Wielkim wydarzeniem tego tygodnia miały być urodziny Black Pearl. Znalazłam się tam w piątek 20 kwietnia w pierwszy dzień urodzin w/w klubu... Byłam, zobaczyłam, opisałam…
Od początku tego tygodnia w mediach reklamowano urodziny Czarnej Perły, więc postanowiłam udać się tam już o godz. 21:00, aby ominąć kilkugodzinną kolejkę. Spodziewałam się o tej porze tylu ludzi co w śledzika lub andrzejki… a przed klubem stała tylko jedna osoba rozmawiająca przez telefon, wszyscy zwolennicy Perły byli już w środku. Zamiast kolejki powitało mnie 9 płonących wielkich koszy, wokół pachniało woskiem. Ogień buchał, a ochroniarz zerkał na atrakcję, aby zadbać o bezpieczeństwo imprezowiczów. Pozytywnie zaskoczyła mnie uśmiechnięta, miła selekcjonerka, która sprawdzała dokładnie każdy dowód. Zerkała na zdjęcie, oraz datę, aby w klubie byli tylko pełnoletni goście Czarnej Perły. Zirytowały mnie tylko jej upomnienia, aby bluzy z kapturem zostawiać w szatni… dlaczego?

Zielone lasery zapraszały na parkiet. Nie mogłam oderwać oczu od oprawy świetlnej. Zauważyłam, że większość przybyłych tak jak ja obserwowała i zachwycała się zielonym laserem. Faktycznie, było na co popatrzeć. Podobno organizatorzy zadbali o nagłośnienie – muzyka faktycznie była puszczana bardzo głośno, ale bass nie wbijał w fotele tak bardzo jak w niektórych innych szczecińskich klubach. Na początku urodzin, aż do północy na parkiet zachęcał Dj Ayk puszczając taneczną muzykę, od czasu do czasu krzycząc coś do mikrofonu, co dało efekt przypominający manieczki…

Dobrze wiemy, że w większości klubów jest za gorąco… w Perle na odwrót. Jest tam zimno, a bluza, w której przyszłam została w szatni. Domyślam się chyba dlaczego nie mogłam jej zabrać do środka… wszyscy ludzie byli wystrojeni… mężczyźni z modnymi fryzurami w koszulkach w paski, dziewczyny w szpilach i bardzo krótkich spódniczkach. Ja z koleżanką w adidasach nie pasowałyśmy, chyba dlatego trzeba było oddać bluzę.. żeby nie rzucać się w oczy. A może, dlatego, żeby zmarznięci ludzie tańczyli, a nie zajmowali loże…?

Z minuty na minutę na parkiecie przybywało ludzi. Coraz więcej osób tańczyło i te obserwacje oraz zimno skłoniły mnie także do tańca. Wokół otaczała mnie wystrojona młodzież ze świecidełkami na szyi, które można było dostać przy barze i u kelnerki za zamówiony drink lub ładny uśmiech. O godz. 23.30 na parkiecie zagościły skromnie ubrane panie, które zatańczyły do puszczonego przez Ayk’a utworu „Coraco”. Na obserwatorach zrobiły one tak silne wrażenia, że niektórzy próbowali podejść i potańczyć obok występujących dziewczyn, jednak ochrona dbała, aby wszyscy grzecznie stali w kółeczku. O północy za konsoletą pojawił się uśmiechnięty Jerry Ropero. Przy znanym „Coraco” parkiet zagęścił się jeszcze bardziej. Ropero był chyba zadowolony z atmosfery, ponieważ od razu można było zauważyć, że bawi się dobrze. Na koniec zagrał Dj Mikro nie zmniejszając swoim występem frekwencji na parkiecie. Ba, nawet kolejni goście przybywali do Black Pearl.

Bardzo dobrze oceniam obsługę, która od samego początku z uśmiechem krążyła pomiędzy stolikami, ciągle rozglądając się, czy aby ktoś czegoś nie potrzebuje. Wystarczyło spojrzeć się na kelnera/kelnerkę i już byli przy tobie. Kolejnym plus za toalety. Czyste i bez kolejek. Co chwilę była myta podłoga oraz donoszony papier toaletowy.

Frekwencja na parkiecie była duża, więc myślę, że większość z przybyłych gości bawiło się dobrze. Mnie natomiast to wydarzenie nie usatysfakcjonowało – spodziewałam się czegoś więcej… Jestem bardzo ciekawa jak Perła wypadnie w drugim roku swojego istnienia…