"Rock In Szczecin" w wydaniu death-metalowym. Tak można określić, to co zobaczyliśmy wczoraj na scenie "Słowianina". W tym klubie wystąpiły dwie grupy polskie oraz dwie zagraniczne, a głównym punktem programu był półtoragodzinny show holenderskiej formacji Asphyx na który przyjechali fani z całej Polski, nawet z odległej Częstochowy...
Wieczór rozpoczął łódzki Hybris. Ta grupa zastąpiła, wcześniej anonsowany, Embrional i trzeba przyznać, że zadanie otwieracza imprezy wypełniła  w dobrym stylu. Utwory z EP "Blinded Thoughts" zagrane przez nich, przyjęte zostały przez publikę dość dobrze. Co prawda więcej widzów było jeszcze wtedy w kolejce po piwo i przy stoiskach z merchem, ale już spora część obserwowała poczynania Hybris, a spotkałem się później z opiniami, że wypadli najlepiej z wszystkich zespołów supportujących Asphyx.  
 
Następnie na scenę wstąpili Szwajcarzy z Oral Fistfuck. Ta grupa dosłownie przed dwoma tygodniami wydała swój pełmowymiarowy, debiutancki album, o tytule "Spiritual Sickening". Nie dziwi więc fakt, że ten album był podstawą repertuaru owego występu. Jako pierwszy zabrzmiał numer "Nemesis", a później także "Transcend the River of Blindness and Feed'em With Your Puking", melodyjny i wybitnie ciężki "Inside The Cage" oraz "What A Mess". Wokalista Gabriel i jego koledzy pokazali, że mają już duże doświadczenie i na żywo umieją wydobyć ze swych kompozycji, to co najbardziej cenne w tego typu muzie. Na finał wybrali tytułowy utwór z EP "Cult Of Mitclan" - kolejny numer wgniatający w ziemię.  
 
Tymczasem Thunderwar rozpoczął od instrumentalnego intro "Birth of Thunder", a następnie panowie doładowali już bardziej konkretnym przekazem pochodzącym z mini albumu o tym tytule. Poza tym zagrali także utwory, które znajdą się na kolejnej płycie. Warszawiacy zagrali poprawnie, ale nie wzbudzili większych emocji.
 
Muzycy Asphyx około 22-ej wykonali próbę dźwięku, tak więc ich show rozpoczął się z opóźnieniem. Niestety ten test nie zapobiegł pewnym "efektom" nagłośnieniowym, które pojawiły się później i raczej nie były przewidziane.
 
Holendrzy zaczęli od "Vermin" czyli fragmentu debiutanckiej płyty. Na niej śpiewał Martin van Drunen i to on jest jedynym muzykiem, który nadal jest w składzie Asphyx. To bezsprzecznie jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci w death metalowej branży. Przez większość część wczorajszego setu stał na brzegu sceny albo schodził przed barierki, sypał anegdotami w zapowiedziach utworów, składał życzenia urodzinowe... 
 
Tymczasem gitarowa machina rozkręcała się z numeru na numer. Kwartet z Niderlandów przygotował na ten wieczór zestaw składający się z najbardziej chyba rozpoznawalnych swych utworów. Usłyszeliśmy więc jeszcze m.in "Food for the Ignorant", "Death the Brutal Way", "Deathhammer", "We Doom You to Death" czy "The Rack", a jaki był epilog? Oczywiście przytłaczający doom-deathowy klasyk "Last One on Earth"!.
 
Gdyby nagłośnienie były bardziej dopracowane, to byłby to perfekcyjny show, bo nie można muzykom odmówić zaangażowania i umiejętności. Potwierdzili, że legenda nie tylko żyje, ale też jest w bardzo dobrej dyspozycji ! We wrześniu agencja Heart Of Rock organizuje koncert kolejnego zasłużonego holenderskiego zespołu. Będzie to Sinister. Jednak na to wydarzenie trzeba będzie pojechać do Wrocławia...