Ela Blanka, autorka instalacji: – Od początku pandemii słyszę: „Przecież umierają tylko starzy i schorowani, słabsi. No, trudno. To jest selekcja naturalna”.


Gra ze strzelającymi na oślep

Plac Orła Białego. Zamknięte restauracje i Akademia Sztuki. Pandemia koronawirusa. Z witryny przy Końskim Kieracie 16 patrzą twarze tej samej kobiety i tego samego mężczyzny, ale w różnym wieku. Znaleźli się na linii celownika. Na pasku informacyjnym przesuwa się napis „Selekcja naturalna?”

Ela Blanka, autorka instalacji: – Od początku pandemii słyszę: „Przecież umierają tylko starzy i schorowani, słabsi. No, trudno. To jest selekcja naturalna”. Brak empatii to dla mnie ten najbardziej frustrujący element życia w pandemii. Brakowało nam jej cały czas, ale w pandemii to wylazło jak jakiś potwór z kąta.

Twarze w różnym wieku, potrzebne w instalacji, artystka wygenerowała przez popularną aplikację FaceApp do postarzania, która robiła w 2020 roku furorę na Facebooku. – To jedna z najpopularniejszych apek, a jednocześnie ludzie nie identyfikują się ze swoimi postarzonymi twarzami, to ich bawi, ale nie wyciągają wniosku, że to są oni, za 20–30 lat.

Na czole 50-letniego mężczyzny nadrukowała ikonkę celownika. – Czy wiedząc, że możesz roznieść wirusa i zabić, jednocześnie nie robiąc nic, by temu zapobiec – pyta – możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że to selekcja naturalna?

Artystka w roku koronawirusa

 – Jak się pani czuje w aurze koronawirusa? – Fatalnie. Jeździć nie ma dokąd. Szminki kupować nie ma sensu (śmiech) – odpowiada. – W pierwszym etapie pandemii plany runęły, nie odbyło się nic, a zapowiadało się w roku dużo i ciekawie. Na pomoc z tarcz antykryzysowych się nie załapałam, pomogli przyjaciele. Zachęcona "Mozaiką do Przyszłości" realizowaną z Paulą z Lasu Sztuki – postawiłam na projekty edukacyjne, społeczne. Do któregoś zaprosiłam Kasię Pawlikowską, okazało się, że świetnie się rozumiemy, uzupełniamy, ta nowa przyjaźń to mój wielki zysk przy wszystkich stratach wynikających z pandemii.

Rzeźbiarka wzięła udział w konkursie na instalację „Krzysztofa Jarzyny ze Szczecina – szefa wszystkich szefów”. Zajęła trzecie miejsce. Wymyśliła, że będzie rozgrywał partyjkę z Dzikim pod ziemią, i można będzie ich podglądać, zerkając z góry przez szkło. – W tamtym miejscu na Łasztowni brak jest tła dla niedużych obiektów. Pomyślałam, że mała wertykalna rzeźba może tylko „zaśmiecić” tę specyficzną przestrzeń – tłumaczy Ela Blanka. Podkreśla, że Miasto ogłosiło w sprawie Jarzyny konkurs z profesjonalnym jury, którego obrady można było oglądać dzięki linkowi przez internet.

Rozmawiamy w galerii przy Końskim Kieracie 16, którą prowadzi Stowarzyszenie Twórcze Artystów Rzeźbiarzy STAR. W grudniu napisali list, w którym protestowali, że nie ogłoszono konkursu na pomnik św. Jadwigi, której figura w ramach realizacji Szczecińskiego Budżetu Obywatelskiego ma stanąć w ogrodzie różanym na szczecińskim Kijewie. W pobliżu jest kościół pod wezwaniem Świętej Jadwigi Królowej. – Ludzie młodzi, którzy kończą tu Akademię Sztuki powinni dostawać od Miasta możliwość wykazywania się w konkursach, szansę debiutu – mówi.

– Jadwiga Andegaweńska to dla rzeźbiarzy ciekawy temat? – pytam. Ela Blanka: – Tak, inspirująca postać. Mądra i silna władczyni, która potrafiła przeciwstawić się najwyższym hierarchom ówczesnego Kościoła, wręcz ich rozgrywać.

Przy mamie rzeźbiarce

Anna Paszkiewicz wyrzeźbiła matkę trzymającą maleńkie dziecko, która przysiadła na skraju parku Żeromskiego i matkę ze stojącym jej na kolanach dzieckiem, dziś przed siedzibą PiS.

Z Leną Chmielnik tworzyły kobiecy idiom w szczecińskiej rzeźbie XX wieku.

Kiedy razem wykuwały pomnik Bogusława X i Anny Jagiellonki, ludzie wołali do nich: „Proszę panów, co tam będzie?”. Nikt nie przypuszczał, że narusztowaniach mogły stać kobiety.

