choć na początku nic tego nie zapowiadało.
Raper wylądował na lotnisku w Berlinie dopiero o 20:30. Droga na koncert do Szczecina, choć w praktyce prosta i dobrze oznaczona, dla kierowcy wiozącego Afu okazała się zbyt trudna. Zgubił drogę. Tym sposobem Afu-Ra trafił do naszego miasta bardzo późnym wieczorem.

Brak kolejek przed wejściem i pusty parkiet – to pierwsze obrazki, które można było zobaczyć zaraz po wejściu do Black Pearl. Klub, w którym czwartkowego wieczoru koncertował raper z Brooklynu może i nie świecił pustkami, ale ścisku i tłumu na parkiecie czy pod sceną próżno było szukać. Odległe było widmo odwołania koncertu, co stało się kilka lat temu, gdy w tym samym miejscu, ale (jeszcze wtedy) o innej nazwie, grać miał Parrish Smith z legendarnego EPMD. Tak samo odległa była perspektywa ogromnych tłumów w lokalu. A szkoda, bo przyjazd Afu-Ry to jasny punkt na szarej mapie hiphopowych imprez w Szczecinie.

Przed Afu-Rą zagrała łódzka Familia HP. Garstka ludzi pod sceną. Notoryczne problemy z mikrofonami i odsłuchami. Przeciętny występ, także za sprawą bardzo przeciętnej formy akustyka. Po koncercie Familii publiczność próbował rozgrzać dj Grzana, który najwyraźniej obrał sobie za cel, żeby w czasie krótkiego setu zagrać jak najwięcej kawałków. I zdarzało się, że ludzie w najlepsze bawili się, choćby przy „Beautiful” Snoop Dogga, a Grzana serwował kolejny utwór, „ubarwiając go” skokiem tempa i nierównym przejściem.

Po północy gramofony w końcu trafiły w dobre ręce. PF Cuttin zastosował ciekawy zabieg: By podgrzać atmosferę przed koncertem, grał utwory artystów, z którymi współpracował Afu-Ra. Tym sposobem można było usłyszeć „The Format” z najnowszej płyty AZ czy „Livin` Proof” od Group Home, z bitami autorstwa dj`a Premiera. PF Cutttin oddał też muzyczny ukłon w stronę MOP i szaleńców z Wu Tang Clan.

Afu-Ra rozpoczął koncert po pierwszej w nocy. Na początku zagrał dynamiczny „God of Rap” i publika oszalała. Pod sceną może ogromnych tłumów nie było, ale najwytrwalsi fani Afu-Ry z każdym kolejnym utworem reagowali bardziej żywiołowo. Raper z Brooklynu imponował energią i świetnym kontaktem ze słuchaczami. W uroczy sposób wymawiał nazwę naszego miasta. Zamiast „Szczecin” mogliśmy usłyszeć „Szesin”. Chwalił się znajomością polskich słów „Dzień dobry”, „Dziękuję” i „Ziom”; wspominał wcześniejsze koncerty w naszym kraju. Nowojorczyk jest na tyle wszechstronnym artystą, że podzielił swój koncert na mniejsze części. Zagrał szalone „Equality”, „D&D Soundclash” i „Why Cry” czerpiące z dorobku reggae. „Rumble” i „Hiphop” były z kolei prezentem dla fanów mocniejszych, gitarowych brzmień. Mimo, że koncert w Szczecinie był częścią trasy promującej nowy krążek – „Voice of the legend”, Afu-Ra nie zapomniał o starszych, klasycznych utworach, jak „Living Like” czy „Lyrical Warrior”. Artysta zagrał bardzo przekrojowo – były piosenki zarówno z debiutanckiego „The Body of the Lifeforce”, „State of the Arts” jak i z nadchodzącej płyty.

Dziś (07.12.) Afu-Ra zagra w Lublinie. Jutro, na koniec polskiej trasy „Voice of the legend”, wystąpi w Bydgoszczy.