Na takich koncertach, jakie dały Chemia i Hanza w sobotę we Free Blues Clubie bezczynnie siedzieć się nie da. Oba zespoły są jak żywioły, które swoimi występami serwują publiczności solidnego energetycznego kopa. Mimo że sala wypełniła się po brzegi, a miejsca pod sceną wypełniały rzędy krzeseł, udało się wynegocjować miejsce dla skaczącego „kółka tanecznego”. Na szczęście !

Do Free Blues Clubu zaprasza się muzyków, których posłuchać przychodzą tłumy. Zaprasza się muzyków, którzy grają tak, że trzęsie się budynek, a człowiekowi chce się skakać i szarpać w rytm wściekłych brzmień. Wyzwala się wtedy pewna dziwna swoboda, a aura sprzyja hulańcom. Cieszę się więc, że wokalista Chemii – Łukasz Drapała - zasugerował, by krzesła spod sceny odłożyć, by nie przeszkadzały w zabawie tak, jak podczas występu Hanzy.

Z bosymi stopami na scenie – support z Warszawy

Hanza to energia przyjemnego, choć dynamicznego rocka. Zespół ten zapada w pamięć głównie dzięki charyzmie Piotra Niesłuchowskiego, który w roli frontmana sprawdza się bardzo dobrze. Przy szybszych kawałkach Piotrek zgina się w pół, bosymi stopami wali w drewnianą podłogę sceny, wymachując przy tym czupryną na lewo i prawo. Sobotniego wieczora we Free Blues Clubie podniósł nawet statyw mikrofonu zgięty w pół do góry nogami i z nim spacerował po scenie. Ten człowiek - wizytówka nie tylko wie co zrobić, by się publiczności podobało, ale do tego wszystkiego można go chwalić za wokal. To nie pierwsza wizyta Hanzy w Szczecinie. Ostatnia wizyta zespołu w tym mieście, związana była z promocją nowej płyty w październiku tego roku.

Eksperyment bardzo udany - CHEMIA

Muzyka w takim wydaniu to kunszt wysokiej klasy, dowód trudów długoletniej pracy i świadectwa licznych sukcesów, o których tak głośno. Kto był na koncercie, ten nie mógł marzyć o lepszym prezencie mikołajkowym. Panowie z Chemii to świetni zawodowi muzycy – fachowcy i przebojowi estradowcy, którzy nie lekceważą swojej publiki, ale to właśnie dla niej grają – od początku do końca. Łukasz Drapała rozmawiał z publicznością po każdym utworze, bez pośpiechu, bez zbędnego onieśmielenia i z szerokim uśmiechem na twarzy. Kiedy było trzeba ingerował w spory słuchających, dbając o to by podczas występu jego zespołu atmosfera była miła. Publiczność żwawo skakała pod sceną, podczas gdy muzycy szaleli na scenie. Ludzie unosili co chwila ręce w górę i wspierali Chemię okrzykami. O muzyce nie trzeba pisać za wiele – w Internecie roi się od pochwalnych recenzji (teraz szczególnie nowej płyty „Let me”). Podczas bisów pozytywnie zaskoczył mnie cover „Helter Skelter” – tak przyjemnie ciężko zagrany.

Autor: Diana Marczewska