Nie ma wątpliwości, że wczorajszy wieczór był najbardziej „wypasionym” w całym programie tegorocznego Akustycznia. Widzowie mogli zobaczyć aż cztery interesujące występy !

Miąższ czyli folkowy dansing

Ten artystyczny maraton  rozpoczął Miaższ czyli trio z Lublina. Zespół ma na koncie jeden album  i z niego przeważnie  pochodziły utwory wybrane do set listy Podobno niektóre z tych piosenek powstawały jeszcze w latach 80-ych, ale oczywiście aranżacje są współczesne. Dowcipne, groteskowe teksty i różnobarwna, folkowo swingująca muzyka to najważniejsze wyróżniki tego przekazu.

Wczoraj Miążsż zaprezentował m.in. takie swoje szlagiery jak   ”Tinktura”, „Wielki leń”, „Z wuja flak”, „Awangardowa suszarka”,  „Tarrapaty”, „Telewizja” (z gościnnym udziałem niewidzialnego Krzysztofa Ibisza) czy „Łodondi” – właśnie z debiutanckiej płyty pochodzące, ale również parę nowszych kompozycji jak np. „Gówno i cebula” (dedykowane „podobno schodzącemu na psy Radiu Szczecin”) czy wykonany w finale „„Krem do wysadzania miiasta”.

Śpiewająca Joanna Zawłocka i towarzyszący jej  Sebastian Pikula (gitara, akordeon) i Krzysztof Gadzało (kontrabas, piła) bardzo szybko wprowadzili publikę zgromadzoną w Rocker Clubie w atmosferę radosnego dansingu , a ochoczo podjęli zaproszenie do zabawy.

Feng Szuja i goście

Część widzów przeniosła się następnie do Teatru Kana, wypełnionego praktycznie niemalże do ostatniego miejsca przez tych, którzy chcieli zobaczyć występ projektu Feng Szuja. Grupa ta została stworzona przez  Olka Różanka, a jej repertuar to głównie  piosenki ze spektakli z jego udziałem, a także stworzone wraz z Maciejem Kzubą (gitara) nowe wersje  utworów zespołu Chorzy na Odrę. Program tego wieczoru wypełniły więc takie kompozycje jak „Nogi do samego piekła’, „Dziewczyna ze świecą”, „Życie wisi mi na wniosku”, „Rzeźnik praw dziecka”, „Młodszy aspirant  i ząb sąsiada” czy „Zatruty”.

Feng Szuja wystąpiła tego dnia w bardzo mocnym  składzie, bo oprócz lidera na scenie zobaczyliśmy: Macieja Cybulskiego (klawisze), Mateusza Czarnowskiego (akordeon), Macieja Kazubę, Krzysztofa Kowalczyka (saksofon tenorowy), Piotra Bruskiego (perkusja). W jednym z utworów wspomógł kolegów także Rafał Hajdukiewicz (który zagrał na wykonanym „chałupniczo” didgeridoo).

Marcelina. Motyle i covery

Trzeci punkt wczorajszego programu Akustycznia  to występ Marceliny w Elefunk Clubie. Ta młoda wokalistka  przyjechała do nas wraz z Robertem Cichym (znanym z grupy June), który akompaniował jej  na gitarze. Oboje przygotowali dla nas wiele utworów z pierwszej płyty Marceliny -  takich jak „Motyle”, „Atarynka”, „Shake It Mama”, „Me & My Boyfriend” oraz kilka niespodzianek. Do nich należał świeższy, bo pochodzący z wydanej niedawno EP-ki utwór tytułowy -  „Znikam”, numer „Rocket Boy” (wyjęty z albumu June „July Stars”) , a także własne wersje obcych kompozycji („Time is Now” Moloko czy „The Scientist” Coldplay).

Marcelina Stoszek dysponuje ciekawą barwą głosu i już niemałym scenicznym doświadczeniem (w Szczecinie wystąpiła już kiedyś w Kafe Jerzy) tak więc chyba się spodobała także tym widzom, którzy jej wcześniej nie znali.

Solo akt głównie mówiony

Czesław Śpiewa Solo Act  zwieńczył ten różnorodny muzycznie wieczór. W Sali Kominkowej klubu 13 Muz zasiedli widzowie w różnym wieku (m.in. także poloniści, co okazało się w trakcie występu) by przekonać się w jakiej formie jest obecnie pan Mozil.

Artysta zaczął zaś od inwokacji na temat wykonywania zdjęć z flashem, które tak go drażnią (wspominając przy okazji o występie Slayera, który widział w wieku cztrenastu lat) i jak się można było spodziewać to słowo mówione (a nie śpiewane) zdominowało ten występ.

Co prawda Czesław próbował zagrać utwór „Żaba tonie w Betonie” czy „Ucieczkę z Wesołego Miasteczka”, ale przerywał granie na klawiszach kolejnymi dygresjami z dużą zawartością ironii.  Wspominał m.in. swoje młodzieńcze wizyty w Szczecinie i pracę w restauracji Hotelu Radisson, komplementował kelnerki z Ostrowca Świętokrzyskiego („miesznaki matki Polki i dresiary”), a poza tym wyjątkowo często zagłębiał się w rodzinne historie (akcentując chociażby fakt, iż przyszedł na świat tuż po powrocie swej mamy z zabrzańskiego występu Andzeja Rosiewicza).

Playback nie jest obciachem

Mam wrażenie, że Cesławowi bardziej odpowiadały formuła występów na żywo określana jako Spoken Words. Wtedy mógłby swobodnie się wypowiedzieć, nie obarczony balastem utworów muzycznych. Wczoraj właściwie w pełnym wymiarze przedstawił bodajże pięć piosenek, w tym dwie stworzone do wierszy Miłosza – „Do Laury” i  „Zimowy postój”. Co prawda ten drugi zostal przedstawiony z płyty, ale jak to wyraził Czesio „Playback nie zawsze jest obciachem, tylko trzeba go po prostu dobrze wykonać” .

Mimo późnej pory (występ zakończył się około 1-ej w nocy) publiczość niemalże w komplecie pozostała na swoch miejscach „do ostatniego gwizdka”, tak więc mimo wszystko była zapewne usatysfakcjonowana.