To była chyba największa frekwencja z jaką się spotkałam na koncertach lokalnych kapel w Starej Cynkowni. Był piątkowy wieczór 23 listopada 2007. Kiedy dotarliśmy na miejsce, ok. g.20 nie było już gdzie usiąść, we wszystkich sofach, fotelach i hokerach zalegała publika, było gwarnie i duszo. Przecisnęliśmy się przez tłum osób i dotarliśmy pod sama scenę, gdzie fragment blatu barku był wolny.
Duża publika nikogo nie dziwiła, w końcu tej nocy zagrać miały jedne z najpopularniejszych szczecińskich formacji. I chociaż każda z nich wykonuje odrębny styl muzyczny – trzeba im przyznać, że są w tym bardzo dobrzy. Ideą koncertu miała być promocja albumu Quo Vadis – „Babel”, którą zespół popełnił w zeszłym roku. Do wspólnego grania muzycy Quo Vadis zaprosili szczecińskiego Godsend’a, Wishmaster’a oraz Alkoholikę. Ostatni z wymienionych bandów stanowił dla większości swoistą niespodziankę, ponieważ nie było nic o nim wspomniane ani na plakatach ani w zapowiedziach.

Z półgodzinną obsówą koncert rozpoczęła Alkoholika (www.alkoholika.pl) wykonująca death metal wzbogacony melodyjnymi, momentami wręcz haevy metalowymi, choć nieco chaotycznymi solówkami. Początkowo atmosfera była jak zwykle „sztywna”. Wszyscy tylko stali i patrzyli w kierunku sceny oceniając czy grupa gra dobrze na tyle by pomachać dla niej głową. Ja także nigdy wcześnie nie słyszałam Alkoholiki. Jednakże zasada „lubię to co znam” szybko opuściła umysły zebranych, gdy zespół dał poznać swój muzyczny potencjał. Dziewięcioma kawałkami (w tym 3 bisy) Alkoholika zdołała rozgrzać do czerwoności publikę, która skandowała jego nazwę prosząc o kolejne utwory. Dla zainteresowanych podaję setlistę udostępnioną przez zespół: 1.Creation; 2.Carnage, 3.Lies, 4.Corps; 5.Alcoholism; 6. Close eyes; 7.Foe; 8.Slavery, 9.Dance Macabre. W tym składzie Alkoholika zagrała w Szczecinie po raz drugi. Jeśli chłopaki będą nadal z takim impetem pruć przed siebie, kto wie czy nie wyrośnie z nich jakiś deathmetalowy potwór?

Parę minut po g.21 na scenie stanął Godsend (www.enterthegodsend.com) i po niedługiej próbie technicznej popłynęła ku nam ciężka dawka metal corowych dźwięków. Jeśli miałabym do czegokolwiek porównać ten zespół porównałabym go do Napalmu. Kiedy już zaczyna płonąć, nie ma odwrotu, niczego nie potrzebuje i wszystko jest niczym. Ekspresja która emanuje od muzyki i muzyków Godsend jest nie do stłumienia i przejmuje władanie nad publiką w mgnieniu oka. Nim zdarzyłam się obejrzeć pod sceną zrobiło się maksymalnie tłoczno. Ppoleciały kawałki zarówno z tegorocznego albumu „The Inhuman Saviour” . jak i z zeszłorocznej Ep’ki „Rise of the Stabbed” ., a tym m.in. Ascenssion, Noiseless, Vendetta. i jeden z najstarszych acz chyba najbardziej popularnych ich numerów Remeemer. Przy takich nutach nie sposób było ustać w miejscu, bo nogi same prowadziły w sam środek kręcącego się pod sceną młynka!
