Co czwartek na placu Tobruckim w kotle jest 50 litrów treściwej zupy z dużą ilością mięsa i warzyw. Po darmową zupę stają w kolejce różni ludzie.

Nie kryjemy się w krzakach

Zeszło się troje społeczników - Robert Grabowski, Krzysztof Jędrzejewski, pomysłodawcy Szczecińskiego Tygodnia Ubogich i Małgosia Krzemińska. - Gosia zaproponowała, żebyśmy zaczęli spotykać się z bezdomnymi przy zupie. Coś na wzór krakowskiej „Zupy na Plantach”. Nosiliśmy się już z takim pomysłem, ale ona była tą iskierką, która nas zapaliła - opowiadają.

Zielone Planty, które otaczają najstarszą część Krakowa skojarzyli najpierw ze szczecińskimi Jasnymi Błoniami, ale wybrali plac Tobrucki. Przed wojną w Szczecinie należał do najbardziej reprezentacyjnych. Z Ratuszem niczym pałac z czerwonej cegły i fontanną z Sediną, opiekunką żeglarskiego Szczecina, którą po wojnie zastąpiła kotwica. Dziś to przede wszystkim pierwszy plac, który rozciąga się najbliżej dworców PKP i autobusowego, gdzie się spotyka bezdomnych. - Tak naprawdę to my przychodzimy do nich w gości. Ulica jest ich domem - uczyli się od Piotra Żyłki, pomysłodawcy akcji w Krakowie.

Na drzewach, które rosną przy fontannie wolontariusze zawieszają w czwartek lampki, które sprzyjają kameralnej atmosferze. Jeden ze stojących w kolejce mężczyzn żartuje: - Ciemno, żeby nie widzieć, co jest w zupie.

Wolontariusz, budowlaniec mówi: „Robert, walnijmy tu halogeny”. - Nie, nie. Nie kryjemy się po krzakach - tłumaczy Robert Grabowski. – Niektórym ludziom w bezdomności obojętny jest stan, w jakim się znaleźli, ale inni nie są dumni ze swojej sytuacji.

Jak któryś bezdomny wyciąga alkohol od wolontariusza usłyszy: „Zaraz zabiorę i wyleję do fontanny”. - Na placu obowiązuje prosty regulamin - nie wolno pić alkoholu i nie wolno przeklinać - mówi Krzysztof Jędrzejewski.

Spotkanie przy zupie

- Za darmo w potrzebie mogą zjeść zupę u sióstr kalkucianek (Siostry Misjonarki Miłości - Siostry Matki Teresy z Kalkuty) czy w Latarni (szczeciński oddział Chrześcijańskiej Misji Społecznej). Zorientowaliśmy się jednak, że poniedziałek i czwartek to dni tygodnia, kiedy bezdomni mają „dziurę” - opowiada Robert Grabowski. Pierwsze „Spotkanie przy zupie” na pl. Tobruckim rozpoczęło się 7 lutego, w czwartek.

Pierwszą zupę ugotował Hotel Dana. - Uderzyliśmy z prośbą do Renaty Długaszek, która była wtedy dyrektorem hotelu. Dobra z niej kobieta. Powiedziała „Oczywiście” - pamięta Grabowski. - Zarekomendowała nas znajomym. Restauracje, hotele same zaczęły się zgłaszać. Co tydzień gar zupy gotuje inna restauracja. Przed przyjazdem na plac wolontariusze w manufakturze, którą udostępniają bracia dominikanie, robią kanapki z produktów spożywczych od darczyńców.

Po pierwszą zupę przyszło 30 osób, teraz staje ponad setka, głównie w kryzysie bezdomności. - Będzie mniej gdy przyjdą mrozy. Wtedy oni boją się, że jak wyjdą, to już nie będą mieli gdzie wrócić, bo inny bezdomny zajmie im miejsce, w którym się zakopali - tłumaczy jedna z harcerek.

- Przychodzą też domni, czyli ci, którzy mają dach nad głową, ale w tym domu czują się opuszczeni - mówi Robert Grabowski. – Ela jedna z wolontariuszek, jest niepełnosprawna, ledwo chodzi o kulach. Zebrała seniorki wokół siebie. Siedzą, jedzą kanapki i rozmawiają.

- Bo ta zupa nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest spotkanie drugiego człowieka - podkreśla Gosia Krzemińska.

- Wsiada bezdomny do tramwaju. Co wszyscy robią? Odsuwają się, uciekają, albo krzyczą, żeby się wynosił. Jak jadę tramwajem i wsiada nasz kochany zupowicz, to ja się do niego przysuwam, żeby się przywitać. „Siema, co tam, jak minął dzień”. Wiem, jest czasami brudny, zasikany. Ale człowiek – mówi Grabowski.

