Zaszedł tu do mnie kiedyś pan weganin, i powiedział, że u mnie na ścianach wisi truchło – pamięta kuśnierka.

Na życie

Rozglądam się w suterenie przy ulicy Niedziałkowskiego i wzrok zatrzymuję na skórach z lisa. – Z lisów już się futer nie szyje. Bardzo pogrubiają, a dziś panie się wysmuklają – mówi kuśnierka Wioletta Mikielska.

Dalej: – Ostatnio kożuchy wracają do łask. Młodzi mężczyźni wyciągają bardzo stare kożuchy po dziadkach, które są niezniszczalne. Tylko przerabiają sobie kołnierze.

Wiosną pracuje nad kurtkami na motocykle. Reperacje, zamki, poszerzanie, bo się przytyło, naszywki. Harleyowcy noszą odzież oryginalną, ściąganą ze Stanów.

A z nietypowych rzeczy, które szyła, to był pokrowiec ze sztucznego futra na bak motocykla. Dla klienta z Niemiec. – I do tego z tego sztucznego futra robiłam mu spodnie, takie duże, które zakładał na spodnie – dodaje.

– Najwięcej pracy jest od listopada do stycznia, ale siedzę cały rok, bo a nóż widelec coś wpadnie.

Kiedy rozmawiamy, do zakładu kuśnierskiego dzwoni klientka. Umawia się na wizytę. Kuśnierka kończy rozmowę: – Futro nie złoto, złoto może leżeć, futro trzeba nosić.

Klienci wracają. Po dwóch latach zmieniają fason. Chcą skrócić kurtkę, doszyć kaptur.

Umierający zawód

Jeszcze kilkanaście lat temu szyła futra z szynszyli. Do kolan, do kostek. W sklepach takie kosztują krocie.

Zimy u nas są teraz ciepłe, nie ma zainteresowania futrami. Nie ma też łatwego dostępu do nowych skór.

– Fakt, że kiedyś było inaczej, bo się szyło nowe rzeczy, a teraz to są przeróbki, reperacje, umodnienia. Klienci przynoszą używane futra, które wyciągnęli z szaf, albo kupione w ciuchbudzie, które przerabia się na inny fason – mówi kuśnierka. – Na przeróbkach kokosów się nie zrobi, a trzeba się narobić. Ale na życie jest.

– W tym miejscu zakład kuśnierski jest ponad 30 lat – mówi Wioletta Mikielska z zakładu kuśnierskiego przy Niedziałkowskiego 17. – Prowadzę go po ojcu. A ojciec zakład prowadził od sześćdziesiątego któregoś roku. Kiedyś na Piłsudskiego, wtedy Mariana Buczka, potem na Odzieżowej. Lokale się zmieniały i zmniejszały, bo koszty utrzymania stawały się za duże.

Kiedyś pracy było dużo, a teraz rzemieślnicy nie mają dużo pracy, jak kiedyś.

– Ojciec zaczynał jako krawiec ciężki, szył garnitury, płaszcze. Nauczył się rzemiosła w Cieplicach u stryja – opowiada. – Powoli się rozwijał. Z krawiectwa ciężkiego męskiego, damskiego miał papiery mistrzowskie, a na kuśnierstwo wystarczyły mu rzemieślnicze.

Córka miała pociąg do szycia, ale nie uczył jej zawodu. – Stwierdził, że obca osoba nauczy mnie lepiej – tłumaczy Wioletta Mikielska. – Niestety mój mistrz też już nie żyje. Pan Zalewski był jeszcze starszy od mojego ojca. On też dziedziczył, bo jego ojciec jeszcze przed II wojną światową prowadził w Poznaniu ekskluzywny salon kuśnierski.

Ona blisko 40 lat w zawodzie (a córka poszła studiować zootechnikę) pracuje na starych maszynach po ojcu – Singerze i Łuczniku.

– Tato pracował do końca, trzy miesiące przed śmiercią się rozchorował. Miał ponad 60 lat stażu. A tu po sąsiedzku był szewc, zamknął zakład po dziewięćdziesiątce, 70 lat pracował w zawodzie – opowiada.

Kuśnierz to umierający zawód. W Szczecinie szyje jeszcze kilku. Szkół nie ma. Samouków też nie ma.

– Mechanicy, którzy przychodzili do taty, którzy sami już nie żyją, pozostawiali mi nowe części do tych maszyn, które dziś są już nieosiągalne – zdradza.

Truchło

Dziennikarka: – Ale w noszeniu futer tkwi krzywda zwierząt. Kuśnierka: – Nie udawajmy, że nie jesteśmy drapieżnikami, nasza natura jest drapieżna. I natury nie zmienimy. Jemy przecież mięso. Być prawdziwym wegetarianinem, który odpowiednio zabezpiecza białko w organizmie, wcale nie jest tak łatwo.

A sztuczne futra? – Dla mnie sztuczna skóra jest niezdrowa, bo to jest plastik – odpowiada. – I bardzo szybko się niszczy. Panie kupują pięknie uszyte kurteczki ze sztucznej skóry, ale one nie wytrzymują nawet sezonu. Skórę się nosi latami i skóra się naturalnie rozkłada.

Oblewanie naturalnych futer farbą uważane było za wykroczenie i kończyło się mandatem, teraz to przestępstwo.

– Zaszedł tu do mnie kiedyś pan weganin i powiedział, że u mnie na ścianach wisi truchło – pamięta kuśnierka. – Mówił, że nie je mięsa, że w życiu by skóry nie założył. A ja mówię do niego: „Ale ma pan skórzane buty na nogach”. „Tak, ale ja mam chore stopy”. Każdy ma swoje argumenty.

 

Reportaże Ewy Podgajnej co drugi poniedziałek w portalu wSzczecinie.pl