To trio regularnie odwiedza Szczecin. Zawsze grają we Free Blues Clubie i zawsze mogą być pewni dobrej frekwencji. 18 marca muzycy The Brew znów nawiedzili nasze miasto, tym razem aplikując nam show złożony głównie z utworów z płyty „Shake The Tree” .

Jestem teraz Janusz
Wszystkie miejsca siedzące zostały zajęte. Fani rocka stali też przy barze i pod ścianami. Wszyscy niecierpliwie czekali na początek występu. Kiedy na scenę weszli Tim Smith (bas), Kurtis Smith (perkusja) i Jason Barwick (gitara, wokal) zostali przywitani długim aplauzem. Nie było wątpliwości, że panowie, jak to się kiedyś mówiło, „dadzą czadu”. Ekspresyjny, energetyczny, naładowany emocjami blues-rock to styl jaki jest ich domeną, a gdy grają na żywo jest to szczególnie odczuwalne. Zwłaszcza, że Jason zachęca publikę do aktywnego udziału w koncercie także polskimi słowami. W Polsce bywali już tyle razy, że nauczył się wielu zwrotów. Nie wszystkie są cenzuralne, więc nie będę ich przytaczał. W pewnym momencie przedstawił cały zespół, używając fikcyjnych polskich nazwisk, a o sobie powiedział „Ja jestem teraz Janusz”...

Wiązanka klasyków
Co do repertuaru jaki panowie wybrali to oczywiście przeważały w nim utwory z ostatniej, ubiegłorocznej płyty – "Shake The Tree". Trio wykonało z tego wydawnictwa m.in. kompozycję tytułową (zabrzmiała na otwarcie) oraz „Knife Edge”, „Without You”, „Black Hole Soul”. Nie zapomnieli też jednak o starszych numerach - „Repeat”, „Skip” czy „Every Gig Has a Neighbour”. Poza tym przygotowali też wiązankę fragmentów klasycznych przebojów, w której umieścili m.in. „How Many More Times” Led Zeppelin czy „Break On Through” The Doors.

Energetyzyjące solo
Muzycy świetnie się bawili na scenie. Jason wzorując się na Jimmym Page'u, zagrał w jednym z utworów na strunach gitary za pomocą smyczka, a pod koniec całego show został na scenie tylko Kurtis i zaserwował nam długie, bardzo energetyzujące solo na perkusji, podczas którego porzucił w pewnym momencie pałeczki i zaczął uderzać w bębny i talerze samymi dłońmi. To był wstęp do bardzo dobrego epilogu całego wydarzenia. Muzycy na koniec wybrali bowiem jeszcze dwa swoje szlagiery. Dobrze znane i świetnie się sprawdzające na żywo numery „Mute” i „A Million Dead Stars” jeszcze podbiły gorącą atmosferę w klubie, który niemalże eksplodował emocjami. Publika wstała wtedy z miejsc i tak pożegnała The Brew. Jestem pewien, że za rok zobaczymy ich tutaj raz jeszcze...