Robert, dlaczego to robisz?

- Raz na placu zapytał mnie zupowicz: „Robert, dlaczego to robisz?” Co ja miałem odpowiedzieć? Pan Jezus tak kazał, bo ja jestem osoba wierzącą? Może to kwestia wychowania? Ja nic wielkiego nie robię, nie jestem żadnym świętym!

Jako dzieciak potrafił niespodziewanie na Wigilię przyprowadzić do domu bezdomnych.

- Prawdziwą robotę dla bezdomnych to robi Ogrzewalnia, która funkcjonuje przy Szczecińskim Centrum Profilaktyki Uzależnień czy Arek Oryszewski, szef schroniska dla bezdomnych Feniks, Straż Miejska - wskazuje Robert Grabowski. - Oni jeżdżą po miejscach, gdzie są bezdomni. W kompleksowy sposób starają się im pomóc.

Robert Grabowski jest rzecznikiem prasowym w Szczecińskiej Agencji Artystycznej, wcześniej pracował w biurze prasowym w Urzędzie Miasta. Koncerty w Różance prowadził w garniturze w kwiatki. Lubi się fajnie ubrać. Lubi wesołe akcje, jak „Rozmowy w tramwaju”, gdzie w pędzącym szczecińskim tramwaju przeprowadzał wywiad z wokalistką Pauliną Przybysz czy aktorką Kasią Warnke.

Płynie dobro. Rzuć skarpetą

„Światowy Indeks Dobroczynności” (World Giving Index), publikowany corocznie raport Charities Aid Foundation, która zbiera dane ze 146 krajów świata, lokuje Polskę dopiero na 112. miejscu pod względem dobroczynności. Socjologowie diagnozują, że może lubimy charytatywne akcje, ale już nie ma w nas odruchu, żeby co miesiąc przekazywać ze swojej pensji datek na cele dobroczynne.

Gosia Krzemińska: - Ja widzę, jak na pl. Tobruckim płynie dobro.

- Dwa tygodnie temu była drużyna zuchowa, która zrobiła jakieś 150 kanapek z paprykarzem własnej roboty. Zuszki przyszły z rodzicami. Sześciolatki chodziły z koszami i rozdawały kanapeczki - cieszy się Krzysztof Jędrzejewski.

- Ja jestem od trzeciego spotkania. Wyczytałam w Internecie, że są w Szczecinie zapaleńcy, którzy częstują gorącą zupą osoby bezdomne. Co tydzień przynoszę nasze ciasto marchewkowe, cztery blaszki. A przy okazji jakieś dodatki: sok malinowy do herbaty, cytryny, naczynia jednorazowego użytku - mówi Monika Wyganowska, właścicielka Coffee Point vis a vis Książnicy Pomorskiej, która wymyśliła akcję „Rzuć skarpetą - oddamy kawą”.

- Podczas któregoś czwartku potwornie wszyscy zmarzliśmy - tłumaczy. I ogłosiła, że za przyniesienie do lokalu ciepłych skarpet i bielizny częstuje kawą lub herbatą. Do pomysłu Kopczyńskiej przyłączyły się inne lokale, m.in. wybrane sklepy Asprod, który dostarcza chleb i bułki na spotkania czy Bistro pod 8-ką, które za przyniesioną konserwę dla bezdomnych oferuje obiad „za dyszkę”.

- My weekend zaczynamy w czwartek. Bo tu na placu jest taka energia dobra, która nas doładowuje - podsumowuje Monika.

Jak niewiele trzeba

Władek był kucharzem na statku, zjeździł cały świat. Tomek jest elektrykiem ze wszystkimi uprawnieniami. Darek to najlepszy stolarz. - Z nich można stworzyć najlepsza firmę na świecie - uśmiecha się Grabowski. - Do pierwszej wypłaty - mówią i krótko tłumaczą: - Wóda.

- Są wśród nich ludzie, którzy mieli domy z basenami i jedli frykasy. Jak posłuchasz ich historii to uświadamiasz sobie, jak niewiele trzeba, żeby znaleźć się w takiej sytuacji jak oni. Jakiś nieszczęśliwy wypadek, tragedia, załamanie życiowe, bo ktoś sobie nie radzi z emocjami, alkohol. Dzisiaj ja daję zupę, a jutro ja mogę ją brać - mówi Grabowski.

- Przychodzą dzieciaki i mówią, że już nigdy na taką osobę nie powiedzą menel - dopowiada Krzysztof Jędrzejewski.

Drugi dzień świąt Bożego Narodzenie wypada w 2019 roku w czwartek. - W święta będziecie? - pytają bezdomni. - A dlaczego nie? - pytają wolontariusze.

 

 

fot. Wojciech Bigus