Ich drogi przecinały się już wielokrotnie czy to w studiu czy na deskach scenicznych. Zawsze były to jednak krótkie, epizodyczne formy współpracy. W tym roku Maciej Maleńczuk (znany z kariery solowej i licznych innych projektów jak choćby Homo Twist czy Pudelsi) oraz Wojciech Waglewski (przede wszystkim Voo Voo) spotkali się w końcu na dłuższym posiedzeniu. Efektem tego była płyta „Koledzy”, a następnie, trwająca właśnie, seria koncertów ją promujących. Muzycy pojawili się także w Szczecinie, i wystąpili 10 listopada w Filharmonii.
Panowie zaczęli trochę przewrotnie od numeru, który nie znalazł się na płycie, a znany jest z dorobku grupy Maleńczuka – Homo Twist -„Nikt z nikąd”. Potem, kiedy dołaczyli do nich jeszcze dwaj muzycy (Kuba Rutkowski, perkusista Homo Twist oraz Bartosz Łęczycki grający na harmonijce) popłynęły ze sceny kompozycje, jak najbardziej oczekiwane. Były to takie numery jak „ Niedziela będzie dla nas”, dwa standardy bluesowe: „Who Do You Love” Bo Didleya i „Can’t Judge Book” Willie Dixona. Ten drugi kawałek poprzedzony został dowcipnym wstępem pana Macieja, który, nawiązując do jego tytułu skomplementował garnitur swego kolegi. Zresztą, to przede wszystkim były juror „Idola” zapowiadał kolejne numery. Usłyszeliśmy więc trochę krytyki wobec najwyższego szczebla przy okazji wykonania „Niech żyje wojna”, a także płomienne wprowadzenie, mówiące o miłości, tuż przed klasykiem Johny`ego Casha „Ring Of Fire”. Lider Voo Voo zapowiadał głównie własne kompozycje z repertuaru Voo Voo np. „Bo Bóg dokopie” wspominając, że za ich sprawą może trochę podedukować swego młodszego kolegę.

Chociaż na pierwszym planie były gitary akustyczne, to bynajmniej nie było delikatnie i spokojnie. Przekaz był dynamiczny i mocny. Obaj panowie eksploatowali swe instrumenty bez taryfy ulgowej, pokazując nie pierwszy raz, że są bardzo sprawni w swym fachu. Za sprawą sekcji instrumentów dętych, która pojawiła się na scenie w połowie występu (w osobach Ziuta Gralaka, Bronisława Dużego i Karola Pospieszalskiego), kompozycjom przybyło jeszcze barw, a widzowie jeszcze rytmiczniej zakołysali się na swych miejscach. Wtedy wykonano kilka utworów z dorobku Grzesiuka m.in. „Komu dzwonią” czy „Bal na Gnojnej”. Na koniec duet MM/WW uraczył nas najbardziej znaną (i chyba najlepiej przyjętą) swoją kompozycją z „Kolegów” – piosenką tyułową. Oczywiście był też deser w postaci kolejnego numeru spoza płyty. Tym razem było to „Tango Libido”(które można znaleźć w oryginale na „Wolności Słowa” Pudelsów).

Publiczność zróżnicowana wiekowo wypełniła wszystkie miejsca siedzące, a jeszcze niemało osób stało w przejściach. Niewątpliwie był to sukces pod względem frekwencyjnym, czego można się było spodziewać bo „Koledzy” to jedna z najpopularniejszych polskich płyt tego roku, a zatem było sporo chętnych by zobaczyć twórców tego albumu na żywo.

P.S. Niedługo na naszych stronach znajdziecie wywiad z Wojciechem Waglewskim, przeprowadzony po koncercie.