Skąd wziął się pomysł na Głodowe Igrzyska i czy były one jedynym rozwiązaniem? Czy tylko Dystrykty są karane, czy może też i inni tracą na organizacji zawodów?

Historia mentora

W Panem, gdzie władzę sprawuje się w Kapitolu, nie ma miejsca na sprzeciw podległych mu Dystryktów. W Traktacie o Zdradzie, który zakończył Mroczne Dni rebelii, zapisano reguły Głodowych Igrzysk, które mają pełnić rolę kary i jednocześnie przypomnienia, co czeka buntowników za nieposłuszeństwo. W turnieju rywalizuje ze sobą dwadzieścioro czworo zawodników – po jednym chłopcu i dziewczynie z każdego z dwunastu Dystryktów. Trybuci walczą o przetrwanie, dostarczając widzom Kapitolu rozrywki.

Tegoroczne Dziesiąte Głodowe Igrzyska mają być innowacyjne, by zainteresować więcej ludzi do oglądania. Takim sposobem zostaje wprowadzony między innymi system mentorski oraz możliwość obstawiania przez mieszkańców Kapitolu, który zawodnik zwycięży. Mentorzy mają być kimś w rodzaju duchowych przewodników, a dla opiekuna zwycięskiego uczestnika przewidziana jest nagroda pieniężna.

Dlatego też tak bardzo zależy Coriolanusowi Snowowi, uczniowi prestiżowej szkoły w Kapitolu, by dostać jak najbardziej fizycznie przystosowanego uczestnika. Liczy na to, że finansowe wynagrodzenie wzmocni na nowo pozycję społeczną rodziny Snowów. Gdy okazuje się, że przypadła mu Lucy Gray – dziewczyna z Dwunastego Dystryktu, najbiedniejszego i najbardziej zacofanego – jego marzenia pryskają niczym bańka mydlana.

Coriolanus nie należy jednak do ludzi, którzy łatwo się poddają – to nie leży w naturze jego rodu. Nawet w trudnych czasach wojny, jego babcia starała się zachować pozory dobrobytu przed innymi. Nie mógł więc się poddać, nie przed startem Igrzysk. Poza tym wszystko wskazuje na to, że dziewczyna wydaje się mieć o wiele lepsze predyspozycje do tego, by odnieść sukces na Igrzyskach, niż się to się Coriolanusowi na początku wydaje.

Moralność w czasach powojennych

Trybuci nie są traktowani jak ludzie: przewożeni w bydlęcych wagonach, trzymani w klatce w zoo, pod opieką weterynarza. Wystawieni na pokaz i pośmiewisko. Przewija się motyw zwierzęcych instynktów ludzi, którzy bez kogoś sprawującego nad nimi władzy stają się pierwotni i zabijają. Nie liczy się wykształcenie czy pochodzie – instynkt przetrwania zwycięża.

Coriolanus początkowo podchodzi do wszystkiego z dystansem, jednak z czasem czytelnik nabiera podejrzeń, że zachowaniem Snowa zaczynają kierować emocje. Jego relacja z Lucy Gray powoli przeradza się w przyjaźń, a nawet w późniejszych etapach w coś na kształt związku. Tylko czy nawet tak silne uczucie jak miłość jest w stanie przezwyciężyć przeciwności losu?

Moralność Snowa pozostawia wiele do życzenia – nawet kiedy pomaga innym, zawsze kalkuluje, czy jemu się to opłaci. Każde działanie jest nastawione na własną korzyść, jednak czy tak trudno się dziwić bohaterowi, który stara się przetrwać w trudnych czasach i myśli o swojej przyszłości? Skoro i tak musi brać udział w tych Igrzyskach, patrzeć na śmierć uczestników i być częścią morderczej gry, to czemu nie wyciągnąć z tego jakichś korzyści?

W opozycji do Coriolanusa mamy jego przyjaciela z klasy Sejanusa, byłego mieszkańca Drugiego Dystryktu, który – dzięki wpływom ojca – wraz z rodziną miał możliwość przeprowadzenia się do Kapitolu po zakończeniu rebelii. Dla Sejanusa bycie mentorem w Igrzyskach to bolesne uświadomienie, że gdyby nie poparcie prezydenta przez ojca i zbicie fortuny na sprzedaży produkcji zbrojeniowej, on sam również mógłby stać się uczestnikiem Głodowych Igrzysk.

Nie tylko dla miłośników trylogii

Książka nie szczędzi niekiedy brutalnych opisów zabójstw trybutów i ich zachowań na arenie. Z pewnością wpływa to na podkreślenie motywu zwierzęcych instynktów oraz wrodzonej chęci przetrwania. Mamy też jednak do czynienia z bardziej wysublimowanymi morderstwami, które wskazują na przebiegłość i spryt bohaterów. Każdy, kto ceni sobie ciekawy rozwój fabuły, pogłębione kreacje postaci oraz zwroty akcji z pewnością spędzi mile czas z tą powieścią.

Trylogię Igrzysk Śmierci czytałam dawno temu i już niewiele pamiętam – można więc uznać, że nie znam serii. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze tej książki stanowiącej prequel, nie ma więc czego się obawiać i spokojnie po lekturę może sięgnąć nawet ten, który o Igrzyskach Śmierci wcześniej w ogóle nie słyszał. Może nawet dzięki temu będzie miał większą satysfakcję z odkrywania fabuły, bo ja siłą rzeczy domyślałam się, jak niektóre konflikty muszą zostać rozwiązane, by były one zgodne z treścią późniejszych książek w cyklu.