Tymczasem zbliżała się g.22 i nadszedł czas na koncert Wishmaster (www.wishmaster.com.pl). Chwila na „dopięcie brzmienia”, potem podniosłe intro i już po chwili pierwsze nuty diabelskiego metalu wysączyły z czarnych membran. Był to . Conquest Of The Plague., który wraz z kilkoma innymi kawałkami ukaże się już niedługo na krążku zatytułowanym „Hunting the Man” ., gdyż zespół właśnie zakończył prace studyjną nad jego realizacją. Utwór Hunting the Man. poleciał jako następny wraz z innymi znanymi mi poniekąd z poprzednich koncertów kawałkami ,m.in. Requiem for Heaven. (nie całe z powodu problemów technicznych – wysiadł chyba piec gitarowy), Chronicle of Sin, Armageddon sons., oczywiście nie zabrakło także numerów z demo, tj. tytułowego Dance of the hanged Man. oraz Victim of the Flames.. Whishmasterzy zaprezentowali także cover pt.„Dominion” . znanego wszystkim maniakom skandynawskiego nieco eksperymentalnego metalu zespołu Ophthalamia. Publika szalała pod scena przez niemal cały czas trwania koncertu szczecińskich Władców Życzeń. Nie będę dziś ich wychwalać bo zrobiłam to już kilka razy w poprzednich relacjach, dlatego tym razem dam trochę odetchnąć. Przyznam jednak, że za sprawa „różnych niedociągnięć technicznych” nie był to ich najlepszy koncert. Nie wiem gdzie leży wina, czy w sprzęcie czy w obsłudze, nie szczególna mam ochotę w to wnikać (ale jak ktoś się pokusi i dowie się to niech do mnie napisze). Generalnie do brzemienia wdarło się „trochę” chaosu, głównie za sprawą zbyt głośnych jednak wokali, które były jeszcze podbijane głośnym echem (delayem, powtórzeniami, jakkolwiek się to fachowo nazywa). Do tego wszystkiego gitarom, nieco oddalonym w tło, brakowało siły przebicia. Takie ustawienie utrzymywało się od samego początku wieczoru, z tym że wówczas nie było echa w wokalach, które kompletnie dobijałoby całość. Nie wiem dokładnie w którym momencie akustyk włączył wokalowi efekt, ale od tej pory już do samego końca było dość źle...
Bynajmniej zagrawszy na życzenie publiki bis w postaci Hunting the Man. i nagrodzony soczystymi oklaskami Whishmaster zszedł ze sceny ok. g.23 by ustąpić miejsca gwieździe dzisiejszego wieczoru - Quo Vadis! Ta wiekowa grupa, stała się już ikoną polskiej sceny rock/metalowej, muzyki granej „z jajem”! Chyba nie znam osoby, która słuchając ostrego grania nie zasłyszałaby tej kapeli choćby z nazwy. Sama pamiętam jak kiedyś jeździliśmy na ich koncerty, zamydlając staruszkom oczy, że niby tam piknik jakiś czy coś...hahaha. Oj tak, wtedy było się pięknym i młodym. A dziś jesteśmy już tylko piękni, zaś muzyka Quo Vadis przywołuje dobre wspomnienia.
Także Ci starzy wyjadacze mając już na koncie jakieś 6 krążków i popełniwszy całkiem niedawno 7-my, o wszystko mówiącym tytule „Babel” . stanęli dziś na szczecińskiej scenie, skąd się wywodzą, by zagrać nam nieco ostrzej! Usłyszeliśmy spory repertuar, w którym tematem głównym były utwory z najnowszej płyty (I a Man, Judasz, God, Dominus, Pax, Mia.) oraz kilka z „Króla” (Dzihad, Gra) . poprzeplatanych ze starymi przebojami kapeli- będącymi w większości dobrze nam znanymi pastiżami popularnych piosenek, jak Pretty Woman, Paranoid, Podłoga, Zółty Liść, Kocham Cię Kochanie Moje.. Między utworami wokalista Quo Vadis - Skaya opowiadał anegdoty związane z zespołem i powstaniem konkretnych piosenek. Wytworzyła się atmosfera, jakiej nie doświadczyłam na koncercie metalowym od czasu koncertu Closterkeller w Cynkowni, a wcześniej – to chyba od czasów liceum!
Zauważyłam, że mankamentem koncertu Quo Vadis promującego nowy album był fakt, iż publika znając „przeboje” muzyków nakłaniała ich do grania starszych piosenek niż w rezultacie zespół chciał. Można to chyba nazwać szczęściem w przekleństwie. Wiele zespołów chciało by grać koncert przed publiką znającą jego dokonania, ale trudno promować świeżuteńkie kawałeczki gdy publika cytuje „przemoc i podstęp, terror i gwałt” z 1991 r (Quo Vadis "Quo Vadis - utwór "Rzeźnik")!
Oj bardzo dużą ilością bisów, zanim publika pozwoliła zmęczonym muzykom opuścić sceniczne szeregi, Quo Vadis zakończył swój koncert. Było coś przed pierwszą w nocy. A ja zapomniałam spytać chłopaków: quo vadis panowie? – na piwo czy spać?