdy kolejny sportowiec o nazwisku Korzeniowski nie będzie miał łatwo.

Sportowców dopingowali również "złoci" wioślarze, znakomity skoczek wzwyż Artur Partyka czy mistrz świata Mateusz Sawrymowicz. To był cudowny dzień dla łowców autografów. Wielki sportowy świat w przenośni i dosłownie zajrzał do Szczecina, także dlatego, że zawody można było obejrzeć na Eurosporcie.