Restauracje w formacie „na wynos” i „z dowozem” funkcjonują od 24 października. Taki stan utrzyma się co najmniej do końca stycznia, co oznacza ponad 100 dni ograniczonej pracy. Wszystko wskazuje na to, że w lutym lockdown się nie skończy, a wielu przedsiębiorców mówi wprost: jesteśmy na skraju bankructwa. Stąd też coraz częściej pojawiają się informacje o lokalach, które wbrew obostrzeniom planują się otworzyć.


„Warsztaty z grillowania mięsa” albo po prostu otwieranie lokali

Czwartkowa Gazeta Wyborcza informuje, że Dariusz Urbaniak, współwłaściciel szczecińskich restauracji „Columbus” oraz „Colorado” planuje skrzyknąć środowisko miejskich restauratorów, by razem otworzyć swoje lokale.

– Jedyną pomoc jaką otrzymała moja firma, to zwolnienie z ZUS za listopad. Osobom, które są na etacie, cały czas jeszcze płacimy wynagrodzenie, nikogo nie zwolniliśmy. Nasza kuchnia – to nie są dania na wynos – mówi w rozmowie z „Wyborczą” Urbaniak.

Jaka część restauratorów zareaguje na apel, tego jeszcze nie wiadomo, ale w Polsce coraz więcej obiektów turystycznych, hoteli czy lokali gastronomicznych zapowiada „obywatelski bunt”. Najsilniej jest to widoczne w górach. Nie brakuje też kolejnych forteli gospodarczych, wynikających z chęci ratowania swojego biznesu. Np. Steak House Evil ze Szczecina poinformował w mediach społecznościowych o planach organizacji „warsztatów kulinarnych z grillowania mięsa”. Jednak ich szczegóły nie są jeszcze znane.

„Mam trzy miesiące zamkniętą restaurację i nie dostałem ani złotówki wsparcia”

Branża gastronomiczna jest w ciężkiej sytuacji od miesięcy, a wielu przedsiębiorców zwraca uwagę na zbyt małą pomoc.

– Państwo zamknęło restauracje, nie dając nic w zamian. Mam trzy miesiące zamkniętą restaurację i nie dostałem ani złotówki wsparcia – mówi w rozmowie z portalem wSzczecinie.pl Maciej Szabałkin, właściciel restauracji Piastów 30. – Wszyscy widzimy, że nie ma konsekwencji w obostrzeniach. Funkcjonują sklepy, w których nie zachowuje się dystansu społecznego i klienci są blisko siebie. Przecież w restauracjach były i są przestrzegane rygory sanitarne i dystansu społecznego. Uniemożliwiając przedsiębiorcom prowadzenie działalności gospodarczej, państwo ma obowiązek im to zrekompensować. Tak jest w całej Europie. U nas jest inaczej.

Aby otrzymać pomoc rządową wymagane jest spełnienie m.in. warunku, polegającego na posiadaniu konkretnego wiodącego PKD na dzień 30.09.2020r. Większość firm pomimo prowadzenia np. restauracji, nie ma tego wpisanego jako główną działalność, co eliminuje ich z otrzymania jakiejkolwiek pomocy.

– Gdyby Pan Premier powiedział swoim urzędnikom: „pracujecie pół roku za darmo”, jestem przekonany, że oburzyliby się jeszcze bardziej niż przedsiębiorcy pozostawieni bez grosza – dodaje Maciej Szabałkin.

Ten lockdown nigdy się nie skończy? Upadają restauracje, kawiarnie i bary

Ekonomiści i doradcy gospodarczy przyznają wprost, że dramatyczna sytuacja w gastronomii może doprowadzić do fali bankructw. Na łamach wSzczecinie.pl informowaliśmy już m.in. o zamknięciu popularnej lodziarni „Fabryka lodów”, w trudnej sytuacji jest również legendarny Bar mleczny Turysta. Jeżeli lockdown przedłuży się jeszcze bardziej, to wiele lokali może nie przetrwać do wiosny.

– Upadają restauracje, ale przecież kawiarnie, lodziarnie, bary, cocktail bary również nie mają szans na generowanie jakiegokolwiek przychodu – zauważa Katarzyna Michalska z Centrum Doradztwa Gospodarczego Kiżuk & Michalska. – Nigdy wcześniej w naszej działalności nie otrzymywaliśmy tylu pytań o możliwość sprzedaży lub odstąpienia restauracji, klubu czy kawiarni. Pojawiają się także hotele i pensjonaty. To doskonały obraz tego, że branże zamknięte 24 października nie mają już powietrza, duszą się, upadają, bo nie dość, że brakuje jasnego wsparcia gwarantującego im dalsze funkcjonowanie, tak powstaje wrażenie, że ten lockdown się nigdy nie skończy.