Bilety na ten koncert cenowo były zbliżone do wartości wejściówek na występy grup z I ligi polskiego rocka. I nic dziwnego bo The Car Is On Fire praktycznie zapewnił sobie już silną pozycję wśród reprezentantów tego gatunku. Do Szczecina przyjechali po raz pierwszy. Podobno długo do nas jechali, ale nie było po nich widać śladów zmęczenia. Wręcz przeciwnie
Muzycy zamieniali się instrumentami, często przekomarzali się z publicznością i ogólnie b.dobrze się bawili na scenie Hormona. Zdecydowanie wspólne granie sprawia im dużą radość. Dla żartu zagrali kilka taktów perfectowego hitu „Nie płacz Ewka”, a kiedy przestały działać klawisze Borys Dejnarowicz również przyjął to z uśmiechem wplatając w tekst właśnie wykonywanego kawałka, refren „Co się dzieje z keyboardem ?” Nawet perkusista, który zwykle w każdym prawie zespole pozostaje z tyłu i niewiele mówi, w tym wypadku również komentował wydarzenia, a w jednym z utworów chwycił za gitarę akustyczną, by wspomóc kolegów. Co do repertuaru to oczywiście przeważały numery z drugiej płyty grupy (albumu „Lake & Flames”, który tak bardzo spodobał się krytykom i odbiorcom) Największy przebój z tego wydawnictwa - „Can`t Cook”, zagrany jako czwarty, przyjęty został oczywiście z dużym entuzjazmem przez widzów. Wśród nich dominowała głównie młodzież licealna. Tak przynajmniej było pod samą sceną. Starsi fani zajęli strategiczne pozycje koło baru i w tylnych rzędach.

Zespół nie oszczędzał się i pokazał, że jest bardzo sprawny na żywo. Każdy z gitarzystów tej formacji śpiewa, tak więc harmonii vocalnych nie brakowało. Bywało nawet tak, że utwory były odśpiewywane na trzy głosy ... Instrumentalnie także było ciekawie bo zespół pozwolił sobie na kilka improwizacji udowadniając, że nie tylko potrafią wiernie odtworzyć studyjne wersje kompozycji, ale także wzbogacić je o nowe elementy. Z debiutanckiej płyty Samochodzików zabrzmiały utwory najbardziej znane – „Miniskirt”, „Cranks” i „At This Time”.
Ogólnie chyba zostało zagrane wszystko czego oczekiwali fani grupy łącznie z tak lubianym „New Yorkerem” czy pochodzącym ze składanki „Offensywa” bonusowym „Ex Boyfriend”. Nagłośnienie też raczej nie szwankowało, a więc można więc uznać, że zostały spełnione wszystkie warunki dobrego rockowego koncertu.