Trudno nazwać tę imprezę cykliczną, bowiem Diva’s Night zagościła już po raz czwarty w klubie CanCan, jednakże przerwy pomiędzy kolejnymi jej odsłonami są kilkumiesięczne. Doczekaliśmy się jednak i kolejnego występu Divy.
W piątkowy wieczór na deskach sceny w szczecińskim klubie zagościła i zaśpiewała Erire.
Klubowe loże zaczęły się stopniowo zapełniać około godziny 23. Czas przybyłym gościom umilały saksofonowe wariacje do brzmiących w tle przebojów dyskotekowych ostatnich miesięcy. Rezydujący w CanCan Jazzek momentami dął w swój instrument w towarzystwie skąpo odzianych, błyszczących i ruchliwych niczym żywe srebro tancerek. Nie zabrakło również dwóch akrobatek, bujających się pod samą klubową powałą, jak zawsze intrygując gości. Nieco chłodniejsze powietrze rozgrzewał natomiast promowany tego wieczora Johny Walker.

Do Jazzek’a dołączył również Paramus, odpowiadający za dość niekonwencjonalne, ale zarazem ciekawe sety oraz perkusista, mający w swej władzy instrumenty perkusyjne nieco mniejszego kalibru, ale o odpowiedniej, dźwięcznej mocy oraz delikatne dzwoneczki, dodające uroku całej oprawie muzycznej. Chociaż zapełnione loże wciąż pozostawały zapełnione, atmosfera była nadzwyczaj lekka i sprzyjająca rozmowom. Ciekawe jest to, że chociaż gwiazda wieczoru wykonuje muzykę znaną raczej młodzieży, to jednak w znacznej przewadze były osoby co najmniej dwie dekady starsze ode mnie. Starszy nie znaczy sztywny, o czym każdy przybyły doskonale mógł się przekonać i pozazdrościć kroków tanecznych, gdy już wspomniane osoby postanowiły ruszyć w tan pozostawiając loże same sobie.

Koło godziny pierwszej dało się już zauważyć lekkie zniecierpliwienie wśród tych, którzy chcieli usłyszeć i zobaczyć Erire na żywo. Uspokoić gości i odwrócić ich uwagę miały 3 koty, a dokładnie dwie kotki i jeden kot na szczudłach. Wdzięcząc się i łasząc do klubowiczów demonstrowały swoją prawdziwą kocią naturę. Około godziny 1:20 kotary na scenie rozsunęły się i po kilkuzdaniowej konferansjerce na scenie pojawiła się Erire. Pierwsze skojarzenie – To chyba raczej Tina Turner niż Erire, jaką się kojarzy ze zdjęć w Internecie; jednak pierwsze zaśpiewane słowa rozwiały te wątpliwości. Piosenkarka odziana w ultramigotliwą sukienkę w kolorze złota oraz oryginalne czarne lakierki z ogromnym i radosnym uśmiechem wprowadziła od razu uśmiechy na twarze gości. Na scenie towarzyszyły jej tancerki w kolorowych sukienkach oraz trzyosobowa gwardia odpowiedzialna za muzykę.

Trzeba przyznać, że klub CanCan wie, co dobre i kogo warto zaprosić. Chociaż tym razem klub nie był przepełniony, jak chociażby podczas koncertu Touch & Go (który to można było oglądać na telewizorach na ścianach), wynikać by to mogło najpewniej z faktu zbliżającej się Majówki, to jednak panowała tam swoista, lekka, taneczna i swobodna atmosfera.
Ledwo jedna diva wyjechała, a już organizatorzy zapraszają nas na 25 maja, na kolejny koncert z cyklu Diva’s Night… my również zapraszamy!