Pandemia koronawirusa przyspiesza zamiast ustępować. Dobowa liczba zachorowań w czwartek wyniosła 615 i był to najwyższy współczynnik od początku pandemii w Polsce. Niespokojnie jest również w Szczecinie. Sanepid poszukuje klientów sklepu Agata Meble, którzy mogli mieć kontakt z zakażoną COVID-19 ekspedientką. Zamknięty jest także jeden z oddziałów szpitala w Zdunowie. Co się stanie, jeżeli pandemia nie wyhamuje? W czwartek gościem Radia Plus była mikrobiolog dr Joanna Jursa-Kulesza z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Jej prognozy nie były optymistyczne.

Wzrost zachorowań pokłosiem wyborów? „Wszyscy widzieliśmy olbrzymie tłumy gromadzące się na wiecach”

Duży wzrost liczby zakażeń koronawirusem zwiastuje problemy w kolejnych tygodniach. Rząd nie wyklucza przywrócenia obostrzeń, takich jak np. kwarantanna po powrocie z niektórych krajów. Cały czas powtarzane są apele o przestrzeganiu zasad dystansu społecznego oraz noszeniu maseczek w komunikacji miejskiej, galeriach handlowych czy podczas wydarzeń grupowych. Jak mówi dr Joanna Jursa-Kulesza, mieszkańcy coraz częściej łamią zasady dystansu społecznego, a efektem jest właśnie wzrost liczy zachorowań. Wiele ognisk choroby to np. wesela czy duże imprezy towarzyskie.

– Ludzie kompletnie zapomnieli o obowiązujących obostrzeniach, o maseczkach, o tym, że powinniśmy stać od siebie w określonych odległościach. To może doprowadzić tylko do tego, że 1 września dzieci nie pójdą do szkoły. Apeluję o rozwagę! – mówi naukowiec Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. – Pierwszy czynnik to wybory, wszyscy widzieliśmy olbrzymie tłumy gromadzące się na wiecach, teraz obserwujemy pokłosie tych wydarzeń, doszło wtedy do wielu transmisji. Na szczęście w Polsce wirus wywołuje lekki przebieg zakażeń lub przechodzimy go bezobjawowo, ale przecież wciąż zdarzają się hospitalizacje. Inny czynnik to wakacje, gromadzimy się w ośrodkach wakacyjnych. Proszę nie słuchać zdania, że koronawirusa już nie ma. Nie należy go wypierać ze świadomości – dodaje dr Joanna Jursa-Kulesza.

Rozpoczęcie roku szkolnego poważnie zagrożone. „Jeżeli znajdzie się ktoś z personelu, kto będzie chory, to natychmiast taka szkoła zostanie zamknięta”

Czy rzeczywiście możliwe jest, że dzieci nie wrócą we wrześniu do szkół?

– Będzie to trudne do realizacji. Dzieci przebywają z nauczycielami, wychowawcami, w szkole są również panie sprzątające. Jeżeli znajdzie się ktoś z personelu, kto będzie chory, to natychmiast taka szkoła zostanie zamknięta. Otworzymy placówki oświatowe i wypadnie nam jedna, druga, trzecia, czwarta i okaże się, że dzieci będą mieć przerywaną naukę, bo co chwilę będzie kwarantanna. Jest to jakaś możliwość i dopuszczam ją w swojej głowie, patrząc, co się dzieje. Z 300 zakażeń dziennie nagle robi się 600 – mówi dr Joanna Jursa-Kulesza, mikrobiolog z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

Specjalistka PUM zwraca uwagę, że dużym problemem mogą być tłumy w galeriach handlowych oraz sklepach. Tam często nie są stosowane ani zasady dystansu, ani zasady reżimu sanitarnego: – To jest dramat! Ludzie pracujący w sklepach nie noszą maseczek. Zarówno wchodzący, jak i pracujący powinni je mieć. Tylko dwie osoby noszące maseczki ograniczają transmisję wirusa! To nigdy nie działa jednostronnie.

Ze względu na sytuację epidemiczną w Polsce z urlopu wcześniej wrócił minister zdrowia Łukasz Szumowski. Póki co, nie ma groźby przywracania restrykcji znanych nam z pierwszej fali koronawirusa, ale eksperci nie wykluczają, że w dużej części będzie to konieczne.