Paweł Mykietyn, zespoły Extrawelt i ExQuartet to artyści, którzy swą muzyką wzbogacili program tegorocznej edycji festiwalu Music.Design.Form. Podczas jego trwania w Filharmonii w Szczecinie można było zobaczyć wystawę „Mały wir na środku oceanu” i uczestniczyć w konferencji „Sztuka życia – mniej znaczy lepiej”, a na finał (26 września) doświadczyć minimalistycznych doznań muzycznych za sprawą wykonania czterech dzieł współczesnych klasyków, w tym Arvo Pärta i Johna Adamsa.


Dyrygent, który lubi wyzwania

Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii w Szczecinie tego wieczoru poprowadził Amerykanin, Jonathan Stockhammer. To rezydujący obecnie w Niemczech dyrygent, znany z tego, że podejmuje bardzo różne wyzwania i pracuje z wykonawcami reprezentującymi bardzo odległe style i gatunki: od Ensemble Modern po Damona Albarna czy... Pet Shop Boys. W 2009 roku jego nagranie koncertowe „The New Crystal Silence” zdobyło nagrodę Grammy. Reżyserią światła zajęła się Katarzyna Łuszczyk (od 2002 roku jest stałym asystentem Krzysztofa Warlikowskiego, na stałe związana z jego Teatrem Nowym), której praca z pewnością przyczyniła się do bardziej obrazowego odbioru całego przekazu.

Mistyczny Arvo Pärt

Dzieła wybrane do programu tego koncertu miały przeczyć mniemaniu jakoby muzyka minimalistyczna była jednowymiarowa i w swej repetetywności dla wielu słuchaczy wręcz nieakceptowalna. Tak rzeczywiście się stało, choć pierwsze utwory mogły bardziej niecierpliwych widzów wprowadzić w pewną konfuzję. „Pieśń Silouana” znakomitego estońskiego kompozytora Arvo Pärta jest utworem na orkiestrę smyczkową, czerpiącym inspirację z tekstu religijnego. Tytułowa postać to żyjący w latach 1866–1938 rosyjski mistyk, który napisał serię poruszających medytacji, a Pärt zacytował jego zdanie „Moja dusza tęskni za Panem” w podtytule swego dzieła. To była muzyka instrumentalna inspirowana duchową dyscypliną i liturgicznym rygorem – bardzo dobre wprowadzenie do całego programu.

Polski pionier minimalizmu

Kolejny utwór, który zabrzmiał w niedzielny wieczór to „Struny w ziemi na 15 instrumentów smyczkowych” Tomasza Sikorskiego, kompozytora zmarłego w 1988 roku. Prawykonanie tej kompozycji, powstałej na przełomie 1979 i 1980 roku, miało miejsce podczas „Warszawskiej Jesieni” we wrześniu 1980 roku. Utwór dedykowany Polskiej Orkiestrze Radiowej został wówczas zaprezentowany przez tę orkiestrę pod dyrekcją Jerzego Maksymiuka. To niezwykły utwór, w którym słyszymy m.in. intrygującą melodię pierwszych skrzypiec, wspartą bardzo interesującą warstwą harmoniczną. Autor był krytykowany i niedoceniany na początku swej kariery, ale z perspektywy czasu uważa się, że to właśnie on „wdrożył” minimalizm w muzyce europejskiej, w dużym stopniu niezależnie od wcześniejszych wzorów amerykańskich.

Falowanie zbiorników wodnych według Adamsa

Trzeci utwór, jaki został wybrany do programu, to „Shaker Loops for String Orchestra” Johna Adamsa, bodajże najbardziej popularny w jego dorobku, wykorzystany (we fragmencie) w filmie „Ćma barowa” Barbeta Schroedera, który nakręcono na podstawie prozy Charlesa Bukowskiego. Bazą do jego powstania był utwór zatytułowany „Wavemaker” napisany dla Kronos Quartet, w którym Adams próbował kompozycyjnie naśladować efekt falowania zbiorników wodnych. Autor zachował z niego pomysł powtarzania pętli oscylacji na instrumentach smyczkowych, zmienił tytuł na „Shaker Loops”, odpowiadający charakterystycznemu drżeniu strun i rozbudował cały koncept, tworząc dzieło wyrafinowane, ale też bardzo inspirujące (także choreografów). Utwór został nazwany „manifestem zmodyfikowanego, wzbogaconego minimalizmu” i bardzo mnie cieszy, że mogłem go wysłuchać na żywo.

Filmowy Nyman na zakończenie

Na deser otrzymaliśmy utwór bardziej melodyjny od pozostałych, a przez to wyraźnie bardziej zaaprobowany przez publiczność. Był to „Concert suite from Prospero's Books” Michaela Nymana, czyli muzyka z filmu Petera Greenawaya, z którym ten brytyjski kompozytor przez wielu lat współpracował. To kompozycja bardziej przystępna, barwna, minimalistycznie zapętlona, ale dzięki swemu tonalnemu charakterowi pozwalająca na rozkoszowanie się przepychem dźwięku. Dlatego nie dziwi mnie, że mężczyzna siedzący przede mną, kręcąc głową, z niewątpliwym ukontenowaniem przyjął już pierwsze takty. Ja także dałem się uwieść urokowi tej muzyki, aczkolwiek tak naprawdę cały program wieczoru należy uznać za bardzo zajmujący.