Miesiące letnie to zwykle czas przerw urlopowych we wszystkich teatrach. Zdarzają się jednak miłe dla spragnionych dramaturgicznych wrażeń wyjątki. Jednym z ostatnich akcentów kulturalnych towarzyszących Zlotowi Żaglowców w Szczecinie było przedstawienie „Dzień Świra” Marka Koterskiego w reżyserii Piotra Ratajczyka w Teatrze Małym (wpisane do programu tzw. Regat Teatralnych).
Premiera tego spektaklu odbyła się w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pod koniec czerwca tego roku. Tak więc jest to spektakl, który doczekał się dopiero niewielu wystawień. Występują w nim Robert Gondek – sfrustrowany Inteligent, Anna Januszewska - matka głównego bohatera, jego żona i wyidealizowana kobieta życia i Paweł Niczewski – syn Inteligenta, robotnik zakłócający mu poranną ciszę, uliczny grajek, psycholog, sąsiad (wielbiciel Chopina).

Na bardzo ograniczonej przestrzeni sceny ustawiono łóżko, szafki, telewizor, kwiat, przedmioty codziennego użytku. Podkreśla to, jak sądzę, uwięzienie, uwikłanie Inteligenta w koleinach nieudanego życia. Zmaga się on z drobnymi problemami codziennej egzystencji takimi jak kłopoty z oddawaniem moczu, zderzenie czołowe (dosłownie i w przenośni) ze skrzynką na listy czy irytujące hałasy dobiegające z sąsiednich mieszkań. Te zdarzenia i przypadki urastają w jego świadomości do rozmiarów kataklizmu. Postrzega je jako złośliwe napomnienia losu, który daje mu do zrozumienia, że sam sobie jest winien. Może gdyby wybrał inny zawód (nie marnie zarabiającego nauczyciela polonisty) wszystko inaczej by się potoczyło…

Śmiejemy się z zabawnych sytuacji, w których znajduje się Inteligent, ale dostrzegamy, że autor tekstu miał na celu nie tylko rozbawienie odbiorców. Główny bohater uparcie walczy ze swoimi słabościami, a przy tym docieka czym jest spełnienie, bycie ojcem i co to jest bliskość międzyludzka. Jego przemyślenia są czymś w rodzaju filozoficznego rozrachunku losu polskiego inteligenta, usiłującego godziwie żyć. Tyle, że przeciwności, z którym się styka, naruszające jego uporządkowany do przesady tryb życia (odmierzany cyfrą siedem) bynajmniej nie są przez niego przyjmowane ze stoickim spokojem. Robert Gondek bardzo dobrze pokazał nam postać człowieka wiecznie zdenerwowanego, wpadającego wręcz w pasję, gdy coś idzie nie po jego myśli. Kogoś rozpaczliwie szukającego swojej drogi w dżungli nieprzyjaznej mu rzeczywistości.

Charakterystyczny jest język używany przez postacie sztuki: rozbity szyk zdań, częste powtórzenia, specyficzne wykorzystanie wulgaryzmów. Nie wszystkim widzom odpowiadała taka forma wypowiedzi jak mogłem zauważyć obserwując ich reakcje. Jednak ci, którzy znają „Dzień Świra” z wersji filmowej (albo inne dzieła Marka Koterskiego) zapewne są oswojeni z taką konwencją. Myślę, że cały spektakl jest ciekawą próbą przeniesienia historii, którą widzieliśmy już na ekranach kinowych, na scenę teatralną. Oszczędniejsze środki jakimi dysponowali twórcy inscenizacji przyczyniły się do tego, że chyba nawet bardziej radykalne wydają się słowa, które wypowiada główny bohater.

Foto: Teatr Współczesny