Obie bardzo wysokie i piękne. Afirmowały swoją kobiecość. Po nowe kapelusze jeździły do stolicy.

– Mama rzeźbiła monumenty nawet, kiedy była ze mną w zaawansowanej ciąży – mówi Ela Blanka. I ona dłubała przy mamie. Anegdota rodzinna przekazuje, że miała trzy lata, kiedy zrobiła swoją pierwszą płaskorzeźbę, wbijając gwoździe w deskę.

Jest rok 2020. Jak uczcić 80. jubileusz mamy? – Mamo, może powinnaś mieć katalog, przecież stworzyłaś tyle pięknych rzeźb. – A może by na pamiątkę nakręcić jakiś film?

Premiera dokumentu „Portretu mamy” Eli Blanki odbyła się w ubiegłym roku w kinie plenerowym Stowarzyszenia Kamera (pomogli przy realizacji). Majowy seans był jednym z pierwszych wydarzeń, które mogły się odbyć po rygorystycznym lockdownie. Krzesła na starym podwórku przy Mazurskiej zostały ustawione w 2-metrowych odstępach. Na krześle przed widzami leżał kapelusz Anny Paszkiewicz. Z bohaterką publiczność mogła rozmawiać online. „Portret mamy” zasadza się na kanwie, że Anna Paszkiewicz robi popiersie córki, a Ela Blanka film o mamie. – Jej rzeźby przetrwają kilkadziesiąt, może kilkaset lat. Ludzie nie są tak długowieczni. Chciałam w filmie pokazać mamę jako człowieka, a nie tylko jako wybitną autorkę.

Jadą też do Czelina, gdzie monumentalny obelisk Anny Paszkiewicz symbolizuje wbicie pierwszego słupa granicznego nad Odrą, wyznaczającego tu granicę polską.

Wystawa Anny Paszkiewicz jest w planach Muzeum Narodowego na ten rok.

Ela Blanka patrzy na swojego syna, miesiącami siedzącego przy monitorze w zdalnej nauce: – Tęskni za kolegami, szkołą. A z drugiej strony boi się o babcię, mamę. Nasze dzieci znalazły się w strasznej sytuacji, a te większe, świadome, w naprawdę dramatycznej.

Kiedy wyjdzie słońce

Patrzę na rzeźbę Eli Blanki z białego marmuru, którą zatytułowała „Transformacja”. Pochyloną kobietę z rozpływającą się głową ze szkła. Słońce rzuca na nią promienie.

Rzeźby Eli Blanki ewoluują. Małe „ludziki” z brązu najpierw tworzyły kompozycję, w której w środku parku w jeziorze ktoś tonie, a wokół niewzruszeni ludzie toczą swoje życie, potem skupiły się w statek dusz, nawiązujący do historii jachtu funeralnego Knudel, z którego w Zatoce Gdańskiej wysypywano prochy dawnych mieszkańców Pomorza. Nawet w swoich obrazach, w których oddaje silne emocje, potrafi zobaczyć coś innego, nowego i zmienić ich tytuł.

Pewnego roku pojechała na Ibizę robić rzeźbę z piasku „na kapelusz i dla fanu”: – Z jedną walizeczką. Byłam wtedy jeszcze panienką bez dziecka. I tak mi się tam spodobało, że pomyślałam nie wracam, u nas zaczyna się jesień.

Przeniosła się tylko do „bardziej cywilizowanej” Palmy i cztery lata żyła na Majorce. Codziennie rano chodziła nad morze po muszelki, z których budowała instalację – wielkie łóżko. Założyła Centro de Arte y Cultura Polaca, otworzyły z koleżanką malarką galerię. Kiedy wróciła, Szczecińskie Kopalnie Surowców Mineralnych szukały wykonawcy festiwalu rzeźb z piasku – do dziś współpracują: – Rzeźby z piasku są dla ludzi. Bo ludzi trzeba oswajać z przestrzenną formą.

Dwa lata temu na poznańskiej Malcie powstają w wielkich piaskowych bryłach zwierzęta zagrożonych gatunków: – Do projektu zapraszam same rzeźbiarki, nie tylko by pokazać, że monument nie jest zarezerwowany jedynie dla mężczyzn, ale by podkreślić jak bardzo nam kobietom, matkom, zależy na losach Ziemi.

Przed instalacją w witrynie przy Końskim Kieracie „po drodze” zatrzymuje się wiele osób.

Jeszcze kilka słów od bohaterki: – Organizm przez nadwrażliwość może być słabszy, ale nie wyobrażam sobie świata bez ludzi wrażliwych. Co to byłby za świat, gdyby zostały tu same „czołgi”?