W minionym tygodniu środowisko historyków i muzealników obiegła smutna wiadomość – zmarł profesor Władysław Filipowiak, zasłużony dla ziemi szczecińskiej archeolog, który zarażał innych swoją pasją. Warto przybliżyć historię życia tego niezwykłego człowieka, które nie było łatwe, ale za to owocowało wieloma odkryciami.

Władysław Filipowiak urodził się w 1926 roku w miejscowości Petrvald na Zaolziu jako syn małżeństwa pochodzącego z wielkopolskiego Krotoszyna. Gdy miał 13 lat, wybuchła II wojna światowa. Jego ojciec jako żołnierz trafił do kołchozu w Kazachstanie, później zdobywał Kołobrzeg i Berlin, odnalazł się po latach. Tymczasem czternastoletni Władek ciężko pracował jako robotnik przymusowy w Zagłębiu Karwińskim. Jak wspominał po latach, przysiągł wówczas, że nigdy więcej nie będzie pracował łopatą. Późniejsze lata pokazały, że ta łopata stała się jednym z najważniejszych narzędzi pracy, która stała się jego życiową pasją.

Maturę zdał w 1947 roku jeszcze w Cieszynie, gdzie wówczas wrzało między Polakami i Czechami w sprawie przebiegu granicy państwowej. Przyjechał do Poznania, a później do Szczecina. Tutaj rozpoczął studia ekonomiczne w Akademii Handlowej. Ukończył tę uczelnię, ale podczas nauki uzmysłowił sobie, że to nie jest to, czym chciałby się zajmować w życiu. Pewnej niedzieli udał się na wykopaliska archeologiczne na terenie szczecińskiego zamku i wtedy zaiskrzyło. Zapisał się na studia historyczne, które ukończył w 1952 roku.

Na zawsze związany z Wolinem

Jego praca magisterska dotyczyła prac wykopaliskowych na terenie wyspy Wolin, miejsca, z którym przyszły profesor związał całe swoje zawodowe życie. W ciągu lat pracy stał się „filarem programu Kierownictwa Badań nad Początkami Państwa Polskiego” – jak napisał później Eugeniusz Wilgocki. Na Wolinie dokonał wieli ciekawych odkryć, jak chociażby figurkę słowiańskiego boga Światowida. Odkrywał historyczne miasto, cmentarzysko, port, nabrzeża.

W 1955 roku został dyrektorem Muzeum Pomorza Zachodniego, późniejszego Narodowego, mając zaledwie 29 lat. Szefował tej placówce przez 45 lat. Za jego dyrektury Muzeum odzyskało wiele eksponatów wywiezionych po wojnie do Warszawy czy do Związku Radzieckiego. Był inicjatorem ustawienia masztu po statku „Kapitan Maciejewicz” tuż przy Zamku Książąt Pomorskich. Cieszył się też z odzyskania Rzeźby Bartolomeo Colleoniego. Lecz zamiast w muzeum przy Wałach Chrobrego, Filipowiak musiał ją oglądać przez okno swojego mieszkania przy placu Lotników, z czego nie był zadowolony.

Z Mongołem po czesku

Jako dyrektor Muzeum Narodowego miał wiele planów, których nie zrealizowano. Przede wszystkim chciał przywrócić naturalne oświetlenie wnętrza gmachu, co uniemożliwiała obecność Teatru Współczesnego. Myślał też o utworzeniu Muzeum Odry, nowoczesnego Muzeum Morskiego czy skansenu archeologicznego w Wolinie.

Współpracował z historykami wielu krajów, nie tylko z obu państw niemieckich, Skandynawii, ale też na przykład z Mongolii, w czym pomogła mu znajomość… języka czeskiego! Okazało się bowiem, że mongolski historyk, z którym współpracował, studiował na uniwersytecie w Pradze. Wykładał na Uniwersytecie Szczecińskim, a także na zagranicznych uczelniach, promował wielu magistrantów i doktorantów. Jeden z jego wnuków również połknął bakcyla i też jest archeologiem. Dziadek był z niego bardzo dumny.

Światło i chwała

Był człowiekiem niezwykle energicznym i przebojowym. Miał zachrypnięty głos, na co miał wpływ fakt, że dużo palił papierosów. Kilkanaście lat temu został brutalnie napadnięty w klatce schodowej swojego domu, był duszony, przez co prawie całkowicie stracił głos. Później wydobrzał, ale swojej dawnej energii już nie odzyskał. Mimo to nadal cieszył się wielkim szacunkiem.

Był laureatem wielu nagród jak „Pomerania Nostra”, którą wręczono mu w zabytkowej auli Uniwersytetu Greifswaldzkiego, czy „Lux et Laus” (światło i chwała), przyznawany przez Stały Komitet Mediewistów Polskich za wybitne zasługi dla badań historycznych. Sam siebie oceniał jako człowieka upartego i szczerego. Bardzo wiele od siebie wymagał. Bardzo łatwo nawiązywał kontakt ludźmi w każdym wieku, w tym ze studentami, których zarażał swoją pasją historyka. 26 kwietnia 2014 roku skończyłby 88 lat.